Świat

Ranni ukraińscy żołnierze ze szpitali wojskowych rwą się do walki. Snajper ranny w oko: „Wracam jak tylko będę mógł! „

Pułkownik Jewgen Bondar został trafiony w twarz i nogę odłamkiem pocisku rosyjskiego czołgu. On, snajper, ma teraz problemy ze wzrokiem. Czy to dla niego koniec walki? Zarzeka się, że w żadnym wypadku. „Oczywiście, że wracam. Gdzie indziej byśmy poszli? Po prostu czekam w tej chwili, aż moje oko znów będzie widzieć” – mówi.

Ranni ukraińscy żołnierze ze szpitali wojskowych rwą się do walki. Snajper ranny w oko: "Wracam jak tylko będę mógł! "

Płk Bondar bronił miasta Hulajpole, około 112 km na północny zachód od oblężonego Mariupol, kiedy zaatakowała kolumna rosyjskich czołgów. Ukraińcy nie czekali i odpowiedzieli ogniem z wyrzutni pocisków rakietowych NLAW, które na Ukrainę dostarczyli Brytyjczycy.

– Zdjęliśmy trzy czołgi i jeden opancerzony wóz bojowy. Wypaliły się. Są pięknie spalone – powiedział snajper. – NLAW to wspaniała rzecz. Jest bardzo prosty w nauce użytkowania. Możesz nauczyć się na YouTube. Praktycznie każdy wie, jak z niego korzystać – dodał.

Wojna w Ukrainie. „Całe szczęście, że to nie był odłamkowy”

Tym razem Bondarowi nie udało się wyjść z walki bez szwanku. Jeden z rosyjskich pocisków czołgowych zniszczył jego pozycję.

– Odparliśmy atak, ale wpadliśmy w eksplozję. Kiedy nie mogli nas wykurzyć, po prostu otworzyli ogień artyleryjski w centrum miasta. Rozwalony pięciopiętrowy budynek, mnóstwo zniszczenia – powiedział. – Miałem szczęście. Gdyby to był pocisk odłamkowy, straciłbym wzrok – mówi płk Bondar.

W niedzielę (6 marca) trafił do szpitala wojskowego, ale już odlicza dni, do chwili, kiedy będzie mógł wrócić na linię frontu.

– Już rozróżniam sylwetki. Mówią, że odzyskam wzrok. Wezmę wszystkie krople, żeby szybciej się zagoiło, albo ta cholerna wojna się skończy bez nas – złości się z powodu swojej chwilowej bezsilności.

Wojna w Ukrainie. Sanitariusze widzą straszne rzeczy
Ludzie tacy, jak pułkownik Bondar, rzeczywiście mają szczęście. Medycy na pierwszej linii frontu widzieli takie rzeczy, które zwykłym Ukraińcom nie mieszczą się w głowie. Zdjęcia, jakie mają w telefonach opowiadają przerażającą historię wojny – odcięte ręce, spaloną do kości skórę, potrzaskane nogi. Uda i genitalia jednego z mężczyzn zostały przekłute odłamkami gorącego metalu. Inny obrazek przedstawiał rozciętą podeszwę stopy.

Była posłanka Oksanna Korczyńska, która koordynuje misje ratunkowe karetek i sporządza wykresy obrażeń na WhatsApp, zapytała: „Czy dobrze śpię? Nie. Ale jestem ratownikiem medycznym. Muszę to zrobić.”

Wraz z grupą odważnych wolontariuszy przywiozła ponad 200 pacjentów – w tym pięciu Rosjan – do szpitala w Zaporożu, najbliższym wolnym mieście na południowym froncie Ukrainy.

Szpital wojskowy na Ukrainie: Leczymy każdego. Rosjan też

35-letni szef szpitala ppłk Wiktor Pysanko powiedział, że nie zastanawiał się dwa razy nad ratowaniem rannych Rosjan. Wyjaśnił:

– Leczymy wszystkich. To podstawowa zasada człowieczeństwa. Nie jesteśmy zwierzętami takimi jak oni – zapewnił lekarz. – Jaka jest różnica między nami a Rosjanami, jeśli nie zapewnimy im leczenia? – dopytywał.

Fakt, że jest gotowy leczyć rannych rosyjskich żołnierzy z równym zaangażowaniem, co każdego innego pacjenta, wcale nie znaczy, że nie jest wściekły. Nie ma w nim za grosz empatii do najeźdźców.

– Zabijemy ich wszystkich – mówi. – Im więcej Rosjan zabijamy, im więcej ciał trafia do matek w Rosji, tym szybciej zrozumieją, że to wojna. Zrozumieją, jak to jest stracić męża i syna.

Żołnierze na froncie mają tylko paracetamol i ibuprofen, aby złagodzić ból straszliwych obrażeń. Mogą tylko pomarzyć o penach z morfiną, które uśmierzyłyby bój szybciej i skuteczniej.

Jeden z sanitariuszy powietrznodesantowych ukraińskiego szpitala wojskowego pracował w szpitalu ONZ w zniszczonej wojną Demokratycznej Republice Konga. Groźba rosyjskiej inwazji sprawiła, że dostał rozkazu powrotu do domu.

– Nawet w Kongo nie widziałem takich zbrodni jak zabójstwo w moim kraju – mówi wprost.

Źródło: fakt.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close