Trwa batalia związków zawodowych z rządem o podwyżkę rent i emerytur w 2022 r. Spór toczy się o jeden z dwóch składników wskaźnika waloryzacji – odsetka wzrostu wynagrodzeń. Rząd uparł się na ustawowe minimum, czyli 20 proc., a centralne związkowe chcą co najmniej 50 proc. Gra toczy się o kilkadziesiąt złotych więcej miesięcznie.
Wspólne stanowisko trzech central
Co roku w marcu ZUS podwyższa renty i emerytury o przyjęty wskaźnik waloryzacji. Składają się na niego zmienne: inflacja emerycka oraz przynajmniej 20 proc. realnego wzrostu wynagrodzeń. W maju rząd zaproponował, żeby w 2022 r. świadczenia wzrosły o 4,3 proc. – Rząd kurczowo trzyma się tego minimum 20 proc. wzrostu płac. Wspólnie z Solidarnością i Forum Związków Zawodowych proponowaliśmy, aby uwzględniono 50 proc. wzrostu wynagrodzeń. To przełoży się na 4,75-proc. waloryzację – opowiada Katarzyna Duda z OPZZ. Niewykluczone, że sięgnęłaby ona 5 proc. lub więcej – co przewidują ekonomiści.
„Mniejsza waloryzacja, ale będzie zwolnienie z podatku”
Tymczasem kilka dni temu rząd zaproponował nowy, jeszcze niższy, wskaźnik podwyżki – tylko 4 proc. Ustalono go w oparciu na inflacji emeryckiej (3,4 proc.) oraz… 20 proc. wzrostu wynagrodzeń (0,6 proc.). Inflacja na koniec roku będzie zapewne wyższa, ale rząd podtrzymał 20 proc. wzrostu płac. – W przyszłym roku emeryci mogą liczyć za to na większą podwyżkę, bo najniższe świadczenia będą zwolnione z podatku – tłumaczy wiceminister rodziny Stanisław Szwed (66 l.).
– Rząd argumentuje też, że będzie wypłacona 13. emerytura. Ale to tylko dodatki, a emerytom potrzebna jest wysoka waloryzacja – mówi Katarzyna Duda. – Szkoda, że rząd nie zrobił ukłonu w naszą stronę – dodaje rozgoryczona.
Gdyby rząd uwzględnił w waloryzacji 50 proc. wzrostu płac, najniższe świadczenia wzrosłyby o dodatkowe kilkanaście złotych miesięczne.
Źródło: se.pl