Świat

„Potrzebny jest dyplomatyczny blitzkrieg”. Były premier Francji wskazuje, jak zakończyć wojnę w Ukrainie

Dominique de Villepin postrzega wojnę w Ukrainie jako początek nowego porządku światowego. Były premier i minister spraw zagranicznych Francji wyjaśnia, jak w tym nowym rozdaniu kształtuje się europejska obronność i jaka rola może przypaść Niemcom, dla których byłoby to równoznaczne z przełamaniem historycznego tabu.

"Potrzebny jest dyplomatyczny blitzkrieg". Były premier Francji wskazuje, jak zakończyć wojnę w Ukrainie

  • Teraz potrzebne są maksymalne sankcje, a jednocześnie ręka wyciągnięta do negocjacji. Tylko w ten sposób możemy skłonić wroga do zastanowienia się nad strategią wyjścia. Okno czasowe jest niewielkie — tłumaczy de Villepin
  • Był premier Francji wskazuje, że Europejczycy muszą się zastanowić, czy chcą polegać wyłącznie na NATO, czy też wziąć swój los we własne ręce i iść naprzód na dwóch nogach, jednej europejskiej, drugiej transatlantyckiej

Martina Meister: Zachód bezsilnie przygląda się bombardowaniom szpitali i atakom na ludność cywilną w Ukrainie. Czy brak interwencji militarnej jest błędem?

Dominique de Villepin: W obliczu tej tragedii można jedynie odczuwać bezsilność. Wiąże się to z tym, że chcielibyśmy zrobić więcej, niż możemy, aby uniknąć prawdziwej eskalacji konfliktu. Jest to delikatna decyzja polityczna, ale nie stoimy bezczynnie; dostarczyliśmy broń, próbujemy wywierać wpływ dyplomatyczny na Moskwę i nałożyliśmy sankcje, które można znacznie zaostrzyć.

Co dalej?

Istnieją dwie możliwości. Pierwsza hipoteza mówi o długiej wojnie. Wszyscy wiemy, jakie miałoby to tragiczne konsekwencje: rosnąca liczba ofiar cywilnych, rozszerzenie konfliktu na kolejne strefy walk, intensyfikację bombardowań, ryzyko użycia broni chemicznej, bakteriologicznej lub jądrowej w razie prowokacji lub wypadku. Drugą hipotezą, którą musimy realizować za wszelką cenę, jest hipoteza o krótkiej wojnie. W tym celu musimy zwiększyć presję i wymusić negocjacje.

Czy nie musimy wyjść poza te ramy?

Konflikt jest nadal w początkowej fazie, a wojna partyzancka w miastach dopiero się rozpoczęła. Możemy więc nadal próbować zapobiegać walkom i eskalacji przemocy przy użyciu masowych, całkowicie nieukierunkowanych uderzeń. Europejczycy, Amerykanie i NATO wyraźnie zaznaczyli swoją czerwoną linię, której nie przekroczą: nie chcą stać się walczącymi stronami.

Jednak poza tą linią musimy wzmocnić naszą siłę odstraszania i jeszcze bardziej zaostrzyć sankcje, dlatego też kluczowe znaczenie będą miały spotkania NATO, G7 i UE, które odbędą się pod koniec tygodnia. Musimy wykorzystać tę okazję, aby wysłać Władimirowi Putinowi jasny komunikat, że nie może wygrać tej wojny militarnie i nie może dzielić Europejczyków i Amerykanów.

Niemcy do tej pory nie zgodziły się na bojkot rosyjskiego gazu…

Jestem świadomy trudności, z jakimi borykają się kraje takie jak Niemcy. Wiem, co znaczyłoby zrezygnowanie z rosyjskiego gazu i ropy. Byłby to jednak wyraźny sygnał dla Putina, że ta wojna doprowadzi do jego upadku. Teraz potrzebne są maksymalne sankcje, a jednocześnie ręka wyciągnięta do negocjacji. Tylko w ten sposób możemy skłonić wroga do zastanowienia się nad strategią wyjścia. Okno czasowe jest niewielkie. Potrzebny jest swoisty dyplomatyczny blitzkrieg.

Czy ta wojna jest punktem zwrotnym w historii?

Wkraczamy do eksperymentalnego laboratorium nowego świata. Na tym kluczowym etapie wszystko zależy od tego, czy uda nam się zapobiec frontalnemu uderzeniu między dwoma gigantycznymi, antagonistycznymi blokami i określić, czy zasady zaangażowania będą na naszą korzyść, czy przeciwko nam. Nie chodzi tu o konflikt między Wschodem a Zachodem ani tym bardziej o konflikt „Zachód kontra reszta świata”, ani o konflikt między demokracjami a reżimami autorytarnymi, ale o dwie różne koncepcje porządku światowego, jedną opartą na prawie, drugą na prawie silniejszego.

Jak możemy przekonać innych do naszych poglądów?

Istnieją kluczowe państwa, takie jak: Chiny, Indie, Izrael, których postawa może wpłynąć na wynik konfliktu, w zależności od tego, czy przyłączą się do sankcji, czy też dyskretnie pomogą Rosji. Byłoby fatalnie, gdybyśmy w obliczu kryzysu podzielili się na liberalne demokracje i państwa autorytarne.

Chcieliśmy uniknąć tych „zderzeń cywilizacji”, jak je nazywa Samuel Huntington, podczas wojny w Iraku. W tym czasie podróżowałem nawet do czterech krajów dziennie, aby ich przekonać. Musimy to zrobić ponownie, zdekonstruować dyskurs Putina i obalić jego argumentację. To nie jest tylko gra o władzę, ale walka modeli politycznych, ekonomicznych i społecznych. Na początku tysiąclecia mówiło się, że ekonomia rządzi światem, „Ekonomia — głupcze!”. Potem uznano, że to polityka. Dziś jest to geopolityka.

Czy ta wojna wyznacza kierunek rozwoju europejskiej obronności?

Nasuwa się pytanie, czy NATO rzeczywiście interweniowałoby, gdyby Moskwa zaatakowała Polskę. Europejczycy muszą się zastanowić, czy chcą polegać wyłącznie na NATO, czy też wziąć swój los we własne ręce i iść naprzód na dwóch nogach, jednej europejskiej, drugiej transatlantyckiej. Zakładam, że będziemy budować europejską obronę w ramach NATO.

W takim przypadku Niemcy będą dominować militarnie, ponieważ jeśli Berlin przeznaczy na obronę dwa procent swojego produktu krajowego brutto, to Niemcy wydadzą znacznie więcej niż Francja. Pozostaje pytanie, czy Niemcy zwrócą się w ramach odstraszania wyłącznie w stronę USA, jak przewidują to traktaty transatlantyckie, czy też jesteśmy w stanie wymyślić francusko-niemiecki system odstraszania.

Wspólny system odstraszania jądrowego?

Tak. Nie chodzi mi tu tylko o ogólną obietnicę parasola nuklearnego, którą składamy Niemcom, ale o wspólną refleksję nad globalnym odstraszaniem, z konkretnymi, porównywalnymi gwarancjami. Teraz trzeba podjąć ważne decyzje dotyczące przemysłu wojskowego. Musimy zdecydować, jak postąpić w przypadku francusko-niemieckiego myśliwca FCAS, nowego czołgu i czy chcemy pozwolić sobie na wspólny francusko-niemiecki lotniskowiec, który mógłby być symbolem francusko-niemieckiej obrony jako serca obrony europejskiej.

Jest pan zwolennikiem udziału Niemiec we francuskiej broni jądrowej? To byłaby rewolucja

Tak, musimy się teraz zastanowić nad tymi pytaniami. Potrzebny jest przewrót kopernikański.

Oznaczałoby to, że Niemcy stałyby się potęgą nuklearną…

Oznaczałoby to wynegocjowanie wspólnego korzystania z doktryn i rozmieszczenia wojsk, które wykraczałoby poza obecną współpracę w ramach NATO. Wraz ze wzrostem wydatków na obronę Niemcy zyskałyby wiarygodność militarną i stopniowo przejęłyby rolę lidera. Jednocześnie Francja musiałaby się zgodzić na modernizację i dostosowanie swojego arsenału jądrowego.

Źródło: onet.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close