Tragedia, która miała miejsce ponad trzy tygodnie temu w Borowcach, wstrząsnęła całą Polską. Wciąż poszukiwany Jacek Jaworek zamordował swojego brata Janusza, bratową Justynę i ich 17-letniego syna. Przyjaciółka rodziny wyznała wstrząsającą prawdę o tym, co przeżywała rodzina J. przed koszmarną strzelaniną. Czy tej tragedii można było zapobiec?
Jacek Jaworek w nocy z 9 na 10 lipca br. zamordował trzyosobową rodzinę. Mężczyzna nadal jest poszukiwany. 52-latek przeprowadził się do brata Janusza i jego rodziny w październiku ubiegłego roku. Wcześniej Jaworek mieszkał z żoną, która wniosła o rozwód. Mężczyzna nie miał gdzie mieszkać i wrócił do rodzinnego domu w Borowcach.
Poszukiwany obecnie listem gończym oraz Europejskim Nakazem Aresztowania Jacek Jaworek zajął wówczas pokój swojego zmarłego ojca. W pokojach obok mieszkało 44-letnie małżeństwo z dwoma synami. Rodzina traktowała Jaworka bardzo dobrze, ale 52-latek zaczął nadużywać gościnności brata.
Justyna traktowała szwagra bardzo dobrze. Przez kilka miesięcy gotowała mu, prała ubranie, sprzątała. Popsuło się, gdy zaczął traktować ją jak służącą. Podobnie traktował brata Janusza. Leżał na kanapie i nic nie robił. Były scysje, bo rodzina upomniała się, by dokładał się do prądu i wody – mówi przyjaciółka zamordowanej rodziny w rozmowie z „Faktem”.
Jaworek już jakiś czas temu miał grozić bronią krewnym. Od tamtej pory czteroosobowa rodzina z Borowców żyła w strachu pod jednym dachem z 52-latkiem.
Kiedyś wskazał na stolik przy łóżku i powiedział do nich: „Tu jest broń, tylko mi podskoczcie”. Justyna i dzieci bardzo się go bały – mówi pani Jadwiga, cytowana przez „Fakt”.
Justyna J. jeszcze w maju żaliła się przyjaciółce, że w domu przeżywa piekło. Jednak jak opowiada pani Jadwiga, nikt nie chciał wierzyć w te słowa.
Z relacji przyjaciółki wynika, że do poważnego konfliktu w rodzinie doszło już w marcu. Jacek Jaworek wrócił do domu i zastał zamknięte drzwi. Pierwsze, co zrobił, to zadzwonił do brata, by przywiózł mu klucze. 52-latek nie chciał jednak czekać, więc zdemolował bramę do garażu, tak by mógł dostać się do środka.
Justyna z Januszem byli u nas. Podwoziliśmy ich, żeby otworzyli drzwi Jackowi. Jacek nie czekał. Rozwalił bramę do garażu, żeby dostać się do domu. Przyjechała policja, ale sprawę potraktowano jako rodzinny konflikt – opowiada przyjaciółka rodziny w rozmowie z „Faktem”.
Rodzina od miesięcy żyła w strachu
Justyna przestała wówczas odwiedzać sąsiadów. Przestraszona kobieta pilnowała swoich dzieci, bo bała się o ich życie. Najmłodszy syn małżeństwa panicznie bał się wujka, kiedy Jaworek był w domu, chłopiec nie wychodził nawet do kuchni. 13-letni Gianni jako jedyny przeżył atak 52-latka. Nastolatek wyskoczył przez okno i schował się u kuzyna matki.
Przyjaciółka rodziny przyznaje, że Justyna chciała uciec z dziećmi do swojej mamy, jednak ta poradziła jej, by nie zostawiała męża samego.
Justyna chciała wyjechać z dziećmi do mamy, uciec z tego domu. Radziłam jej, by nie zostawiała Janusza samego, bo nie poradzi sobie z wszystkim. Posłuchała mnie. Gdyby nie to… – wspomina pani Jadwiga, „Fakt”.
Źródło: o2.pl