Polska

Uczestnik powstania warszawskiego: patriotyzm realizuje się w codzienności

O tym, że każdy Polak ma prawo do ojczyzny, ale także i obowiązki względem niej oraz o dobrym rozumieniu patriotyzmu rozmawiamy z Jackiem Broelem-Platerem, pseudonim „Ludwik”, który jako członek Szarych Szeregów uczestniczył w Powstaniu Warszawskim.

Łukasz Kaczyński: Ile miał Pan lat, kiedy włączył się Pan w walkę o niepodległość?

Jacek Broel-Plater: Dwanaście. Ja i mój dwa lata starszy brat zostaliśmy członkami Szarych Szeregów poprzez 16. Warszawską Drużynę Harcerzy. Stanowiliśmy Zawiszaków, czyli najniższy stopień tej organizacji. Miał on na celu zabezpieczenie najmłodszych, którzy wtedy chętnie, ale nie zawsze mądrze podejmowali działania przeciwko okupantowi. Założenie było takie, że nie będziemy wtedy uczestniczyć w akcjach bojowych, lecz szkolić się w rozmaity sposób – wyrabiać spostrzegawczość, umiejętność poruszania się w terenie czy znajomości otoczenia.

A poza szkoleniami – jak wyglądały zadania, które Wam powierzano?

Przed sierpniem 1944 r. nie były to zadania bardzo trudne, ale myślę, że potrzebne. Przeszukiwaliśmy okoliczne budynki w celu ustalenia możliwości poruszania się pomiędzy nimi bez konieczności wykorzystywania ulicy. Mieliśmy znać wszystkie nietypowe przejścia, nieużywane bramki i niewysokie płoty. Poza tym obserwowaliśmy wjeżdżające i wyjeżdżające z Warszawy pojazdy wojskowe okupanta.

Powstanie: straciłem 3 braci w 3 dni
Jednak ta sytuacja zmieniła się po wybuchu Powstania Warszawskiego.

1 sierpnia nasi instruktorzy przyszli do mojej matki i powiedzieli, że mamy przyjść z kocami i ciepłymi ubraniami w konkretne miejsce koncentracji. Było więc wiadomo, że nie będziemy mieszkać w domu. Okazało się, że zorganizowano wtedy pocztę harcerską, a my zostaliśmy do niej przypisani jako łącznicy-listonosze. Zbieraliśmy i roznosiliśmy listy ze skrzynek rozstawionych po mieście, przez które walczący informowali swoich bliskich o tym, co się z nimi dzieje i czy żyją. Tu warto zaznaczyć, że nasze prace przebiegały pod ziemią – korytarzami piwnic. Tak działaliśmy do 19 sierpnia, kiedy Niemcy rozpoczęli ostrzał budynku Politechniki, obok którego byliśmy zakwaterowani.

A co później?

Po tym ostrzale gasiliśmy pobliski dom i w tej akcji ponownie zostaliśmy ostrzelani z czołgów niemieckich. Wtedy zginął mój brat, a ja zostałem postrzelony – na tyle poważnie, że przez 12 godzin uznawano, że zajmowanie się mną będzie bezcelowe. Później jednak zobaczono, że dalej żyję i trafiłem na stół operacyjny. Spędziłem 2 tygodnie w szpitalu, a potem byłem już w domu. Czułem, że nie mogę zostawić rodziców. Oprócz brata, który zginął w akcji, w której ja zostałem ranny, wcześniej, 16 sierpnia zginęło w powstaniu już dwóch moich starszych braci. Dlatego postanowiłem być z rodzicami.

To, co Pan opowiada – że stracił Pan trzech braci w ciągu 3 dni – jest niezwykle poruszające. Miłość do ojczyzny wymagała wtedy wielu wyrzeczeń, prawda?

Dla moich rodziców na pewno. Stracili trzech synów, a jeden został ciężko ranny. Jednak sądzę, że wiedzieli, że nie może być inaczej – przeżyli czas, w którym po 123 latach niewoli Polska kształtowała się na nowo i ten proces przerwała ponownie wojna. Dlatego gotowi byli na najwyższe ofiary, by odzyskać wolność ojczyzny. Myślę, że współczesnym trudno to zrozumieć. Ale dobrze, że przez ostatnich kilka lat nie doświadczyliśmy już tak trudnych przeżyć. Trochę się na to uodporniliśmy. Szkoda tylko, że wraz z tym przyszło też znieczulenie na potrzeby bliźnich, na przykład z innych krajów, w których działania wojenne toczą się także współcześnie.

My, Polacy umiemy się łączyć w działaniu
Czy po wojnie odczuł Pan, że udział w Powstaniu Warszawskim był faktem niewygodnym dla władz komunistycznych w Pana życiorysie?

Po pierwsze, moi rodzice przed wojną byli ziemianami, a nazwisko Plater było wtedy znane. Mamy dalekie pokrewieństwo z Emilią Plater. Nie mogliśmy więc wrócić do rodzinnego domu, który nam odebrano. Trochę niechęci odczułem też w szkole, kiedy moi rówieśnicy dawali mi do zrozumienia, że udaję bohatera, bo walczyłem za ojczyznę w powstaniu. Nauczyciele też podchodzili do tego różnie – jedni byli życzliwi, innym to przeszkadzało. Miałem także problem z dostaniem się na studia – nie dopuszczono mnie do egzaminów wstępnych jako obcy klasowo i niezrzeszony. Dopiero po roku podejmowania rozmaitych prac udało mi się rozpocząć studia.

Jak Pan sądzi, czy współczesne pokolenia też byłyby gotowe stanąć do walki za ojczyznę tak, jak Pana rówieśnicy kilkadziesiąt lat temu?

Myślę, że znaleźliby się tacy, którzy zrozumieliby to od razu, ale i tacy, którzy by tego nie zrobili. Nie da się ukryć, że w czasie, kiedy moi bracia oddawali życie za ojczyznę, to był wielki zryw. Walka o utrzymanie wolności Polski. To zresztą w Polakach jest bardzo mocno zakotwiczone i umiemy łączyć się w działaniu oraz ponosić ofiary dla dobra kraju, który jest zagrożony. Przykładem może być sytuacja powstania „Solidarności”, kiedy strajki ogarnęły całe państwo polskie. Szkoda tylko, że nie umiemy być solidarni w zwykłej codzienności.

No właśnie. Jak nie zmarnować czy nie zaprzepaścić tej wolności, którą już tyle lat możemy się cieszyć?

Trzeba sobie uświadomić, że nasza niepodległość nie różni się zbytnio od tej sprzed 1939 r. I wtedy ludzie się kłócili, prowadzili boje polityczne czy lokalne. Dziś też jest trochę tak, że każdy walczy o Polskę i jej dobro. Jedynym problemem jest to, że to dobro przez każdego jest inaczej rozumiane. A jeśli dojdą już do tego pragnienia zaspokajania własnych interesów, to wszystko się rozmywa.

Jak więc właściwie rozumieć patriotyzm i czego chciałby Pan życzyć Polakom w 100. rocznicę odzyskania niepodległości?

Ojczyzna to szeroka droga, na której każdy może się znaleźć i nią podróżować – musi jednak zachowywać jakieś granice w poruszaniu się po niej. Nie ulega wątpliwości, że żyjemy w wolnym kraju, ale mamy różne spojrzenia na rzeczywistość. I dlatego sądzę, że powinniśmy się w końcu nauczyć, że patriotyzm to spoiwo, które uczy nas rezygnować z własnych celów na rzecz umiejętności porozumienia się w sprawach, dzięki którym Polska będzie dalej się rozwijać. I nie chodzi mi o patriotyzm demonstracyjny na uroczystościach, ale o taki prawdziwy – ten, który kiedyś porywał ludzi do oddawania życia w walce o niepodległość Polski. Ten, który każdy z nas ma w swoim sercu, a jednocześnie jest on „nasz” wspólny i widać go najbardziej wtedy, kiedy porządnie i z przyzwoitością wykonuje się swoje codzienne zadania – tak w rodzinie, jak i społeczeństwie, a także pracy zawodowej.

Źródło: aleteia.org

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button
Close