Polska

„Wsadzili dziecko na dmuchanego flaminga, wiatr je porwał”. Ratownik o tym, co Polacy wyprawiają nad morzem

Alkohol, pewność siebie, a czasem zwykła głupota. Wielu tragedii podczas wypoczynku nad wodą z pewnością dałoby się uniknąć, gdyby nie brak zdrowego rozsądku. Ratownik pracujący nad Bałtykiem przyznaje, że ludzie są zdolni niemal do wszystkiego. Statystyki utonięć już są zatrważające, a to dopiero początek wakacji.

Lato w pełni, upał wszystkim daje się we znaki, więc wyjazdy nad morze, jeziora, czy kąpiele w zamkniętych zbiornikach to kusząca opcja. Problem w tym, że nie wszyscy zdają sobie sprawę, jak zachować się nad wodą.

Ostatnie statystyki wyglądają przerażająco. Policja podała, że w minionym miesiącu utonęło ponad sto osób, a ofiary to głównie młodzi ludzie. Lipiec też zaczął się tragicznie, bo już pierwszego dnia życie nad wodą straciły kolejne trzy osoby. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, jako najczęstsze przyczyny utonięć wymienia pływanie po alkoholu, przecenianie własnych możliwości, a także skakanie do wody w miejscach do tego niewyznaczonych.

Wydawałoby się, że tych kilka prostych i znanych zasad, da się łatwo przyswoić, ale nie miejmy złudzeń. Przy okazji odpoczynku na plaży ludziom czasami odcina dopływ tlenu. I zachowują się tak, że o wypadek nietrudno.

Brak zdrowego rozsądku

Miejsca przeznaczone do kąpieli są strzeżone przez ratowników. To oni mogą najwięcej powiedzieć o tym, do czego zdolni są ludzie, bo godzinami obserwują ich każdego dnia.

Łukasz od trzech lat jeździ w sierpniu do Dziwnówka nad Bałtykiem, by tam przez miesiąc pełnić wartę na plaży. Ma odpowiednie uprawnienia, więc korzysta z okazji, by trochę dorobić. – To teoretycznie jedno ze spokojniejszych miejsc nad polskim morzem. Wysunięte na zachód, nie każdemu jest po drodze, żeby tam dojechać. Bardziej kuszące są plaże, położone bliżej Gdyni czy Sopotu – mówi dla naTemat.

Nasz rozmówca opowiedział kilka historii, które pokazują, że ratownicy muszą mieć oczy dookoła głowy. – Nie jest tak, że codziennie coś się dzieje, ale w każdej chwili może zacząć się akcja. Kiedyś rodzice spuścili na moment swoje dziecko z oka, i odpłynęło na materacu od brzegu na głęboką wodę. Usłyszałem tylko krzyki matki i udało się w porę zareagować – wspomina.

Z relacji Łukasza wynika, że niektórzy rodzice powinni dostać… dożywotni zakaz wstępu na plażę ze swoimi pociechami, bo nie zdają sobie sprawy, że nad morzem mają do czynienia z żywiołem.

– Raz młode małżeństwo przyniosło pompowanego różowego flaminga. Wsadzili na niego dziecko i zwodowali. Nagle zerwał się wiatr, i zabawka razem z maluchem znalazła się na głębi. Rzuciliśmy się z kolegą wpław za tym dzieckiem. Na szczęście flaming zatrzymał się na falochronie. Gdyby odpłynął, nie mielibyśmy szans – wspomina Łukasz.

A jak tłumaczyli się rodzice? – Kiedy poszliśmy im zwrócić uwagę, byli wielce zdziwieni. A nawet nie zauważyliby, jak dziecko odpływa im na pełne morze – dodaje.

"Wsadzili dziecko na dmuchanego flaminga, wiatr je porwał". Ratownik o tym, co Polacy wyprawiają nad morzem

Fot. Archiwum naszego rozmówcy

Piwko i do wody

Nieodpowiedzialność nad wodą to jedno, ale prawdziwe problemy zaczynają się wtedy, gdy pojawia się alkohol. – Widziałem, jak jeden pan wszedł do morza i zanurzył się z butelką piwa. Kciukiem tylko trzymał koniec szyjki, żeby mu się nie wylało – wspomina ratownik i zaznacza, że w takiej sytuacji pozostaje mu zwrócenie uwagi, albo wezwanie policji. – Ale nikt jej nie alarmuje, bo zanim oni przyjadą, to taka osoba zdąży wyjść i zjeść rybę z frytkami w barze obok – przyznaje.

Czasami nad morzem gołym okiem widać też brawurę i popisy. Niektórym nie przeszkadza w tym nawet wywieszona czerwona flaga, informująca o zakazie kąpieli.

– Szczególnie młode małżeństwa w większych grupach urządzają czasem popijawy na plaży. Słychać tylko strzały kapsli przy otwieraniu butelek. Panowie chcą się popisać przed resztą towarzystwa, i wbiegają do wody. Kiedy zobaczą ratownika na chwilę wychodzą, ale wystarczy się odwrócić i wracają do zabawy. To może trwać przez wiele godzin – opisuje Łukasz.

"Wsadzili dziecko na dmuchanego flaminga, wiatr je porwał". Ratownik o tym, co Polacy wyprawiają nad morzem

Fot. Archiwum naszego rozmówcy

Ratownik jak „zło konieczne”

Nie zawsze ta skrajna nieodpowiedzialność kończy się dobrze. W lipcu rok temu w Dziwnówku utonął mężczyzna, a wszystko działo się według tragicznego schematu. – Wtedy nie pracowałem, ale historię znam ze słyszenia. Po 21:00 trzy młode rodziny podobno imprezowały w barze przy plaży. Do wody weszło czterech mężczyzn, wyszło trzech – wskazuje ratownik.

Nie oszukujmy się – gdyby nawet ustawić ratowników co kilkanaście metrów na plaży, to nie pomoże w zapobieganiu zwykłej głupocie. – Nie raz myślę, że dla ludzi ratownik to zło konieczne, i przeszkadza w długo wyczekiwanym urlopie. Czasem turyści mają pretensje, że przyjechali na wczasy, a do wody wejść nie można, bo czerwona flaga – przyznaje nasz rozmówca, który znowu wybiera się do Dziwnówka, czwarty rok z rzędu pilnować, by nad Bałtykiem nikomu nic się nie stało.

Jeśli w wakacje planujecie spędzać czas nad wodą, warto zapoznać się ze szczegółową mapą, aktualizowaną przez Główny Inspektorat Sanitarny. W sieci działa specjalny „Serwis Kąpieliskowy” z wykazem miejsc, gdzie można się kąpać. I nie chodzi tu tylko o plaże na północy Polski.

Źródło: natemat.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close