Polska

Kumulacja przetargów. Przez wzrost cen na rynku budowlanym część inwestycji publicznych może nie powstać

Brak pracowników i stale rosnące ceny materiałów budowlanych spowodowały, że ceny których życzą sobie wykonawcy startujący w przetargach są znacznie wyższe, niż te zabudżetowane przez samorządy. Wiele planowanych inwestycji może w ogóle nie powstać.

Brak pracowników i stale rosnące ceny materiałów budowlanych spowodowały, że kwoty których życzą sobie wykonawcy startujący w przetargach, znacznie przekraczają możliwości samorządów. Wiele planowanych inwestycji może w ogóle nie powstać.

Według danych publikowanych przez Polskie Składy Budowlane, w tym roku w górę poszły praktycznie wszystkie kategorie materiałów.

Największy wzrost cen dotyczy drewna (prawie 30 proc.) i materiałów ściennych (14 proc.).

– Mamy boom przetargowy. Po okresie stagnacji w 2016 roku, gminy zaczęły planować bardzo dużo inwestycji, zwiększa się popyt na materiały, więc ceny idą w górę – ocenia Beata Tomczak z ASM-Centrum Badań i Analiz Rynku. – Druga sprawa to wzrost kosztów pracy. W większości branż brakuje pracowników, koszty są coraz większe, a to bezpośrednio przekłada się na koszty inwestycji.

Rosnące ceny sprawiają, że przetargi zaplanowane w ubiegłym roku budżetowym przez samorządy dziś są praktycznie nierealne.

– Budowa drogi rowerowej, którą planowaliśmy w tym roku, była wyceniona na 1 mln 900 tys. złotych. Tymczasem jedyna oferta, która wpłynęła, jest o ponad 1 mln złotych większa – mówi Artur Tusiński, burmistrz Podkowy Leśnej. Wykonawcy mówią, że to przez wzrost cen.

Część gmin ratuje kontrakty wydłużaniem terminów i zmianą sposobu wypłaty należnej wykonawcy.

– Wykonawcy zwracają nam uwagę na to, żeby płacić im w transzach jeszcze w trakcie prac, a nie dopiero po odbiorze inwestycji – mówi Tusiński. – Dzięki temu mają z czego kupić materiały i zapłacić pracownikom.

Kłopoty z przetargami to problem także większych samorządów. W Łodzi rozpoczyna się program rewitalizacji obszarowej, który ma pochłonąć ponad miliard złotych. Zakłada m.in. renowację dróg i gruntowny remont przedwojennych kamienic, stanowiących zabytkową zabudowę centrum miasta.

– Około 1/5 przetargów będzie trzeba powtórzyć – mówi Aleksandra Hac z łódzkiego magistratu. – To jest loteria, część przetargów udaje się zamknąć w proponowanej kwocie, a w części oferty wykonawców przekraczają ją kilkakrotnie. W przypadku remontów 5 kamienic, pomimo rozstrzygnięcia przetargu, wykonawca po przeliczeniu kosztów zrezygnował z podpisania umowy.

Konieczność powtarzania przetargów na miejskie inwestycje wiąże się nie tylko z opóźnieniem, ale i zmianą jej zasięgu.

– Radzimy sobie różnie. W przypadku mniejszych zadań, przy powtórce przetargu włączamy je w skład większych inwestycji, licząc na to, że zainteresuje się nim duży wykonawca. Czasem duży projekt rozkładamy na mniejsze, szukając małych, lokalnych firm, które mogłyby być zainteresowane – mówi Aleksandra Hac. – Na szczęście termin oddania wszystkich inwestycji w programie rewitalizacji to rok 2020, więc mamy jeszcze trochę czasu.

Praca kosztuje
Jak mówią samorządowcy, koszt budowy kilometra drogi zwiększył się w ostatnich latach średnio o milion złotych. To wynika nie tylko z rosnących cen materiałów, ale i kosztów pracy.

– W 2015 roku robotnik budowlany zarabiał około 2300 złotych – mówi burmistrz Tusiński. – Dziś, jak rozmawiam z wykonawcami to słyszę, że płaca wzrosła do 1 – 3,5 tys. złotych. Znalezienie operatora koparki za mniej niż 4 500 złotych graniczy z cudem. Firmy muszą to sobie jakoś odbić.

Choć w polskich firmach jest coraz więcej pracowników z Ukrainy, czy Indii, firmy budowlane nadal mają problem ze znalezieniem chętnych do pracy.

– To jest tylko łatanie dziury, a nie rozwiązanie problemu – komentuje Beata Tomczak. – Pracownicy zza granicy bardzo często traktują Polskę jedynie jako przystanek w dalszej drodze i nie wiążą się z miejscem pracy na dłużej. Cały czas odczuwamy skutki emigracji zarobkowej z Polski i zaniedbania szkolnictwa zawodowego. Nie przewidujemy, żeby sytuacja w ciągu najbliższych kilku lat miała się poprawić. Chyba, że pozytywne zmiany przyniesie automatyzacja pewnych procesów i wdrażanie nowych technologii, które będą mogły zastąpić część pracowników.

Kara wliczona w koszty
Jak oceniają eksperci, wzrost cen oferowanych przez firmy budowlane to wynik nie tylko kalkulacji, ale i ostrożności, której sektor nauczył się po latach 2011 – 2012, kiedy na rynku nastąpiła, podobna do dzisiejszej, kumulacja przetargów.

– Z powodu niedoszacowania ryzyka związanych ze wzrostem cen czy niedotrzymywaniem terminów wiele firm wtedy zbankrutowało – mówi Beata Tomczak. – Widać, że nauczyliśmy się na błędach. Firmy uwzględniają w kalkulacji ryzyko, że przy takich mocach przerobowych jakie mamy, terminy zakładane przez samorządy są nierealne, więc w koszty wliczane są kary, które wykonawca będzie musiał zapłacić.

– Gdy otworzyliśmy koperty z ofertami na przebudowę jednej z ulic okazało się, że jedyna zgłoszona oferta była ponad milion złotych wyższa, niż kwota, którą przeznaczył samorząd – opowiada burmistrz Tusiński. – Usłyszałem od tej firmy, że 30 proc. tej kwoty to kary, które wykonawca musiałby zapłacić miastu, bo już było wiadomo, że nie zdąży gdyż ma za mało ludzi.

Samorządy nawet gdyby chciały zdecydować się na dwukrotnie droższą inwestycję, zazwyczaj nie mogą. Bo kwoty przeznaczone na realizacje konkretnych inwestycji uchwalane są w budżecie nieraz rok przed rozpoczęciem przetargu. A ceny potrafią znacząco wzrosnąć z miesiąca na miesiąc.

– Jedyny sposób, w jaki możemy ratować część kontraktów, to właśnie wydłużanie terminów – mówi burmistrz Tusiński. – I tak np. droga rowerowa budowana we współpracy z kilkoma gminami będzie oddana nie w kwietniu tego roku, a w listopadzie, a niektórych gminach nawet w 2019.

Źródło

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button
Close