Zgłosili, że zaginął, a on… pomagał szukać sam siebie

Niecodzienny, choć szczęśliwy finał akcji ratunkowej. Okazało się, że zaginiony pomagał w poszukiwaniach samego siebie! Ratownicy byli jednak tak zaaferowani, że zorientowali się dopiero, gdy słysząc jak wykrzykują jego imię, podszedł i zapytał rozbrajająco: „Kogo szukamy? Jestem tutaj”. Ujawnił tym samym, że cały czas był tuż pod ich nosem.

Gdyby wszystkie przypadki zaginionych osób kończyły się w taki sposób, świat byłby o wiele lepszym miejscem.

Zaginął po zakrapianej imprezie

50-letni Bayhan Mutlu zaginął po zakrapianej alkoholem imprezie w wiejskiej okolicy w pobliżu tureckiego miasta İnegöl. Zaginięcie mężczyzny zgłosili na policję jego przyjaciele. Powiedzieli, że 50-latek oddalił się w kierunku lasu i już nie wrócił.

Jak podaje lokalny kanał informacyjny NTV, zespoły poszukiwawcze i ratownicze z regionu Bursa zaczęły przeszukiwać okolicę, a gdy rozeszła się wieść o sytuacji, przyłączyli się do nich również mieszkańcy najbliższej okolicy.

Poszukiwania, które koncentrowały się na obszarze leśnym, gdzie Mutlu był ostatnio widziany, początkowo nie natrafiły na żaden ślad mężczyzny. Jednak wkrótce sprawy przybrały nieoczekiwany obrót.

„Kogo szukamy? Jestem tutaj!”

NTV donosi, że gdy członkowie grupy poszukiwawczo-ratowniczej zaczęli wykrzykiwać imię zaginionego, mężczyzna, który od dłuższego czasu pomagał w poszukiwaniach, podszedł i zapytał: „Kogo szukamy? Jestem tutaj”. Okazało się, że cały czas był tuż obok i z oddaniem pomagał odnaleźć samego siebie. Trzeba przyznać, że skutecznie.

Nie jest jasne, w jaki sposób Mutlu natrafił na swoją własną ekipę poszukiwawczą i do niej dołączył, ani jakim cudem jego przyjaciele nie zorientowali się, że był z nimi cały ten czas. Można jednak powiedzieć, że wszystko dobre, co się dobrze kończy.

Mutlu został podobno bezpiecznie odesłany do domu przez władze. A policjanci musieli złożyć chyba najdziwniejszy raport w sprawie zaginięcia w swojej karierze.

Źródło: fakt.pl