W tej sprawie wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi. Młody góral Ireneusz Kaleciak (†19 l.) został znaleziony martwy. Chłopak wisiał na jednym z drzew w Zakopanem. – Zakopiańska prokuratura szybko umorzyła sprawę. Potraktowała śmierć mojego ukochanego dziecka po macoszemu. Nawet nie wysłuchali mnie do końca i nie zbadali gróźb, które znalazłam w laptopie syna. Były to screeny z komunikatora – mówi załamana pani Alicja Karkosza, matka Irka.
Pani Alicja od pięciu lat mieszka w Niemczech. Wyjechała tam za chlebem. Kilkanaście lat wcześniej rozwiodła się z mężem, z którym ma dwójkę dzieci: Irka (†19l.) oraz Lidię. – Syn chodził do trzeciej klasy mundurowej w LO pożarniczym w Nowym Targu. Mieszkał z ojcem, choć wiem, że nie miał z nim łatwo. Mąż nadużywał alkoholu. Irek jednak nie chciał wyjeżdżać za granicę. Zapewniał mnie, że wytrzyma, bardzo zależało mu na ukończeniu nauki i dostaniu się do Państwowej Straży Pożarnej. W Zakopanem miał też moich rodziców, którzy trzymali rękę na pulsie i mieli świetny kontakt z wnukiem. Lidkę zabrałam ze sobą do Niemiec – mówi pani Alicja.
7 stycznia 2019 kobieta dostała niepokojący telefon od dawnej sąsiadki z Zakopanego, czy to prawda, że jej syn się powiesił. – Zarówno ja, jak i mój obecny mąż Paweł nie chcieliśmy uwierzyć. Partner pocieszał mnie, że może to jakieś głupie żarty młodzieżowe – dodaje. Pani Alicja najpierw skontaktowała się ze swoimi rodzicami w Zakopanem, którzy nic nie wiedzieli. Dopiero po godzinie udało jej się dodzwonić do ojca Irka. – Ze stoickim spokojem powiedział mi, że tak, to prawda. Wsiadłam w auto i przyjechałam do Polski – mówi.
Matka zobaczyła ukochane dziecko dopiero w kostnicy. – Miał dwa duże siniaki na gardle, w okolicy jabłka Adama oraz cały podrapany bok. Od razu mi się to nie spodobało i wzbudziło podejrzenia. Syn kochał życie, jakieś dwa tygodnie wcześniej w rozmowie z dziadkami powiedział, że nigdy nic złego by sobie nie zrobił. Córkę zawsze pocieszał, że musi być dzielna jak strażak i walczyć do końca. Nawet siedem dni przed swoją śmiercią, gdy składał mi życzenia urodzinowe, zakomunikował radośnie, że mam długo żyć, by bawić jego dzieci, które planuje mieć – mówi zdruzgotana.
Prywatne śledztwo zdruzgotanej matki
Kobieta rozpoczęła swoje własne prywatne śledztwo, które co rusz odsłania kolejne podejrzane okoliczności. – Syna znaleziono przy drzewie, u którego najniższa gałąź jest na wysokości 3 metrów. To niemożliwe, by dostał się tam bez drabiny, ktoś musiał mu w tym pomóc. A te ślady na ciele, moim zdaniem są oznaką pobicia. Według mnie najpierw go pobito, a później powieszono – dodaje.
Pani Alicja dowiedziała się, że 19-latka znaleźli dwaj koledzy. Jak twierdzi kobieta, jeden z nich miał wcześniej dostać SMS-a pożegnalnego z telefonu Irka ze wskazaniem miejsca zgonu. – Poszli tam i stwierdzili zgon, mimo iż nie byli do tego uprawnieni. Następnie przybyła prokurator, która w protokole umieściła informacje, że ciało jest ciepłe i bez plam opadowych. Było to dwie godziny po znalezieniu syna i przy temperaturze minus 20 stopni – mówi mama. Wiadomo, że prokurator odstąpiła też od sekcji zwłok.
– Kilka dni później były mąż oddał mi laptopa syna i choć pokasował w nim informacje, ja je odzyskałam i znalazłam w laptopie Irka groźby śmierci od kolegi syna w postaci screenów – od niejakiego M.T. Chodziło tam o jakąś dziewczynę. Prosiłam prokuraturę, by przyjrzeli się tej sprawie, ale olali to – mówi matka.
– Mój były mąż przywiózł też list pożegnalny syna, który według biegłego badacza pisma jest jedynie prawdopodobnie napisany przez syna. Nie ma 100 proc. pewności – wyjaśnia pani Alicja. Kobieta zapowiada, że nie odpuści i zapłaci każde pieniądze, by dowiedzieć się, jak zginął Irek.
Prokuratura umorzyła sprawę
Skierowaliśmy pytania do pani prokurator Anety Hładki, która zajmował się sprawą w tym dniu na miejscu tragedii w Zakopanem. W jej imieniu otrzymaliśmy pismo od prokurator rejonowej w Zakopanem Barbary Bogdanowicz.
„Śledztwo w sprawie prowadzono o czyny z art. 155 par. 1k.k. tj. w spawie nieumyślnego spowodowania śmierci ustalonej osoby i z art. 151 k.k. tj. nakłaniania ustalonej osoby do targnięcia się na własne życie. Postępowanie w obu sprawach umorzono na podstawie art. 17 par. 1 pkt 1 k.p.k., tj. wobec stwierdzenia braku znamion czynów zabronionych” – pisze w oświadczeniu dla Faktu, prokurator Bogdanowicz.
„Na etapie prowadzonego postępowania brak było jakichkolwiek informacji o groźbach, które miałyby być kierowane względem pokrzywdzonego i mających związek ze sprawą. W świetle okoliczności sprawy uznano, że brak jest podstaw do badania zawartości telefonu zmarłego, albowiem przeprowadzone w sprawie dowody pozwalały na ustalenie okoliczności sprawy i podjęcie decyzji merytorycznej” – pisze dalej Bogdanowicz.
Jak dowiedzieliśmy się z pisma pani prokurator, „żadne ze stwierdzonych zarówno w trakcie oględzin na miejscu zdarzenia, jak i oględzin przeprowadzonych przez lekarza obrażeń nie wskazują na uzasadnione podejrzenie, że do śmierci pokrzywdzonego doszło w inny sposób niż zostało to ustalone w postępowaniu”.
Pani Alicja zapowiada, że będzie robić wszystko, by doszło do ekshumacja zwłok syna. – Lekarz, który w 25 minut wykonał oględziny mógł nawet nie widzieć ciała Irka. Śmiem tak twierdzić po zapoznaniu się z protokołem oględzin zwłok. Pomylił m.in wzrost, kolor włosów, co więcej ani słowem nie wspomniał o sińcach i zadrapaniach na jego ciele – wskazuje pani Alicja.
1
Chłopak mieszkał w Zakopanem ze swoim ojcem
2
Irek na kilka tygodni przed tragedią odwiedził swoją mamę i jej obecnego męża w Niemczech.
3
Groźby znalezione na laptopie syna.
4
Pani Alicja znalazła po śmierci Irka screeny rozmów z mężczyzną, który miał mu grozić.
5
Pani Alicja ma tylko dwójkę dzieci. Irek był jej jedynym i ukochanym synem.
Źródło: fakt.pl