Wiadomości

Twardy lockdown potrwa dłużej niż dwa tygodnie? Doradca prezydenta i premiera tłumaczy

Rząd wprowadza twardy lockdown na najbliższe dwa tygodnie. Czy ten okres wystarczy, żeby wyhamować dramatyczne wzrosty zakażeń koronawirusem i opanować pandemię? „Myślę, że w sposób odpowiedzialny nikt tego nie powie, czy to będą tylko dwa tygodnie czy trzeba będzie to przedłużyć. Trzeba będzie zobaczyć, co się zadzieje po tych dwóch tygodniach. Pocieszająca jest lekcja z województwa warmińsko-mazurskiego, gdzie tego rodzaju obostrzenia zostały wprowadzone najwcześniej. To jednak doprowadziło do wytłumienia epidemii” – mówi w rozmowie z Radiem Plus prof. Piotr Czauderna, przewodniczący Rady ds. Ochrony Zdrowia przy prezydencie i członek Rady Medycznej przy premierze.

Radio Plus: – Czy daleko idące obostrzenia mogą powstrzymać pandemię czy ograniczyć w jakimkolwiek stopniu jej rozwój?

Prof. Piotr Czauderna: – Obawiam się niestety, że tak jest to konieczne, ponieważ rośnie liczba zachorowań. Rośnie również liczba zgonów. To jest niepokojące. Ma to związek najpewniej z szerzeniem się brytyjskiego wariantu koronawirusa B117. W styczniu to było 10 proc. zachorowań w Polsce, a w tej chwili ten wariant to już jest blisko 70-80 proc. Wiemy, że ten wariant jest bardziej zakaźny. Na początku mieliśmy nadzieję, że może jest łagodniejszy, ale to się niestety nie potwierdziło. Raczej wygląda na to, że jest groźniejszy i że liczba zgonów jest wyższa w tej chwili odsetkowo niż była wcześniej. Około 3 proc. pacjentów umiera.

– Dwa tygodnie obostrzeń to jest okres, do którego powinniśmy się szczególnie przyzwyczajać? Nie raz już bowiem słyszeliśmy, że obostrzenia są na dwa tygodnie, a potem się to przedłużało.

– Myślę, że w sposób odpowiedzialny nikt tego nie powie, czy to będą tylko dwa tygodnie czy trzeba będzie to przedłużyć. Trzeba będzie zobaczyć, co się zadzieje po tych dwóch tygodniach. Pocieszająca jest lekcja z województwa warmińsko-mazurskiego, gdzie tego rodzaju obostrzenia zostały wprowadzone najwcześniej. To jednak doprowadziło do wytłumienia epidemii i w tej chwili to jest jedyne polskie województwo, gdzie wskaźnik śmiertelności jest poniżej jedności. To pokazuje, że twarde podejście daje efekt.

– Wśród obostrzeń znalazło się zamknięcie żłobków i przedszkoli. Słusznie?

– Niestety, dane pokazują dane, że liczba dodatnich testów u dzieci rośnie i wzrosła kilkukrotnie w porównaniu z początkiem roku. To jest, oczywiście, trudna decyzja. Zwracaliśmy uwagę, że wiele osób z personelu medycznego ma dzieci i jeżeli one zostaną zamknięte, to ich rodzice, którzy pracują na rzecz chorych będą musiały zająć się swoimi dziećmi. Nie będą miały innego wyboru. To jest decyzja trudna, ale z punktu widzenia szerzenia się epidemii zamknięcie przedszkoli w jest zapewne uzasadnione. Choć ma to mniejsze znaczenie niż klasy w szkołach, to jednak jest to ważne.

– O dzieciach przede wszystkim mówiło się w kontekście zakażania starszych domowników, rzadziej o tym, jak dzieci przechodzą koronawirusa. Tymczasem ok. 400 dzieci jest obecnie w szpitalach. Czy to są ciężkie przypadki?

– Na szczęście nie są to ciężkie przypadki, ponieważ dzieci na ogół ciężko na nie chorują i zwykle covid jest diagnozowany przy okazji innych schorzeń. To nie są takie typowe objawy jak dorosłych. Od początku epidemii właściwie nie odnotowaliśmy ani jednego potwierdzonego zgonu dziecka w Polsce, który byłby spowodowany koronawirusem. Dzieci same przechodzą go dosyć lekko i jeśli trafiają do szpitala, to z powodu innych schorzeń, na które nałożył się covid.

– Lekarze przekonują, że służba zdrowia leży już na łopatkach i ledwo dyszy. Doktor Konstanty Szułdrzyński ze szpitala MSWiA w „Rzeczpospolitej” mówi, „jeśli liczba zakażeń będzie dochodzić do 30 tys., nie będziemy w stanie zapewnić opieki, ludzie będą ginąć na ulicach”. Jak blisko tego momentu jesteśmy?

– Na razie jeszcze mamy pewne rezerwy, więc na szczęście nie jesteśmy w tym momencie.

– Jak duże są te rezerwy, panie profesorze?

– Myślę, że one są na poziomie 20-30 proc., co daje nam czas na zwiększenie liczby łóżek. Również częściowe wstrzymanie planowych operacji w celu zwolnienia personelu anestezjologicznego, to decyzje, które podejmuje Ministerstwo Zdrowia i które zmierzają w kierunku przerzucenia sił i środków do walki z epidemią. Mniejszym problemem jest bowiem zwiększenie liczby łóżek czy stanowisk. Zasadniczym problem są braki kadrowe. Natomiast to, co naprawdę martwi, to większa liczba chorych, która wymaga hospitalizacji. Chorzy przechodzą chorobę ciężej i wyższa jest śmiertelność.

– Śmiertelność na poziomie 3 proc., to są dane z tej trzeciej fali pandemii?

– Tak wyglądają wstępne dane. To się, oczywiście, może zmienić. Na pewno to są jednak dane niepokojące.

Źródło: se.pl

Helena

Leave a Comment

Najnowsze posty

Teheran mówi o sukcesie. Izrael gotowy do uderzenia

Iran w nocy z soboty na niedzielę przeprowadził atak odwetowy na Izrael. Choć zdecydowana większość…

3 tygodnie temu

Brutalny atak na biskupa. Dźgał nożem bez ustanku

Trwało nabożeństwo. Biskup wygłaszał kazanie, gdy podszedł do niego mężczyzna i nagle rzucił się na…

3 tygodnie temu

Groszowa waloryzacja emerytur! Jakie podwyżki emerytur dla seniorów w 2025 roku?

Wszystko wskazuje na to, że waloryzacja w przyszłym roku nie będzie już dwucyfrowa. Jak wynika…

3 tygodnie temu

Jagatowo. Miał zabić żonę i uciec. Trwa policyjna obława. Jest apel o „wzmożoną ostrożność”

W Jagatowie 43-letni mężczyzna miał zaatakować nożem 40-letnią żonę i uciec z miejsca zdarzenia -…

3 tygodnie temu

Nie żyje Jadwiga Staniszkis. Profesor miała problemy ze zdrowiem

Nie żyje prof. Jadwiga Staniszkis. Przed śmiercią zmagała się z chorobą. Wybitna socjolożka oraz analityczka…

3 tygodnie temu

Niska inflacja odbije się na emerytach. Dostaną mniej pieniędzy?

Jak wynika z prognoz przygotowanych przez Narodowy Bank Polski, w najbliższych latach szykuje się rekordowo…

4 tygodnie temu