Polska

Polacy: szanujcie się – życzenia 102-letniej łodzianki z okazji Święta Niepodległości

Oto starsza siostra wolnej Polski. Kiedy rodziła się Niepodległa, Ewa Arciuch już biegała po kresowych polach. Urodziła się 18 kwietnia 1916 roku. Jeszcze pod zaborami, czy może raczej na polu bitwy. – Metrykę mam austriacką, bo chrzcił mnie austriacki kapelan. Wtedy byli u nas Austriacy. I front – wspomina 102-latka w rocznicę odzyskania niepodległości.

Polacy: szanujcie się - życzenia 102-letniej łodzianki z okazji Święta Niepodległości

Pani Ewa urodziła się w Szpakowcach. To obecnie terytorium Białorusi. – Świteź. Litwa. Grodno. To była kiedyś Polska – Kresy. Były bale, muzyka. Nad Świteź to wielcy państwo przyjeżdżali. Z Warszawy, z Wilna. A do Wilna jeździło się na pielgrzymki. teraz też ludzie tam jeżdżą, chociaż to teraz Litwa. Znacie Świteź? Pięknie tam. Cała okolica piękna. Jeziora, jeziora… W Szpakowcach za oknem była droga, a za drogą jezioro – wspomina.

Pani Ewa ma 102,5 roku. Jej babcia dożyła 105 lat. Polka. Uczyła Polaków na Kresach. – Babcia miała dwór i dwie córki – wspomina pani Ewa. – A rodzinę prowadziła tradycyjną. To rodzice wybierali córkom mężów. Mojej mamie kazali wyjść za mąż i wyszła. A jej siostra nie chciała i uciekła za granicę.

Kiedy Polska odzyskała niepodległość pani Ewa miała dwa i pół roku. Było jedną z czworga rodzeństwa. Miała siostrę i dwóch braci. – Bieda wtedy była i zacofanie. I wojna bolszewicka. Bolszewików nie pamiętam, ale straszne czasy były. Za Bolszewika i za Stalina. Z mojej rodziny jedną familię wystrzelali całą – od najmłodszego do dorosłego. Uciekali ludzie od Sowietów do Polski. Całymi rodzinami. Kto tylko mógł.

Rodzina pani Ewy przetrwała Bolszewików i doczekała szczęśliwie wolnej Polski. Z Polską przyszła szkoła. Przyjechali nauczyciele i chodzili po wsiach. Spisywali dzieci. Ale ciemnota była straszna. Po co komu szkoła. Zwłaszcza dziewczynkom. Ludzie mówili, że do garów szkoła niepotrzebna. I chowali dziewczynki, żeby się nie upominali o tę szkołę. Mnie mama w szafie schowała, ale się wydało. Matkę do aresztu wzięli, a mnie do szkoły. Bardzo dobrze się uczyłam. Jak kogoś w kozie nauczyciel zostawiał to mnie mówił: Ewa siedź, to nauczysz tych głąbów. A ta szkoła była taka, że czytać, pisać i rachować uczyła. Tabliczkę mnożenia to człowiek w biegu mówił. Jak jakiś łobuz rozrabiał to go nauczyciel łapał za głowę i buch o ławkę. Teraz to się nie mieści w głowie, ale wtedy tak było.

Kiedy Ewa Arciuch dorosła, wyszła za mąż za kolejarza. To przed wojną była świetna partia. – Kolejarze byli wspaniale uposażeni. Mąż na kolei, a ja w domu. Bo przecież ktoś musiał dzieci wychowywać, uczyć, przykład dawać – wspomina. – Wygodnie się wtedy żyło. Tyle że przenosili z miejsca na miejsce. Gdzie ja nie mieszkałam… Mordy, Siedlce, później Warszawa i wreszcie Łódź. Przeżyłam i Niemców i Sowietów. Najgorzej to było za Stalina, ale i w okupację nie wiadomo było jak człowiek skończy.

Jaka była wolna Polska? Biedna, ale nasza. Bez Niemców i Bolszewików. Ludzie zaczęli walczyć z ciemnotą, z biedą. Żydów było dużo. Powodziło im się. A kiedy później przyszli Niemcy to się skończyło. Ale i tak za Stalina było najgorzej.

Trzy dziewczynki i trzech chłopców miałam. Najmłodszy – Irek – zmarł kiedy miał 66 lat. Pochowałam. Ale mam jeszcze dwóch Piotr i Jurek. I córki: Jadzia w Australii. Natalia w Warszawie i Renata w Łodzi. Stara jestem, a dzieci też już stare. Ale młodzież rośnie. Wnuczki i pra pra pra… Sama już nie pamiętam ile tych wnuczków. Ale świętują tę wolną Polskę.

Święta niepodległości u nas to się nie obchodziło jak teraz. Wojsko, defilady… Tego nie było. Nie było takich uroczystości. Marsze i defilada to były – w stolicy. Ale dla ludzi było biednie. Bardzo biednie. Za to prezydentów się bardzo szanowało. I Piłsudskiego. I ludzi uczonych. Bardzo. I dla siebie też ludzie byli inni. Tacy milsi. Teraz są nerwowi. I tego szacunku nie ma. Przykro patrzeć i przykro słuchać. Młodszy do starszego mówi Ty… Człowiek na poziomie tak nie mówił. Proszę pana, łaskawa Pani – tak się mówiło. A teraz to przykro słuchać, jak się do siebie zwracają. I na to stulecie Polski to ja bym chciała, żebyśmy mieli do siebie więcej szacunku. Tak jak kiedyś był szacunek dla prezydenta, dla Polski i dla starszych ludzi. Ten szacunek to jest potrzebny. Bo ludzi trzeba szanować.

Źródło

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button
Close