Inflacja w Turcji wzrasta o zawrotną wartość 73,5 proc. rok do roku. Odpowiedzialny jest za to m.in. nieortodoksyjny kurs polityki gospodarczej prezydenta. Recep Tayyip Erdogan doprowadził swój kraj do sytuacji dokładnie takiej, w jakiej znajdował się, gdy Erdogan 19 lat temu doszedł do władzy. Turcja jest tam, gdzie Turcy nigdy nie chcieli, by ich kraj się znalazł: w chaosie inflacyjnym lat 90. W tamtych czasach ten wschodzący kraj był uważany za niestabilny ekonomicznie i podatny na wszelkiego rodzaju kryzysy.
- Erdogan przed laty był uważany za gospodarczego reformatora. Stworzył z Turcji „tygrysa nad Bosforem”, stał się latarnią nadziei dla wielu Turków
- Rok temu ogłosił nowy model ekonomiczny, ale przyjęta polityka stóp procentowych przyniosła odwrotny skutek
- Polityk nie chce przyznać się do błędu. Grozi mu porażka w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych i prezydenckich
W maju inflacja oficjalnie skoczyła do najwyższego poziomu od 1998 r. Konsekwencje mogą być dalekosiężne. Wraz z powrotem hiperinflacji prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan ryzykuje ostatnie resztki swojej ekonomicznej wiarygodności.
Kiedy Erdogan doszedł do władzy w 2003 r., ten polityk muzułmańskiej konserwatywnej partii AK szybko zyskał reputację reformatora gospodarczego. Oprócz uzdrowienia banków i zwiększenia realnego wzrostu gospodarczego Erdoganowi udało się obniżyć chronicznie wysoką inflację w Turcji.
To połączenie bardziej stabilnego pieniądza i większego dobrobytu ludności sprawiło, że Turcja zyskała wśród inwestorów przydomek „tygrysa nad Bosforem”. Chodziło o to, by kraj, który obecnie liczy prawie 86 mln mieszkańców, mógł osiągnąć wzrost gospodarczy podobny do tego, jaki przeżywają prężnie rozwijające się kraje azjatyckie, takie jak Indonezja czy Malezja.
Lekarstwo Erdogana zadziałało. Po objęciu przez niego stanowiska szefa rządu w 2003 r. inflacja spadła poniżej 10 proc. i utrzymywała się na tym poziomie przez wiele lat. W tym samym czasie udało mu się w ciągu dekady niemal pięciokrotnie zwiększyć produkcję gospodarczą, z 200 mld do 1 bln dol.
Produkcja przemysłowa wzrosła, a Turcja dołączyła do klubu 20 największych gospodarek. Erdogan stał się latarnią nadziei dla wielu Turków.
Jakby na zwieńczenie swojego sukcesu, w 2015 r. Turcja była gospodarzem szczytu G20, czyli 20 przodujących gospodarek świata. Jednak do tego czasu wizerunek „państwa tygrysa” był już nieco nadszarpnięty. W tym czasie wartość krajowej waluty, liry, już się załamywała, co powodowało stałą presję inflacyjną w kraju.
Turcja jest jednym z tych krajów, które importują wiele towarów, od energii po żywność: Bilans handlowy jest prawie zawsze ujemny. W tej konstelacji załamanie kursu waluty oznacza wzrost cen dla konsumentów. Erdogan, który w 2014 r. przeszedł z urzędu premiera na urząd prezydenta, sprawował coraz bardziej autokratyczne rządy i dyktował decyzje dotyczące polityki gospodarczej i finansowej.
Po nieudanej próbie zamachu stanu w 2016 r. tendencje autorytarne się nasiliły. W 2018 r. Turcja pogrążyła się w kryzysie finansowym i zadłużeniowym, z którego wciąż bezskutecznie próbuje się wydostać. Erdogan ciągle zmieniał ministrów finansów i szefów banku centralnego. Doprowadziło to do ucieczki światowych inwestorów.
W ub.r. Erdogan ogłosił nowy model ekonomiczny. Niskie kluczowe stopy procentowe miały w sposób kontrolowany osłabić lirę, pobudzić eksport, zmniejszyć deficyt handlowy, a w dłuższej perspektywie doprowadzić do opanowania inflacji. Jego nieortodoksyjna polityka stóp procentowych przyniosła odwrotny skutek. Lira się załamała, inflacja wzrosła. W zeszłym miesiącu ceny żywności wzrosły o ponad 90 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim.
Nawet oficjalne dane dotyczące inflacji, która i tak jest już wysoka i wynosi 73,5 proc., są kwestionowane. Niektóre instytucje finansowe, takie jak ENAGrup, już dawno we własnych szacunkach określiły wzrost cen konsumpcyjnych na ponad 100 proc. Oficjalne statystyki cen producentów również się w to wpisują. Wykazują one wzrost o 132 proc. Nic dziwnego, że wśród Turków rośnie niezadowolenie.
Inflacja pochłania zyski giełdowe
Nie pomaga w tym fakt, że giełda osiągnęła rekordowy poziom. Główny indeks w Turcji, BIST 100, zyskał w tym roku 40 proc. Jednak po odliczeniu utraty siły nabywczej o ponad jedną czwartą, bilans jest dużo mniej różowy.
Co więcej, zyski giełdowe przynoszą korzyści jedynie akcjonariuszom, podczas gdy cała populacja cierpi z powodu ogólnego spadku siły nabywczej. Przychodzą tu na myśl wspomnienia z ub. wieku. Od lat 70. do początku pierwszej dekady XXI w. inflacja w Turcji wahała się między 20 a 100 proc. W tym okresie ceny wzrosły średnio o 50 proc. rok do roku. Turcja była krajem hiperinflacyjnym. Wydaje się, że te czasy teraz wracają.
Erdogan nie może być na to obojętny. Grozi mu porażka w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych i prezydenckich. Z drugiej strony opozycja widzi swoją szansę na obalenie autokraty po dwóch dekadach. Wydaje się jednak, że sam Erdogan nie chce wycofać się ze swojej polityki gospodarczej. W zeszłym miesiącu powiedział, że ci, którzy łączą stopy procentowe z inflacją, są „albo analfabetami, albo zdrajcami”.
Źródło: onet.pl