Pan marszałek Kuchciński urodził się w Przemyślu, jest honorowym obywatelem naszego miasta, a tak lekceważąco potraktował pielęgniarki. On się nas boi. Nie spodziewałyśmy się, że tak wygląda polityka – mówią głodujące pielęgniarki ze Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu. Są wściekłe, zdesperowane. Zarabiają mniej niż kasjerki w marketach, pracują na zdezelowanym, najtańszym sprzęcie, jest ich za mało na specjalistycznych oddziałach.
- Na przemyskiej onkologii leżą ciężko chorzy pacjenci: ich żyły są kruche, pękające, łamliwe. „Często muszę kilka razy ukłuć chorego, żeby założyć mu wenflon. Ten najtańszy jest nietrwały, powoduje zapalenie żył. To samo jest z zestawami do kroplówek: są beznadziejne” – opowiadają pielęgniarki
- Przemyski szpital zawsze był placówką niechcianą, niedofinansowaną. W ciągu kilkunastu lat Podkarpacki Urząd Marszałkowski wymienił w szpitalu kilkunastu dyrektorów. Opowiada jedna z pielęgniarek: – Piotr Ciompa, dyrektor szpitala, zorganizował własną akcję informacyjną i rozwiesił plakaty z naszymi zarobkami. Przecierałyśmy ze zdumienia oczy, kiedy zobaczyłyśmy, że nasza zasadnicza pensja wynosi 5 tysięcy złotych. To bzdura. Dyrektor manipuluje opinią publiczną, przeciw nam nastawił pozostały personel szpitala
- Nie spodziewałyśmy się, że tak wygląda polityka, że pan marszałek Kuchciński, który urodził się w Przemyślu i jest honorowym obywatelem naszego miasta, tak lekceważąco potraktuje pielęgniarki. On się nas boi – opowiadają.
- Nie mamy urządzeń do podnoszenia pacjentów z nadwagą. Jest dźwig, koleżanki go nie używają, bo się sypie. Cywilizowane szpitale dysponują pasami, automatycznymi materacami przeciwodleżynowymi, które obracają pacjentów. My robimy to same. Mam 32 lata, a już wiele zmian w kręgosłupie
– Jesteśmy wściekłe – denerwuje się pani Anna, pielęgniarka w Wojewódzkim Szpitalu im. Ojca Pio w Przemyślu. – Dlatego protestuje naszych 628 pielęgniarek i 12 pielęgniarzy. Żądamy większych płac, zwiększenia zatrudnienia białego personelu i zakupu specjalistycznego sprzętu do pracy z pacjentami. Na oddziale pracujemy ubrani na czarno, a identyfikatory zasłaniamy plakietką z napisem „Protest. Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych”.
PACJENTOM PĘKAJĄ ŻYŁY
32– letnia pani Anna opowiada, że biały personel pracuje w ekstremalnie trudnych warunkach, a w szpitalu brakuje specjalistycznego sprzętu.
– Nie mamy urządzeń do dźwigania pacjentów, szczególnie tych z nadwagą. Jest jeden taki specjalny dźwig, ale koleżanki go nie używają, bo się sypie. Cywilizowane szpitale dysponują łatwoślizgami, pasami, automatycznymi materacami przeciwodleżynowymi, które same obracają pacjentów. Tymczasem my naszych chorych, często otyłych – dźwigamy same. Mam dopiero 32 lata, a już widać u mnie wiele zmian w kręgosłupie.
Kobieta wymienia też inne braki, które bardzo utrudniają pracę pielęgniarkom w przemyskim szpitalu.
– Strzykawki i wenflony mamy najtańsze, więc najniższej jakości. A na oddziale onkologii leżą ciężko chorzy pacjenci: ich żyły są kruche, pękające, łamliwe. Często muszę kilka razy ukłuć chorego, żeby założyć mu wenflon. Ten najtańszy nie ma odpowiedniej trwałości, więc powoduje zapalenie żył. To samo jest z zestawami do toczenia kroplówek: są beznadziejne.
PRACUJĄ I GŁODUJĄ
Protest pielęgniarek i pielęgniarzy w przemyskim szpitalu trwa od 3 września.
Towarzyszy mu głodówka: pierwsza trwała 19 dni, a od wtorku 2 października rozpoczęła się kolejna. Bierze w nich udział średnio od 12 do 20 osób jednocześnie. Najdłużej w głodowym proteście wytrzymała siostra B., ma za sobą 30 dni bez jedzenia. Inna, W., nie przyjmuje jedzenia 23 dobę. Wśród głodujących był świeżo przyjęty do pracy pielęgniarz, oraz taki, który za parę dni odchodzi na emeryturę.
– Głodujący leżą na materacach w szpitalnym korytarzu, ale wypełniają swoje dyżury – relacjonuje pielęgniarka. – Staramy się powierzać im jak najlżejsze zadania, nie przeciążać pracą. Wszystkie chodzimy ubrane na czarno, bez identyfikatorów. Te głodujące mają plakietkę z napisem „Głoduję – Pracuję”. Są na płynnej diecie, piją soki, kawę, herbatę, wodę, wyjątkowo barszcz lub rosół.
PECHOWY SZPITAL
Protestujące pielęgniarki i pielęgniarze chcą podwyżek. Uważają za kuriozalny fakt, iż taki sam szpital wojewódzki, tyle że w odległym o niecałe 100 kilometrów Rzeszowie, oferuje swoim pracownikom dużo większe zarobki niż przemyski.
– Nasza placówka podlega temu samemu marszałkowi, co rzeszowski – analizuje Ewa Rygiel, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Wojewódzkim Szpitalu w Przemyślu. – Ale to przemyski zawsze był tym niechcianym, niedofinansowanym. Pracuję jako pielęgniarka 32 lata i nie zliczę wszystkich dyrektorów, których podkarpacki Urząd Marszałkowski nam wymienił. Było ich kilkunastu. Obecny dyrektor, Piotr Ciompa też oświadczył na wstępie, że będzie z nami najwyżej 3 lata. Ma rodzinę w Warszawie, więc wiadomo, że ta nie przyjedzie za nim do Przemyśla.
Pracownicy uważają, że w sprawie podwyżek dla personelu dyrektor Ciompa nie podejmie żadnej inicjatywy, gdyż jest niedecyzyjny.
– Pan dyrektor zrobi tylko tyle, na ile pozwoli mu marszałek Władysław Ortyl – dodaje Rygiel. – A według nas, to dyrektor odpowiada za szpital i jest naszym szefem, nie Urząd Marszałkowski.
NISKIE ZAROBKI
– Zarabiamy skandalicznie mało – podkreśla pani Anna. – Wszystkie podwyżki w naszym szpitalu dostawałyśmy po strajkach, protestach, głodówkach, odchodzeniu od łóżek. Za każdym razem musiałyśmy je wyszarpywać niemalże siłą.
Pielęgniarki czują się swoimi niskimi pensjami tym bardziej rozczarowane, że w sąsiednim rzeszowskim szpitalu, biały personel zarabia dużo więcej. Tam pensja brutto wynosi około 4– 5 tysięcy złotych. – Nie mamy pojęcia, skąd ta różnica – dziwi się pielęgniarka. – Moja koleżanka, która tak jak ja mieszka w Przemyślu, od 7 lat dojeżdża do Rzeszowa. Nie opłaca się jej pracować na miejscu. Tam „na rękę” ma minimum 3 tysiące. Ja, po 10 latach pracy, jak dostanę 2100, to jest wszystko.
– Dyrektor naszego szpitala zorganizował własną akcję informacyjną. W obiekcie rozwiesił plakaty z naszymi zarobkami. Przecierałyśmy ze zdumienia oczy, kiedy zobaczyłyśmy, że nasza zasadnicza pensja wynosi 5– 6 tysięcy złotych. To bzdura. Piotr Ciompa manipuluje opinią publiczną, a poza tym nastawił przeciw nam pozostały personel szpitala – relacjonuje Ewa Rygiel.
WEJŚĆ DO SEJMU
Bartosz Arłukowicz, poseł Platformy Obywatelskiej, zaprosił pielęgniarki z Przemyśla do Warszawy, na posiedzenie sejmowej Komisji Zdrowia.
Kobiety zorganizowały się i do stolicy pojechały autokarem w czwartek, 4 października. Chciały się spotkać między innymi z ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim, a także dyrektorem Ciompą i marszałkiem Ortylem, których zaproszono na posiedzenie sejmowej komisji.
Jednak delegacja pielęgniarek nie została wpuszczona do Sejmu. Doszło do przepychanek, poseł Arłukowicz przekonywał Straż Marszałkowską, że ma prawo wejść do budynku ze swoimi gośćmi. Tłumaczył: ”Chcę wejść do Sejmu, jestem posłem. Proszę mnie wpuścić.”
Jednak strażnicy konsekwentnie blokowali wejście i nie wpuścili Arłukowicza oraz pielęgniarek do budynku Sejmu, tłumacząc że takie polecenie wydał marszałek Marek Kuchciński. W efekcie odpychany i zdesperowany poseł PO, trzymając za ręce przemyskie pielęgniarki, krzyczał: „Kuchciński, niech pan popatrzy, chcą mnie tu zgnieść!”
– Rząd oraz Ministerstwo Zdrowia przez miesiąc udawało, że protestu głodujących pielęgniarek w Przemyślu nie ma – podkreśla Arłukowicz. – Podobnie było w przypadku lekarzy rezydentów, gdzie strajk trwał wiele tygodni, a minister zdrowia udawał, że nic się nie dzieje. Głodujące pielęgniarki przyjechały do Warszawy, aby na spokojnie porozmawiać z ministrem Szumowskim. Sposób, w jaki je potraktował marszałek Kuchciński jest skandaliczny. Nie da się rozwiązać problemów, jeśli jedna strona sporu barykaduje się przed drugą. Nie dało się także wypracować wcześniej porozumienia, gdyż marszałek Ortyl kpił wprost z głodujących osób – dodaje poseł.
Słowami o „kpinie” Bartosz Arłukowicz nawiązał do postu marszałka Władysława Otryla, który 30 września na swoim profilu na Facebooku zamieścił zdjęcie pustych materaców w szpitalu w Przemyślu, podczas gdy głodujące pielęgniarki głodowały na materacach w zupełnie innej części szpitala.
MARSZAŁEK SIĘ NAS BOI
Marszałek Kuchciński postanowił zmienić miejsce posiedzenia komisji zdrowia. Decyzję uzasadnił tym, że obradami zainteresowane są liczne organizacje społeczne. Dlatego spotkanie przeniósł do Centrum Partnerstwa Społecznego Dialogu.
– Nie spodziewałyśmy się, że tak wygląda polityka. Że pan marszałek Kuchciński, który przecież urodził się w Przemyślu i jest honorowym obywatelem naszego miasta, tak lekceważąco nas potraktuje – żali się pielęgniarka Ewa Rygiel. – On się nas boi. A jak mężczyzna boi się kobiety, to nie jest normalne. Poza tym poczułyśmy się bardzo nieswojo, gdy w Warszawie otoczył nas i konwojował kordon policjantów. Żyjemy we własnym kraju, a poczułyśmy się jak przestępcy, którzy muszą być eskortowani.
Rygiel twierdzi, że spotkanie z ministrem Szumowskim pielęgniarki odebrały bardzo pozytywnie.
– Zostałyśmy przez niego wysłuchane. To życzliwy człowiek i jesteśmy mu wdzięczne za to, że zaangażował się w nasze sprawy. Marszałek Ortyl powinien się od niego uczyć – twierdzi Rygiel.
A Bartosz Arłukowicz dodaje – Najważniejsza jest rozmowa i szukanie takiego kompromisu, który każda ze stron zaakceptuje. Właśnie dlatego zaprosiłem pielęgniarki z Przemyśla na komisję zdrowia, aby stworzyć możliwość bezpośredniej rozmowy z ministrem Szumowskim. Ostatecznie ten cel udało się osiągnąć, rozmowy trwały kilka godzin i jest nadzieja, że wreszcie uda się zakończyć ten protest. Szkoda tylko, że pielęgniarki musiały jechać aż do Warszawy, żeby rządzący wreszcie je dostrzegli.
PIELĘGNIARKA MA GORZEJ NIŻ KASJERKA
– Które z postulatów są dla was najważniejsze? – pytam pielęgniarek.
– Wszystkie są istotne. Większość z protestujących to panie w panie w wieku przedemerytalnym. Długo się tą ewentualną wyższą pensją nie nacieszą. Trzeba pamiętać i o tym, że w ciągu 5–7 lat z przemyskiego szpitala odejdzie z powodu wieku aż 70 procent personelu. Młodych pielęgniarek i pielęgniarzy jest raptem 25 osób. – wylicza Rygiel – A nowych na horyzoncie nie widać.
– Nie może być tak, że zarabiamy tyle samo, co panie salowe – argumentuje pani Anna. – Bardzo szanujemy ich pracę, bo bez nich nie dałybyśmy sobie rady. Ale ja, po 5 latach studiów ze specjalizacją, oczekuję godnego wynagrodzenia. Sam minister Szumowski nieco się zdziwił, kiedy pielęgniarki pokazały swoje paski wypłat. Widać czarno na białym, że zarabiamy mniej niż panie na kasie w Lidlu czy Biedronce.
Pielęgniarki zwracają również uwagę na to, że jest ich za mało na dyżurach.
– Na oddziale onkologicznym podajemy 200 kroplówek z chemią ciężko chorym pacjentom z nowotworami. We dwie. To są ludzie, którzy w ogóle się nie ruszają: ani palcem, ani okiem. – mówi siostra Anna – Niedawno weszły w życie nowe normy zatrudnienia w opiece zdrowotnej. Zgodnie z nimi do końca roku szpital musi zatrudnić 64 dodatkowe pielęgniarki. Nie ma na to najmniejszych szans. Pielęgniarki nie podejmują pracy na naszym terenie.
OD URODZENIA DO ŚMIERCI NA SŁUŻBIE
Pani Anna podkreśla, że ludzie nie uświadamiają sobie, iż pielęgniarki są po to, aby ulżyć pacjentom.
– Lekarz chorego zbada, postawi diagnozę, zleci leki i odchodzi. Ale to my mamy pełną wiedzę o pacjencie: czy połknął lekarstwo, czy jest najedzony, umyty, czy może sam skorzystać z toalety. Czy ma obrzęki, odleżyny, czy zaczyna mieć wodobrzusze. To my wyłapujemy wszystkie niepokojące objawy.
A Ewa Rygiel dodaje: – Jesteśmy z pacjentami od ich urodzenia, bo odbieramy porody. Towarzyszymy im w chorobach, 24 godziny na dobę. Jesteśmy przy człowieku, kiedy umiera. I mamy prawo do godnej nad nim opieki.
P.S.
Dyrektorowi Szpitala Wojewódzkiego im. Ojca Pio w Przemyślu, Piotrowi Ciompie mailowo zadałam pytania: Jakie rozwiązania proponuje dyrekcja w sprawie postulatów pielęgniarek dotyczących podwyżki płac, zwiększenia ilości personelu, zakupu sprzętu ułatwiającego pracę z pacjentami? Ile zarabiają pielęgniarki w jego szpitalu oraz czy są nowe ustalenia dyrekcji szpitala z władzami na różnych szczeblach, oraz czego dotyczą.
Niestety, odpowiedzi nie otrzymałam.