Organizacja Hope For Paws w Los Angeles otrzymała pilny telefon od mieszkańca Gabriela Sepulveda. Mężczyzna przekazał ratownikom, że na jednym z mostów miasta został porzucony bardzo chory pies. Wydawało się, że zwierzak nie może chodzić.
Ratownicy natychmiast pospieszyli na miejsce. Okazało się, że pit bull faktycznie jest bardzo zaniedbany i potwornie smutny. Jego sierść była brudna i zmierzwiona. Zwierzak nie był w stanie się podnieść.
Ktoś postawił mu obok miski z jedzeniem i wodą. To jednak nie uratowałoby psa. Zwierzak był wycieńczony, a jego ciało pokrywały tysiące kleszczy. Dosłownie TYSIĄCE. Jeden wystawał nad drugim, wszystkie były potwornie wielkie. Ten obraz naprawdę był wstrząsający. Pies nie miał nawet siły się stawiać. Leżał spokojnie i pozwalał się głaskać.
Ratownicy szybko przenieśli psa na koc i zabrali go z ulicy do szpitala. Maluch zdawał się czuć, że teraz może być już tylko lepiej.
Po drodze do szpitala psiak otrzymał imię Dennis. Tam szybko zajęli się nim weterynarze. Musieli pozbawić psa tych wszystkich kleszczy, które mogły doprowadzić do jego śmierci. Kleszcze były dosłownie wszędzie – nawet w uszach psa, na jego pysku i na ogonie.
Wyssały krew Dennisa do tego stopnia, że cierpiał on na poważną anemię i potrzebował szybkiej transfuzji krwi, aby przeżyć. Miał ją dostać od Loli, innego odratowanego pit bulla. Lekarze pobrali od suni krew i przetoczyli ją Dennisowi.
Dennisem zajmowali się najlepsi specjaliści. Przez pięć dni psiak bardzo mocno walczył o swoje życie. Okazało się jednak, że jego organizm był za słaby. Psiak gasł w oczach i stawał się coraz bardziej spokojny… Niektóre psiaki nie mają po prostu wystarczająco dużo szczęścia…
Dennisa nie udało się uratować. Miejmy jednak nadzieję, że uda się pomóc innym psom w potrzebie. Spoczywaj w spokoju Dennis.
Źródło: funzoo.pl