Świat

„Bezprecedensowa operacja Azerów”. Analityk o ataku na Armenię i możliwych scenariuszach

– Operacja Azerów, którą dzisiaj obserwujemy, jest bezprecedensowa. Mieliśmy w historii poważniejsze starcia ormiańsko-azerskie, ale one zawsze toczyły się w Górskim Karabachu. Jeśli chodzi o bezpośrednią granicę tych dwóch państw, to nigdy Azerbejdżan nie przeprowadził działań ofensywnych na taką skalę – mówi w rozmowie z Gazeta.pl Arkadiusz Legieć, analityk ds. Kaukazu i Azji Centralnej w PISM. Ekspert wyjaśnia, dlaczego Azerbejdżan zaatakował Armenię i kreśli możliwe scenariusze dotyczące ewentualnego rozwoju konfliktu.

"Bezprecedensowa operacja Azerów". Analityk o ataku na Armenię i możliwych scenariuszach

W nocy wojska Azerbejdżanu zaatakowały Armenię. Do starć doszło wzdłuż granicy obu państw. Jak podaje MON Armenii, Azerowie atakują infrastrukturę wojskową i cywilną przy użyciu artylerii i dronów.

Premier Nikol Pashinyan rozmawiał telefonicznie ze światowymi przywódcami i zażądał „odpowiedniej reakcji”. Jego biuro podało, że Pashinyan rozmawiał z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, prezydentem Rosji Władimirem Putinem i sekretarzem stanu USA Antonym Blinkenem. Atak Azerbejdżanu nastąpił po około dwóch latach od zakończenia konfliktu w Górskim Karabachu w 2020 roku. O przyczynach konfliktu i możliwych reakcjach sojuszników obu państw rozmawiamy z Arkadiuszem Legieciem z PISM.

Daniel Drob, Gazeta.pl: Czy możemy w tym momencie określić, jaki konkretnie cel ma Azerbejdżan?
Arkadiusz Legieć, PISM*: Wszystko zależy od tego, jakie siły Azerbejdżan skieruje do Armenii. Dotychczas, czyli w ostatnich kilkunastu godzinach, Azerbejdżan prowadził ostrzał artyleryjski oraz atakuje pozycje przy wykorzystaniu dronów. Podkreślmy wyraźnie: Azerowie atakują terytorium Armenii, a nie Górski Karabach. Jeżeli agresja Azerbejdżanu będzie ograniczona do tych sił, to będziemy mogli mówić przede wszystkim o zwiększeniu presji militarnej i próbie wymuszenia ustępstw w rozmowach, które od wielu miesięcy toczą się między oboma krajami.

Czego dotyczą rozmowy?

Główna kwestia to wytyczenie tzw. korytarza zangezurskiego, czyli połączenia z Azerbejdżanu przez terytorium Armenii do Nachiczewanu. Nachiczewańska Republika Autonomiczna jest eksklawą. Administracyjnie należy do Azerbejdżanu, ale jest od kraju oddzielona przez terytorium Armenii. Korytarz, co jest bardzo ważne, stanowiłby też bezpośrednie lądowe połączenie z Turcją, czyli najważniejszym sojusznikiem Azerbejdżanu. Azerowie chcą, by to połączenie przebiegało przez południe kraju, przy granicy z Iranem, oraz miało charakter eksterytorialny i było wyłączone z jakiejkolwiek kontroli Armenii. To jest dla Azerów scenariusz minimum. Jeśli nie zaangażują dodatkowych sił, to możemy się spodziewać, że obecna presja militarna zostanie wykorzystana do rozmów z Armenią, prawdopodobnie pod auspicjami Rosji. Niewykluczone jednak, że Azerbejdżan ma szersze plany.

Jakie?

Mogą one polegać na wkroczeniu wojsk lądowych na terytorium Armenii. Na razie mieliśmy ze strony azerskiej tylko próby sprawdzania gotowości Ormian do obrony, tak naprawdę rzeczywistego szturmu nie było. Gdyby do niego doszło, celem Azerbejdżanu mogłoby być na przykład siłowe wytyczenie wspomnianego korytarza zangezurskiego poprzez zajęcie południowych prowincji Sjunik i Wajoc Dzor. Możemy sobie wyobrazić też szerszą operację, która zakładałaby wymuszenie ustępstw w odniesieniu do samego Górskiego Karabachu. Pamiętajmy, że status tego terytorium nie został oficjalnie rozstrzygnięty i w tej sprawie nadal toczą się rozmowy. Azerbejdżan chce włączenia do swojego terytorium całego Górskiego Karabachu i presja militarna ma służyć również temu. Konflikt z Armenią jest ponadto bardzo ważny dla władz w Baku.

Jako instrument polityki wewnętrznej?

Pamiętajmy, że Azerbejdżan nie jest państwem demokratycznym, tylko autorytarnym. Wobec braku demokratycznego mandatu władze muszę tworzyć instrumenty zastępcze. Jednym z nich jest konflikt, który jest wykorzystywany do mobilizacji społecznej i budowania swojej pozycji – zarówno na arenie międzynarodowej, jak i w samym Azerbejdżanie. Jeśli konflikt jest instrumentalizowany, to niestety nie ma on granic, ponieważ ambicje terytorialne nie mogą zostać zaspokojone.

Nawet po utworzeniu korytarza?

Tak, a nawet po ewentualnym uzyskaniu Górskiego Karabachu. Władze w Baku dalej będą poszukiwały pretekstu do konfliktu z Armenią. On jest fundamentem tych rządów, bez którego trudno byłoby uzasadnić swoją legitymacją do rządzenia. Warto przypomnieć ważne wydarzenie z grudnia 2020 roku. Po zakończeniu ówczesnej wojny w Baku zorganizowano paradę zwycięstwa, w której wziął udział także Recep Tayyip Erdogan, główny sojusznik prezydenta Ilhama Alijewa. Z ust obu polityków padały słowa, które trudno interpretować jako czyste celebrowanie zwycięstwa. One pokazywały, że ambicje Azerbejdżanu, a pośrednio też Turcji, są niezaspokojone.

O eskalacji konfliktu pisał pan w analizie Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych niespełna miesiąc temu.
W ostatnich miesiącach byliśmy świadkami dość dziwnej sytuacji, w której z jednej strony Armenia i Azerbejdżan ze sobą rozmawiały. W proces pokojowy angażowały się i Rosja, i Unia Europejska. To nie przynosiło wymiernego efektu, ponieważ Azerbejdżan tak naprawdę pozorował swoją wolę do rozmów pokojowych. W rzeczywistości silniejsza strona konfliktu skupiała się na budowaniu presji militarnej wobec Armenii. Tej presji służyły tak naprawdę wszystkie działania Azerbejdżanu po 2020 roku. Sierpniowa eskalacja była tego elementem, natomiast operacja Azerów, którą obserwujemy dzisiaj, jest bezprecedensowa.

W jakim sensie?

Mieliśmy w historii poważniejsze starcia ormiańsko-azerskie, ale one zawsze toczyły się w Górskim Karabachu. Jeśli chodzi o bezpośrednią granicę tych dwóch państw, to nigdy Azerbejdżan nie przeprowadził działań ofensywnych na taką skalę.

Jakiej reakcji możemy spodziewać się po sojusznikach obu państw?

Sądzę, że Turcja może włączyć się w konflikt, jeśli Azerbejdżan będzie potrzebował „bratniej pomocy”. To w końcu najważniejszy polityczny i wojskowy sojusznik. Jeśli będzie dochodziło do rozstrzygnięć – militarnych czy dyplomatycznych – Ankara będzie się w nie włączała.

Co zrobi Rosja?

Rosja jest połączona z Armenią sojuszem bezpieczeństwa zarówno w ramach Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, jak i na podstawie relacji bilateralnych. Ormianie już zwrócili się do Rosjan i OUBZ o pomoc w związku z azerską agresją. To tak naprawdę pierwszy przypadek, kiedy apel Armenii o pomoc ma rację bytu. Wcześniej, gdy eskalacja dotyczyła Górskiego Karabachu, kraje OUBZ nie miały podstaw do wsparcia, ponieważ region nie jest uznawany międzynarodowo za terytorium Armenii. Teraz jest inaczej, więc teoretycznie powinny zostać uruchomione instrumenty sojusznicze. Na razie są tylko apele i rozmowy.

A jeśli nie przyniosą one skutku?

Federacja Rosyjska znajduje się w trudnej sytuacji. Samo zaangażowanie Rosji w Ukrainie, a w szczególności udana kontrofensywa Ukraińców i brak sukcesów Rosjan, otworzyły okienko możliwości dla Azerbejdżanu. Azerowie mają teraz okazję, aby sprawdzić, czy Rosja wypełni zobowiązania sojusznicze wobec Armenii. Rosja nie będzie chciała uruchamiać instrumentów militarnych, które nadal ma na Kaukazie, tylko wykorzystać ich potencjał, aby doprowadzić do rozmów dyplomatycznych. Władze w Moskwie spróbują wykorzystać konflikt, aby zakonserwować swoje wpływy w regionie, utrzymać – być może z drobną korektą – pozycję. Możliwy jest jednak scenariusz, w którym Azerbejdżan nie będzie oglądał się na Moskwę i jej próby doprowadzenia do zawieszenia broni lub podpisania nowego porozumienia. Wówczas Rosja będzie zmuszona nie tylko grozić swoim potencjałem militarnym w regionie, ale go użyć. Pytanie, czy sama Rosja jest na to gotowa, biorąc pod uwagę sytuację w Ukrainie. Przy czym jeśli nie rozstrzygnie obecnego kryzysu w efektywny dla siebie sposób, będzie to jasny sygnał – nie tylko na Kaukazie, ale w całym obszarze postsowieckim – że wpływy Rosji kruszeją.

Źródło: gazeta.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close