We wtorek Władimir Putin przekazał listę kroków, które mogłyby pomóc „w normalizacji stosunków” z Ukrainą. – Wysunięte żądania są nie do przyjęcia dla Kijowa, niezależnie od tego, kto by w Kijowie rządził. Żaden kolejny ukraiński rząd nie mógłby spełnić takich oczekiwań Kremla. Rosjanie nie stawiają warunków, oni stawiają ultimatum – tłumaczy w rozmowie z WP Wojciech Konończuk, wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.
Rosja od kilkunastu tygodni eskaluje napięcie na granicy z Ukrainą. W poniedziałek wieczorem Władimir Putin uznał niepodległość dwóch separatystycznych republik ludowych. Prezydent Rosji rozkazał wojsku „utrzymanie pokoju” na wschodzie Ukrainy. Przez cały wtorek Wirtualna Polska relacjonuje wydarzenia minuta po minucie.
Przywódca Rosji ponownie zabrał głos we wtorek po południu. W przemówieniu wysunął wobec Ukrainy żądania, które – jak stwierdził – „mogłyby pomóc w normalizacji stosunków”. Wśród nich wskazał m.in. uznanie Półwyspu Krymskiego za terytorium Rosji, zrezygnowanie z planów wstąpienia do NATO, a także zdemilitaryzowanie całej Ukrainy.
Wieczorem rosyjski resort spraw zagranicznych podjął decyzję o ewakuowaniu dyplomatów z terenu Ukrainy. Ewakuacja „ma zostać przeprowadzona w najbliższym czasie”.
Putin chce demilitaryzacji Ukrainy. „Żądania nie do przyjęcia”
O to, jak należy traktować żądania prezydenta Rosji i co mogą oznaczać w perspektywie dalszego rozwoju konfliktu, Wirtualna Polska zapytała Wojciecha Konończuka, analityka i wicedyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.
– Żądania wysunięte przez Władimira Putina są nie do przyjęcia dla Kijowa, niezależnie od tego, kto by w Kijowie rządził. Żaden kolejny ukraiński rząd nie mógłby spełnić takich oczekiwań Kremla – mówi w rozmowie z WP Wojciech Konończuk, wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.
Jak tłumaczy, „Kreml nie liczy już na możliwość dyplomatycznego rozwiązania konfliktu”. – Rosjanie nie stawiają warunków, oni stawiają ultimatum. I takie ultimata słyszeliśmy już w grudniu, słyszymy je również teraz. Ich treść nie jest czymś, co – według Moskwy – można byłoby w jakikolwiek sposób negocjować – wskazuje ekspert.
– Poniedziałkowa decyzja Putina w sprawie uznania separatystycznych republik w Donbasie tylko to potwierdza. Kiedy ponad trzy miesiące temu zaczynał się obecny kryzys, Kreml wychodził z założenia, że demonstracjami militarnymi wpłynie na decyzje krajów zachodnich. Tak się nie stało. Putin spotkał się z twardą reakcją, na którą nie liczył. Teraz coraz bardziej widać, że Kreml zmienia taktykę i zaczyna działać metodą faktów dokonanych – podkreśla analityk.
Co zrobi Rosja? „Kluczowa jest reakcja Zachodu”
Jak tłumaczy Konończuk, „w obecnej sytuacji dużo zależy od reakcji Zachodu”. – Od tego, jakie sankcje zostaną wprowadzone i jakie komunikaty wyślą zachodni przywódcy – wskazuje.
– Najprawdopodobniej Rosjanie schowają się teraz za plecami separatystów, którzy nadal będą eskalować konflikt w Donbasie. Szczególnie, że separatyści twierdzą, że ich konstytucyjnymi granicami są pełne terytoria obwodów donieckiego i ługańskiego. De facto kontrolują tylko ok. 40 proc. tych terenów – wyjaśnia ekspert w rozmowie z WP.
– Rosja właśnie legalizuje obecność rosyjskich wojsk w separatystycznych parapaństwach. To tylko spotęguje napięcie – podkreśla ekspert. – Już teraz obserwujemy różnego rodzaju rosyjskie prowokacje, często nieporadne i nieprzekonujące nikogo poza rosyjskim społeczeństwem. W najbliższym czasie zapewne tylko się nasilą – wskazuje.
– Rosjanie regularnie mówią, że armia ukraińska ostrzeliwuje terytorium Federacji Rosyjskiej, co jest oczywistą bzdurą. Rosja nadal szuka pretekstu do ingerencji, czegoś na wzór prowokacji gliwickiej z 1939 roku – podsumowuje Konończuk w rozmowie z WP.
Źródło: wp.pl