Polska

Najlepsi agenci wywiadu w przedwojennej Polsce

Samo wojsko nie mogło wystarczyć do obrony niepodległości Polski, otoczonej przez wrogie mocarstwa. Sprawą najwyższej wagi stało się uzyskanie przewagi wywiadowczej. To tym agentom II Rzeczpospolita zawdzięczała swoje największe szpiegowskie sukcesy.

Najlepsi agenci wywiadu w przedwojennej Polsce

Współautor „Cudu nad Wisłą”? Jan Kowalewski

Jan Kowalewski swoją karierę wojskową rozpoczął od armii carskiej, do której został zmobilizowany po wybuchu pierwszej wojny światowej. Jego służba w oddziałach inżynieryjnych nie była specjalnie ekscytująca, jednak pozwoliła mu zrozumieć działanie jednostek łączności. Po rewolucji przeszedł do II Korpusu Polskiego.

W 1919 roku trafił do wywiadu, co okazało się prawdziwym zrządzeniem opatrzności. Kowalewski był zdolnym organizatorem i jeszcze lepszym analitykiem. Ale zdaniem Grzegorza Nowika, autora książki „Zanim złamano Enigmę…” i specjalisty od radiowywiadu podczas wojny polsko-bolszewickiej, dopiero ślub niejakiej panny Sroczanki miał udowodnić, że Kowalewski to zarazem wyśmienity kryptolog.

Najlepsi agenci wywiadu w przedwojennej Polsce

Jan Kowalewski jako attaché wojskowy w Moskwie

Podporucznik Stanisław Sroka wybierał się na wesele kuzynki i tego wieczoru jego dyżur przy przeglądaniu rosyjskich depesz przechwyconych przez polskie stacje nasłuchowe przejął Kowalewski. Gdy towarzystwo bawiło się w najlepsze, zmiennik zauważył dwie interesujące wiadomości – jedną adresowaną do dowództwa sowieckiej XII Armii w Kijowie oraz drugą zupełnie zaszyfrowaną. Polak, który sporą część edukacji odbył w carskich placówkach, postanowił pogłówkować nad rosyjskimi sposobami kodowania wiadomości. Znajomość języka i intuicja analityczna pozwoliły mu już wkrótce złamać szyfr Armii Czerwonej.

Mężczyzna wciągnął do współpracy najlepszych polskich matematyków, między innymi tych ze słynnej szkoły lwowskiej, a nawet asystentów i studentów, tworząc zespół pracujący nad łamaniem kluczy używanych przez bolszewików. Choć polski wywiad wciąż jeszcze raczkował i jego struktury powstawały w warunkach wojny, jego działalność zaczęła przynosić wymierne efekty. Jak pisze Nowik, w latach 1919-1920 przechwycono i odkodowano tysiące rosyjskich depesz. Kowalewski wraz ze swoimi współpracownikami zajął się także łamaniem szyfrów niemieckich; on też stał za rozbudową sieci stacji nasłuchowych.

Dzięki kryptologom kierowanym przez Jana Kowalewskiego polski sztab miał pełen wgląd w to, co działo się na wszystkich frontach. Wywiad działał tak szybko i sprawnie, że niektóre informacje odnośnie ruchów rosyjskich wojsk lądowały na biurku Piłsudskiego szybciej niż u adresatów. Choć Kowalewski nie walczył z bronią w ręku na pierwszej linii, w znaczący sposób przyczynił się do klęski bolszewików w 1920 roku.

Pijak, bawidamek i… as wywiadu. Jan Henryk Żychoń

Jan Henryk Żychoń już jako nastolatek miał nie lada fantazję. W wieku dwunastu lat uciekł z domu, by dołączyć do Legionów, gdzie początkowo pełnił służbę pomocniczą, następnie zaś został skierowany do kompanii szkolnej. W 1919 roku trafił do wywiadu. W 1930 roku Żychoń, służący już wówczas w stopniu majora, został szefem ekspozytury polskiego wywiadu w Bydgoszczy.

Z dzisiejszej perspektywy umieszczanie ważnych struktur wywiadu w tej części kraju nie miałoby najmniejszego sensu, jednak przed drugą wojną światową tuż obok znajdowały się dwie granice państwa, a przez miasto biegła tranzytowa kolej. Jak możemy przeczytać w pracy toruńskiego profesora historii Przemysława Olstowskiego:

„Radykalizacja metod niemieckich wywołała reakcję oficerów wywiadu polskiego. Kapitan Żychoń […] był w awangardzie tej przemiany. Nieprzypadkowo Niemcy uważali go za szczególnie niebezpiecznego i bezwzględnego przeciwnika.”

Najlepsi agenci wywiadu w przedwojennej Polsce

Tablica poświęcona Janowi Żychoniowi w Bydgoszczy

Żychoń w pełni zapracował na swoją opinię, choć trudno byłoby go uznać za wzór szpiegowskiej postawy. Lubił pić, nie przejmował się na co dzień ukrywaniem swojej tożsamości a przy tym… zwalczał niemieckich agentów z wprost niezrównaną zaciekłością.

Nie ograniczał się do aresztowania szpiegów. Jeśli ci znajdowali się poza zasięgiem polskiej Temidy, był gotów dostarczać ich przed jej oblicze. Na przykład porywając wytypowanych urzędników wroga. Tak było w przypadku agenta werbującego dla Abwehry Georga Reschotskiego, obywatela polskiego narodowości niemieckiej działającego w Wolnym Mieście Gdańsku. Żychoń upił go do nieprzytomności, wpakował do samochodu i razem ze swoimi ludźmi przewiózł do Gdyni, gdzie został postawiony przed sądem i skazany za szpiegostwo. Niemieckie służby były wściekłe.

Szef gdańskiej placówki Abwehry Oskar Reile i Żychoń walczyli ze sobą zaciekle. Niemiec próbował nawet zorganizować zamach na Polaka. Do tego celu Abwehra wykorzystała ponętną Czesławę Irenę Bociańską. Żychoniowi udało się jednak obrócić całą sytuację na swoją korzyść. Dzięki przeciekowi do prasy w gazetach zaczęły się ukazywać kompromitujące placówkę Abwehry w Gdańsku artykuły, a gdańską policję nazywano przykrywką dla niemieckiego wywiadu działającego na szkodę Polski.

Żychoń nie stronił od podpatrywania tricków Abwehry. I on postanowił wykorzystać przeciwko swojemu odpowiednikowi kobietę. Tym razem nie poszukiwał ponętnej femme fatale, która miałaby uśmiercić pechowego kochanka. Przeciwko następcy Reilego – Reinholdowi Kohtzowi postanowił użyć jego najbliższych. Mężczyzna od lat związany był z Polką, Pauliną Tyszewską, z którą miał córeczkę.

Ich związek, ze względu na propagowaną przez hitlerowców czystość rasową, nie był dobrze widziany przez niemiecki wywiad. W dodatku Paulina zostawiła dla Kohtza męża. Popadła też w duże kłopoty finansowe (groziło jej w związku z tym więzienie). Żychoń był zdecydowany zwerbować ją za wszelką cenę i właśnie w jej sytuacji materialnej dostrzegł szansę dla siebie.

Wykorzystywał różne argumenty, łącznie z uregulowaniem statusu prawnego jej córki. Ostatecznie Paulina zgodziła się sypać, a dostarczone przez nią materiały okazały się bezcenne. Jak opisuje to Kacper Śledziński w książce „W tajnej służbie. Wojna wywiadów w II RP”:

„Informacje zdobywane przez nią otwierały oficerom wywiadu oczy na pracę Abwehry w szerokim rozumieniu tego słowa. Pojawiały się meldunki o prywatnych adresach oficerów, ich numerach telefonów, kryptonimach, wyjazdach służbowych itp.”

Prawdopodobnie największym i najbardziej spektakularnym osiągnięciem Żychonia była jednak akcja „Ciotka”. Jeden z ludzi majora zwrócił jego uwagę na niemieckie pociągi tranzytowe, przejeżdżające przez polskie terytorium. Składy te woziły nie tylko pasażerów i towary, ale też – pocztę.

O dziwo zawartość przesyłek dyplomatycznych i poczty wojskowej nie była specjalnie ewidencjonowana. Jedynym poważnym zabezpieczeniem okazały się oryginalne niemieckie plomby na drzwiach wagonów. Na cztery godziny niemiecki pociąg jadący po polskim terytorium przejmowali nasi kolejarze i w tym wywiad dostrzegł możliwość.

Żychoń zorganizował akcję, w ramach której prowadzono systematyczną i zakrojoną na szeroką skalę inwigilację niemieckich przesyłek. Agent zwerbował nawet do pracy doświadczonych złodziei, których zadaniem było szybkie forsowanie drzwi wagonów i wyrzucanie wyselekcjonowanych worków z przesyłkami na zewnątrz. Potem ekspresowo zabierano listy do przygotowanego wcześniej domu, gdzie je otwierano, fotografowano, czy przepisywano, a następnie… zaklejano i odwożono na kolejny pociąg.

Operacja, której kryptonim zmieniono później na „Wózek”, pozwalała Żychoniowi i jego ludziom zdobyć ogrom informacji szpiegowskich, łącznie z niemieckimi prototypami wojskowymi.

W przededniu wybuchu drugiej wojny światowej bydgoska ekspozytura wywiadu pracowała na najwyższych obrotach, obserwując posunięcia Niemców. W czwartek 31 sierpnia 1939 roku, jak pisze Kacper Śledziński w książce „W tajnej służbie. Wojna wywiadów w II RP”, major Żychoń pospieszył z Bydgoszczy do Gdańska. Pojechał poinformować szefa Wydziału Wojskowego Komisariatu Generalnego RP w Wolnym Mieście Gdańsku, podpułkownika Wincentego Sobocińskiego, że w ciągu 24 godzin ma się spodziewać niemieckiego ataku. Pancernik szkolny Schleswig-Holstein stał już wówczas gotów do ostrzelania Westerplatte.

Człowiek, który doprowadził do rozszyfrowania Enigmy. Gwido Langer

Gwido Langer wychowywał się w Cieszynie. Już od wczesnych lat zdradzał talent do nauk ścisłych. W pierwszej wojnie światowej walczył w armii austriackiej. Był kilka razy ranny, dwukrotnie trafił do rosyjskiej niewoli. Po wyjściu na wolność trafił do Wojska Polskiego, zaciągnąwszy się do najbliższego oddziału (była to 5. Dywizja Strzelców Syberyjskich).

Po zakończeniu wojny zdecydował się pozostać w mundurze. Przeszedł kurs w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie, a w roku 1929 trafił do Oddziału II Sztabu Głównego, gdzie został kierownikiem Referatu Radiowywiadu. Rok później był już kierownikiem Biura Szyfrów, które powstało z połączenia Radiowywiadu i Referatu Szyfrów Własnych.

Niesamowitą pomocą dla Langera na nowym stanowisku był zorganizowany już w 1928 roku w Poznaniu kurs kryptologii dla matematyków. Na tamtejszej dość młodej uczelni wykładali świetni naukowcy. Gdy uniwersytet powstawał, potencjalnym pracownikom zaproponowano doskonałe warunki, dzięki czemu udało się ściągnąć między innymi matematyków ze słynnej szkoły lwowskiej.

Jednym z prowadzących zajęcia z kryptologii był Maksymilian Ciężki, zastępca Langera, który swoim uczniom przynosił… autentyczne, zaszyfrowane depesze. Ośmiu absolwentów kursu zaangażowano do pracy w poznańskim oddziale Biura Szyfrów. Po czasie tamtejszą ekspozyturę zamknięto, a trzech najlepszych analityków przeniesiono do Warszawy. Byli to Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski.

Najlepsi agenci wywiadu w przedwojennej Polsce

Enigma

W 1932 roku Gwido Langer kierował złożonym z nich zespołem, który złamał szyfr Enigmy. Kierownik Biura Szyfrów, w związku z chwiejną sytuacją geopolityczną w Europie, ściśle współpracował z wywiadami Czechosłowacji i Francji oraz Wielkiej Brytanii. Mimo to niemal do wybuchu wojny utrzymywał złamanie kodu maszyny szyfrującej Hitlera w tajemnicy przed nimi.

Zespół Langera nie tylko od dawna czytał wiadomości wymieniane przez Niemców. Udało mu się także skonstruować własną kopię Enigmy oraz łamać kolejne zabezpieczenia wymyślane przez inżynierów Trzeciej Rzeszy.

Dopiero w lipcu 1939 roku przedstawiciel francuskiego wywiadu dostał od Langera telegram z zaproszeniem do Warszawy. Wieczorem 24 lipca Brytyjczycy i Francuzi zostali poinformowani o polskich osiągnięciach, a wywiady w Paryżu i Londynie otrzymały kopie Enigmy.

Źródło

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button
Close