Anoreksja nie jest wyborem. Wbrew pozorom, nie jest tak, że ktoś postanawia, że będzie ją miał, zaczyna się natomiast zupełnie niespodziewanie, podstępnie i, co najgorsze, niewinnie. Osoby chore na początku zazwyczaj pragną zrzucić kilka kilogramów, zacząć się zdrowo odżywiać, paradoksalnie – zadbać o siebie i swoje zdrowie. Co nie bez znaczenia, to osoby w przeważającej większości, jeśli nie wszystkie, bardzo ambitne, dążące do realizacji swoich celów, gotowe do poświęceń i bardzo sumienne. Taka niebezpieczna mieszanka czynników prowadzi do nagłej eksplozji, nad którą nikt nie potrafi znaleźć kontroli.
Anoreksja chorobą przede wszystkim duszy
Po osiągnięciu pierwotnego celu chcemy więcej i więcej, udowadniamy sobie, że stać nas na kolejne wyrzeczenie aż w końcu utrata masy ciała staje się naszym nadrzędnym celem, a jednocześnie, z czego nie zdajemy sobie początkowo sprawy, przekleństwem.
Z boku rzeczywiście wygląda to tak, że chodzi o spadające w dół kilogramy, wygląd, ale tak naprawdę to jedynie cielesny wyraz tego, co dzieje się w duszy chorego. Chorujący na anoreksję należą do osób psychicznie poranionych, pełnych niezabliźnionych ran, nawet tych, które dawno temu zostały wyparte że świadomości lub które wydaje im się, że zostały zagojone.
Właśnie dlatego też leczenie anoreksji to przede wszystkim praca nad głową, a nie ciałem, choć bez niego nie jesteśmy w stanie w ogóle być, a o bycie i czucie chodzi najbardziej.
Cierpiący na anoreksję wszystkie myśli skupiają wokół jedzenia i niejedzenia, kalorii, ćwiczeń, ograniczania się, autodestrukcji po to, by nie czuć tego, co jest dla nich zbyt trudne. W krytycznych momentach choroby są już jednak tak wycieńczeni fizycznie i psychicznie odwieczną walką z prześladującym i ich dniami i nocami myślami, że pragną po prostu zniknąć. A jak to zrobić? Te osoby wiedzą to najlepiej.
Zanim przejdziemy jeszcze do drastycznego oblicza tej okropnej, śmiertelnej (!) choroby, wróćmy do momentu utraty kontroli nad swoim życiem. Ta w mistrzowski sposób przeniesiona jest na kwestie niejedzenia. Wydaje Ci się, że nie ogarniasz swojego życia? Przynajmniej talerz możesz ściśle kontrolować.
Sam ten przełomowy moment bardzo trudno jest wychwycić. Rzadko dochodzi do tego, że chory sam orientuje i przyznaje się, że ma problem. Dlatego tak ważna jest uważność bliskiego otoczenia, która może, a raczej na pewno skutkować będzie usłyszeniem kilku nieprzyjemnych słów od chorującego, ale na to bliscy muszą być przygotowani.
Anoreksja zmienia ludzi, których dopada i to w sposób, o który nigdy by ich nie posądzano. Wiecznie ułożone, grzeczne, sympatyczne i wrażliwe osoby stają się procą, z której co chwilę wystrzeliwane są kolejne potężne pociski. Bliscy nieraz usłyszą, że chory ich nienawidzi, że to przez nich choruje, że wolałby umrzeć niż mieć takich rodziców/przyjaciół/znajomych. Najczęściej stanie się to przy stole, podczas kolejnej próby namówienia go do choćby kęsa albo w szpitalu, gdy z nosa wystawać mu będzie rurka od sondy, a z niej sączyć się będą znienawidzone kalorie.
Walka z niecichnącym głosem
Jak już było wspomniane, rzeczywistość chorych to koszmar. Piekło, którego nikt nie umie sobie wyobrazić. Początkowa fascynacja jedzeniem objawiająca się w przeglądaniu przepisów (zamiast jedzenia, oczywiście), liczeniu wartości odżywczych, studiowaniu tabelek, składów potraw a nawet gotowaniu innym przeradza się w istną katorgę. Ambiwalentne uczucia nie pozwalają choremu normalnie funkcjonować.
Z jednej strony czuje satysfakcję, bo znów udało mu się oprzeć głodowi, pragnieniu jedzenia( bo wbrew pozorom anoreksja wcale nie polega na wstręcie do niego, ale na tym, że pragniesz i nienawidzisz jednocześnie), z drugiej żal, bo inni „mogą” a on nie. Tak, anoreksja wmawia swojej ofierze, że nie ma prawa jeść, nie zasługuje na jedzenie, że musi się ukarać. Jeśli tego nie zrobi, ona zamęczy go wyrzutami sumienia i będzie męczyć tak długo, że odechce mu się wszystkiego. Strach przed kaloriami jest zresztą czasem mniejszy niż strach przed samymi myślami, bo te potrafią naprawdę mocno ranić i rosną w głowie chorego niczym drożdże dokarmiane cukrem. A cukier przecież to jeden z głównych, obok tłuszczu, wrogów cierpiących na anoreksję.
Czasem osoby zdrowe zadają sobie zasadne pytanie: skoro jesteś świadomy swojej choroby, dlaczego wciąż się jej poddajesz? Otóż właśnie z powodu strachu przed jej wyrzutami, z powodu zapętlenia się w objawach, wydrukowania w głowy chorych nowych, destrukcyjnych mechanizmów, które sprytna anoreksja potrafi ulokować w podświadomości. Jedna z naszych bohaterek, Natalia, mimo wielu przejścia wielu etapów i dużej świadomości choroby, przez pewien czas od postanowienia sobie, że weźmie się za siebie, łapała się na tym, że nie smarowała chleba masłem. Robiła to mechanicznie, nie intencjonalnie. Takich niekontrolowanych odruchów było zresztą o wiele więcej, a ona sama nieraz płakała, czując, że nie ma w sobie żadnych instynktów. Była jak małe dziecko, które od początku uczyło się rozpoznawać głód, słuchać swojego ciała, rozróżniać, co jest dla niej dobre, a co złe. Tytaniczna praca.
Droga do autodestrukcji
Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do tego, co myśli lub czuje chory i na co muszą być gotowi i uważni jego bliscy. Osoby chore to najczęściej osoby wysoce inteligentne, ale swojej mądrości i determinacji nie potrafią użyć na swoją korzyść. Specjalizują się za to w oszukiwaniu i manipulowaniu, choć pod żadnym pozorem i mimo wielu pokus absolutnie nie wolno ich o to obwiniać, gdyż nie czynią tego z wyrachowania, ale z powodu dręczącej ich choroby. Bo czy np. można mieć pretensje do chorego na grypę o to, że ma gorączkę? Tak, wiele osób wzburzy się słysząc to porównanie, lecz czy chcą czy nie chcą jest ono jak najbardziej adekwatne. W rozmowach z naszymi bohaterami przewija się cały katalog ich chorobowych „dokonań”, na które osoba zdrowa w życiu by nawet nie wpadła. Jedna z mam opowiadała nam np. jak po jakimś czasie dopiero zorientowała się, że jej podłączona do sondy córka chodzi do toalety nie po to, by zrobić siku, ale sukcesywnie wylewać zawartość butelki z wysokoalorycznym płynem.
Innym przykładem jest stosowana w szpitalach i ośrodkach zasada, że przy chodzeniu do toalety trzeba zostawić uchylone drzwi i śpiewać, liczyć lub recytować. Po co? By mieć pewność, że chory w międzyczasie nie wymiotuje, bo trzeba wiedzieć, że anorektycy (choć staram się unikać tego określenia) potrafią to robić praktycznie bezszelestnie. W wielu szpitalach jest też reguła, że po posiłkach obowiązkowo trzeba odsiedzieć określoną liczbę minut na tzw. odsiadce. Ma to eliminować prawdopodobieństwo, że chory od razu po posiłku zwróci zawartość talerza za najbliższym rogiem i przy okazji sprzyjać zawiązywaniu się budzącemu odrazę pacjentów z anoreksją „sadełka”, bo tak właśnie jest to przez nich przedstawiane. Lata temu w jednej z książek będącej wyznaniami dziewczyny chorującej na anoreksję wyczytać można było nawet, dlaczego na szpitalnych korytarzach na oddziałach psychiatrycznych nie ma kwiatków. To może być szokujące, ale „zawiązujący sadełko” pacjenci potrafili praktycznie pod okiem personelu wymiotować do doniczek ustawionych na parapetach.
Kolejnym aktem sprytu chorych są manipulacje wagą. Czy to w szpitalach, czy też przed wizytami ambulatoryjnymi lub kontrolą domową potrafią oni wypić naprawdę niebezpieczne ilości wody, by tylko oszukać, że ważą więcej. Dodatkowo w grę wchodzą jeszcze wsypywane do kieszeni lub nawet do staników monety, kupowane w sieci obciążniki, grube ubrania, paski z metalowymi klamrami itp.
Jeśli chodzi o samo jedzenie, tu istnieje cała masa zachowań, na które warto zwrócić uwagę. Przede wszystkim masło. Mleczny tłuszcz ląduje za paznokciami, pod stołem czy też wsmarowywany jest we włosy. Mistrzynie potrafią schować na oczach szpitalnego personelu lub nieświadomych niczego bliskich do kieszeni całe kanapki czy też kotlety. Tłusty sos? Ten zapewne zostanie rozsmarowany po całym talerzu.
Piszemy to po to, by przede wszystkim ostrzec bliskich, ale też pokazać, że anoreksja to nie tylko perfidne oszukiwanie innych, ale przede wszystkim samego siebie. Trudno to pojąć i zrozumieć, łatwiej natomiast krytykować i obrażać się, bo komuś „nie zależy”. Nie zależeć to może osobie chorej, ale na niej samej i to tylko dlatego, że zwyczajnie opadnie z sił – fizycznych, ale zwłaszcza psychicznych. Jak postąpić bowiem, gdy ciało wola „jeść”, a głową mówi „nie”? Ta codzienna walka i ważenie racji są naprawdę wyczerpujące. Z jednej strony za każdym razem, gdy wstajesz, widzisz te same, ale coraz bardziej czarne mroczki przed oczami, coraz bardziej kręci ci się w głowie, jest ci coraz bardziej zimno, skóra pęka aż krwawi, żołądek się zaciska, wypadają kolejne włosy, cera przeinacza się w blady papier, u dziewczynek i kobiet zanika miesiączka, z drugiej natomiast tylko z pustym brzuchem choć przez chwilę odpoczywasz mentalnie.
To, co warto podkreślić, to to, że dopiero po pewnym zaczynasz rozumieć, iż spokój ducha jest pozorny. Anoreksja zaraz znów zaczyna atakować. Myśli wygłodzonego organizmu ponownie nieustannie krążą wokół jedzenia, znów marzysz o czymś, czego wydaje się, że nie możesz mieć, znów zwlekasz kości z kanapy by iść pobiegać, choć wcale nie masz na to ochoty i siły. Później bierzesz prysznic, obowiązkowo w zimnej wodzie. Dla chorego każda kaloria jest na wagę złota, a paranoja urasta do takich rozmiarów, że wierzą, iż te kilka dodatkowych kcal podczas stania w autobusie czy ogrzewania ciała po lodowatej kąpieli zrobi realną różnicę. Drodzy bliscy, bądźcie wyjątkowo czujni, gdy chory śpi zimą przy otwartym oknie, nie zakłada skarpet, wybiera schody zamiast windy. I wcale nie chodzi tu o to, że rzeczywiście straci olbrzymią część energii, ale po prostu dalej tkwił będzie w chorobowych mechanizmach, z których, jak napisano, trudno się wydostać.
Zdrowienie tymczasem to wychodzenie ze strefy komfortu. Bez tego się nie obejdzie, ale nie wszystko na raz. Tu jak na dłoni widać niezbędność terapii, wspierającej pacjenta w mierzeniu się z lękami i przełamywaniu kolejnych barier. A może krócej napisać po prostu „w powrocie do życia”? To z terapeutą warto mierzyć swoje możliwości, konsultować kolejne kroki. To on może być prawdziwym przewodnikiem i nauczycielem, a w razie, gdy coś pójdzie nie tak, także i osoba, która weźmie na siebie frustrację pacjenta. To, co powtarza wielu specjalistów, to bowiem to, że osoby z anoreksją tłumią w sobie emocje, mają problem z ich identyfikacją i wyrażeniem, a to skutkuje autoagresją i destrukcją. Czasem więc fakt, że chory zacznie mówić o swoich emocjach to wielki sukces i czynność uzdrawiając, nawet jeśli są to emocje nie zawsze dla nas miłe czy też przez nas oczekiwane.
Pisząc ten tekst myślę przede wszystkim o tym, jak w najbardziej przystępny sposób opisać to, co czują i myślą chorzy. Nie wiem, czy choć trochę tego dotykam, jednak wiem, że przechodzą przez być może najcięższe bitwy w swoim życiu.
Zanim ocenisz, spróbuj zrozumieć
Anoreksja to koszmar. To dramat w wielu aktach, niekiedy bez happyendu. Wiele mówi się o samobójstwach wśród dzieci i dorosłych, a o anoreksji praktycznie nic. A przecież to jest samobójstwo, tylko że rozłożone w czasie. Nie wiem, czyj dramat jest większy – bliskich patrzących na powolną śmierć swojego ukochanego/ukochanej czy samych chorych. Nie wiem i nawet nie chcę tego oceniać. My widzimy tylko przeraźliwą chudość, chory czuje wszechogarniającą nicość.
Choroba potrafi przeczołgać swoje ofiary na wszystkie sposoby, aż do momentu, gdy zechcą zniknąć. W wywiadach niejednokrotnie usłyszałam, że nie działały żadne straszaki. Płyn w sercu? Bezdzietność? Śpiączka cukrzycowa? Na chorego nie działają takie argumenty, gdyż zazwyczaj nie boi się śmierci bardziej niż samej anoreksji. Czasem wręcz jest tak zmęczony, że wydaje mu się, iż przestałby być w końcu „balastem” dla siebie i rodziny. Jeśli więc wydaje ci się, że choremu nie zależy na Tobie, bo nie chce nawet „dla Ciebie” wyzdrowieć, wiedz, że on nie myśli w takich kategoriach, a świadomość, że zawodzi Ciebie i samego siebie jest dla niego wyjątkowo bolesna.
Podczas gdy Ty widzisz siniaki na jego skórze, łzy cieknące niczym z zepsutego kranu, opuchnięte od płaczu oczy, widzisz go lub ją jak snuje się nocami, bo znów nie może zasnąć od natłoku myśli, a także wiele innych rzeczy, które wydaje ci się, że są czymś ponad Twoje siły, on/ona dźwiga na swoich kościstych barkach o wiele więcej i swoim ciałem woła najgłośniej jak może o pomoc. Takie dramaty dzieją się codziennie i naprawdę dotyczą osób, które są pośród nas. Zaburzenia odżywiania to nie problem krajów bogatego zachodu, to nie wymysł próżnych nastolatek ani też trend wśród modelek. To choroba, której nikt nie wybiera i która, niestety, zbiera swoje śmiertelne żniwo.
Źródło: goniec.pl