Dr Caitlin Bernard przeprowadziła aborcję u zgwałconej 10-latki, której odmówiono przerwania ciąży w Ohio. Teraz lekarka mierzy się z atakami prokuratora stanowego i groźbami osób, które zainspirował. Dr Bernard już wcześniej znalazła się na celowniku ekstremistycznej grupy przeciwników prawa do aborcji, dostała też groźby porwania jej córki.
10-letniej pacjentce z Ohio odmówiono aborcji, choć jej ciąża pochodziła z przestępstwa. Republikański stan wprowadził niemal całkowity zakaz terminacji ciąży tuż po tym, jak Sąd Najwyższy unieważnił wyrok Roe vs. Wade, który niemal pół wieku temu ustanowił dostęp do aborcji w całych Stanach. Orzeczenie SN zapadło w piątek 24 czerwca, a już trzy dni później dr Caitlin Bernard z Indianapolis odebrała telefon od kolegów z Ohio ws. zgwałconego dziecka.
Lekarkę poinformowano, że wiek ciąży oceniono na sześć tygodni i trzy dni. Po szóstym tygodniu ciąży w Ohio zakazane jest przerywanie ciąży tak długo, jak wyczuwalne jest tętno płodu. Republikanie twierdzą, że w szóstym tygodniu można już wyczuć bicie serca płodu. Lekarze tłumaczą jednak, że organ wówczas dopiero się wykształca. Co kluczowe, wiele osób na tak wczesnym etapie nawet nie wie, że jest w ciąży.
Amy Coney Barrett o „barbarzyńskiej” aborcji
Dr Caitlin Bernard po terminacji ciąży u 10-latki znalazła się – nie po raz pierwszy – na celowniku radykałów. Jak informuje The Huffington Post, lekarka od dłuższego czasu jest na liście „antyaborcyjnej bojówki” Right To Life Michiana, która ma powiązania z sędzią Sądu Najwyższego Amy Coney Barrett.
Bernard w zeszłym roku zeznawała w sądzie, że musiała zrezygnować ze współpracy z kliniką Planned Parenthood w South Bend po tym, jak FBI przekazało organizacji, że istnieje obawa, iż córka lekarki może zostać porwana. Bernard jeździła do małej placówki raz w miesiącu od 2020 roku. Wykonywała tam legalny zabieg przerwania ciąży w pierwszym trymestrze. Kobieta bała się, że ktoś rozpozna ją w czasie 2,5-godzinnej podróży do South Bend lub gdy będzie podjeżdżała i opuszczała klinikę.
Jeszcze w 2006 roku sędzia Amy Coney Barrett podpisała się pod stanowiskiem grupy, która później przerodziła się w organizację Right To Life Michiana. Sygnatariusze deklaracji zobowiązywali się do „ochrony prawa do życia od zapłodnienia do naturalnej śmierci”, a wyrok Roe vs. Wade nazywali „barbarzyńskim”. Podczas wysłuchania w Senacie Barrett mówiła, że podpisała się pod nim, wychodząc z kościoła, jako obywatelka.
Barrett była jedną z sędziów, którzy zdecydowali o unieważnieniu wyroku, który przez niemal 50 lat gwarantował w USA prawo do aborcji.
Prokurator kłamie na temat działań lekarki
Tym razem lekarka znalazła się w ogniu krytyki prokuratora generalnego Indiany Todda Rokity, który skłamał, że lekarka nie zgłosiła tego, że 10-latka padła ofiarą gwałtu, co miałoby świadczyć o tym, że informacja była nieprawdziwa. Prawnicy ginekolożki wezwali Rokitę, by przestał rozpowszechniać kłamstwa (zgłoszenie dokonane przez Bernard opublikowały już nawet media), inaczej zostanie pozwany o zniesławienie. Jak poinformowała rzeczniczka lekarki, działania prokuratora nasiliły personalne ataki i przypadki nękania lekarki.
Rokita i republikański członek Izby Reprezentantów byli wśród osób, które twierdziły, że informacja o zgwałceniu 10-latki była nieprawdziwa. Gdy policja zatrzymała mężczyznę, który przyznał się do tego, że przynajmniej dwukrotnie zgwałcił dziecko, Jordan usunął swój wpis na Twitterze na ten temat.
Źródło: gazeta.pl