Świat

Bucza to początek. Putin chce ludobójstwa Ukraińców – pisze Tomasz Walczak

Ludobójstwo w Buczy nie wzięło się znikąd – pisze dziennikarz „Super Expressu”, Tomasz Walczak. Jego zdaniem, to efekt wielu lat antyukraińskiej propagandy w Rosji i propagowanej przez nią przekonania, że Ukraińcy nie są ludźmi. Jak przekonuje nasz dziennikarz, przyzwolenie dla podobnych zbrodni będzie więcej. Putinowska propaganda już przekonuje, że na Ukrainie powinno dojść do ludobójstwa i „ostatecznego rozwiązania kwestii ukraińskiej”.

Bucza to początek. Putin chce ludobójstwa Ukraińców – pisze Tomasz Walczak

Bucza, czyli rosyjski faszyzm w akcji

Bucza. Niewielkie miasto tuż pod Kijowem, o którym jeszcze niedawno poza Ukrainą nikt nie słyszał. Dziś ta nazwa nie schodzi z czołówek światowych mediów. Swoją ponurą sławę zawdzięcza wojnie Rosji przeciwko Ukrainie i niewyobrażalnej skali zbrodni, których degeneraci w rosyjskich mundurach się tam dopuścili, torturując, zabijając (często strzałem w tył głowy) i gwałcąc mieszkańców miasta – od dzieci po starców.

Tak jak o Buczy niewielu przed wojną i poza obszarem języka rosyjskiego słyszało słowo raszyzm. Słowo powstałe z połączenia angielskiej nazwy Rosji (Russia) i faszyzmu zyskało dużą popularność w obszarze byłego ZSRR po 2014 r. – aneksji Krymu, okupacji Donbasu i niesłychanej erupcji imperialnego rosyjskiego szowinizmu. Trafnie bowiem określa to, czym stała się Rosja Putina – faszystowskim w formie i treści państwem, pełnym rewanżyzmu i pogrążającym się w przekonaniu, że w imię fałszywie pojmowanego interesu narodu rosyjskiego można dopuszczać się najokrutniejszych zbrodni na innych narodach.

Bucza bez raszyzmu by się nie wydarzała. I co najgorsze, raszyzm doprowadzi jeszcze do niejednej zbrodni ludobójstwa. Putinowska Rosja i jej skrajnie nacjonalistyczna ideologia znalazły się już bowiem w miejscu, z którego nie ma powrotu.

Antyukraińska propaganda prowadzi do zbrodni

Pamiętam doskonale ukraińską rewolucję godności z 2014 r. Pamiętam, jak z dnia na dzień kremlowska propaganda, którą wtedy śledziłem, do tamtej pory zajmująca się głównie utrwalaniem wewnętrznej władzy Putina, nagle stała się antyukraińskim szambem, z którego wybijały miazmaty nienawiści do „zdradliwych” Ukraińców, którzy odmówili udziału w projekcie budowy „russkiego miru”. Karierowicze, którzy jeszcze za Jelcyna uchodzili w Rosji za liberałów, nagle stali się kapłanami etnicznej nienawiści. Odmawiali prawa do istnienia osobnego państwa ukraińskiego, kwestionowali odrębność narodową Ukraińców, uznając ich – jak carska ideologia – za część narodu rosyjskiego. Ukraińcy, którzy jeszcze niedawno byli uznawani za braterską nację, nagle stali się głównymi wrogami putinowskiej Rosji. Przedstawiani byli jako karykatura człowieka, a wśród żarliwych rosyjskich ksenofobów nie mówiło się o Ukraińcach inaczej jak „chochły” – niezwykle obraźliwe określenie tego narodu w języku rosyjskim.

Szowinistycznej nienawiści do Ukraińców towarzyszyła inna cecha faszyzmu – rewanżyzm historyczny. Współczesna Rosja to dawne imperium, które po rozpadzie ZSRR utraciło swoje kolonie w radzieckich republikach i dominia w byłym bloku wschodnim. W przeciwieństwie do innych dawnych imperiów kolonialnych Rosja swojej traumy nie przepracowała. Więcej, za Putina pielęgnowała ona postimperialny syndrom stresu pourazowego, pałając żądzą odzyskania dawnych peryferiów.

Rosja nie mogła przeboleć, że status imperium przegrała bez jednego wystrzału. Putinowska propaganda przez ostatnie osiem lat przekonywała, że słabość trzeba odwrócić. Stąd tak silny kult militaryzmu w Rosji Putina – tylko armia, zdaniem jego ideologów, gwarantowała na przestrzeni wieków potęgę państwa. Wojenna siła stała się jedynym dostępnym dla Rosji narzędziem politycznym do osiągania swoich celów. Znany rosyjski historyk Jurij Piwowarow w znakomitym tekście dla niezależnej „Nowej Gaziety” pisał na początku wojny przeciw Ukrainie, że stała się ona możliwa, ponieważ propagandowa militaryzacja rosyjskiej historii doprowadziła do militaryzacji świadomości społecznej Rosjan i w końcu militaryzacji polityki wewnętrznej i zewnętrznej. Nie powinno więc dziwić, że Putin rozpętał wojnę i ponad 70 proc. Rosjan ją popiera.

Rosja chce ludobójstwa w Ukrainie

Tragedia Buczy zdarzyła się więc, ponieważ wielowiekową rosyjską kulturę przemocy wsparła agresywna propaganda. Młodzi żołnierze-zbrodniarze urodzeni już za Putina są tym wszystkim przesiąknięci do szpiku kości. Dla nich Ukraińcy to nie są ludzie, zbrodnicza wojna jest sprawiedliwa, a na wojnie wszystko jest dopuszczalne. Gwałty na kilkuletnich dziewczynkach czy mordowanie cywili dla sportu nie wzięły się znikąd.

Putinowska propaganda jednak dalej działa. Od początku wojny już nie tylko podważa odrębność Ukraińców od Rosjan. Dziś otwarcie wzywa do ludobójstwa Ukraińców, oczyszczenia „prawowitych ziem rosyjskich” z żywiołu ukraińskiego, „ostatecznego rozwiązania kwestii ukraińskiej”.

Wojna się skończy. Ukraińcy odbudują swój kraj, ich wojenne traumy złagodnieją, ale umysły Rosjan na dekady pozostaną zatrute raszyzmem. Nienawiść etniczna, rewanżyzm i akceptacja ludobójczej polityki będą kształtować wyobraźnię polityczną Rosji jeszcze długo i nawet po odejściu Putina nadal będzie niebezpiecznym dla naszej części Europy i dla świata państwem. Czeka nas długie trwanie zbrodniczego putinizmu.

Źródło: se.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close