Trzech mężczyzn i trzy zgony. Dolnym Śląskiem w ciągu jednego tygodnia wstrząsnęła fala incydentów z udziałem policji. Po sprawie śmierci Igora Stachowiaka, której wyjaśnienie ciągnęło się miesiącami, światło dzienne ujrzały podobne zdarzenia, w których uczestniczyli dolnośląscy mundurowi. Bartek z Lubina, a także Łukasz i Dmytro z Wrocławia – ich sprawy wciąż czekają na wyjaśnienie.
Śmierć Dmytro Nikoforenko. Policjanci zwolnieni ze służby
Dmytro Nikiforenko (†25 l.) trafił na wrocławską izbę wytrzeźwień 30 lipca 2021 roku. Miał być mocno nietrzeźwy, na jednej z pętli autobusowych gdzie zatrzymał się wiozący go pojazd, kierowca wezwał karetkę, potem zjawiła się policja. Mężczyznę zabrano do izby wytrzeźwień. Jak początkowo podawali mundurowi, Dmytro miał być pijany i agresywny. Nagrania z monitoringu jednak temu zaprzeczają.
Na wideo, pochodzącym z autobusu MPK widać, jak 25-latek wsiada do pojazdu razem z kolegami. Wydaje się być pijany. Koledzy sadzają go na jednym z siedzeń, sami zaś wysiadają na jednym z przystanków. Dalej – widzimy kierowcę, który – już na pętli – nie mogąc nawiązać kontaktu z mężczyzną, wzywa karetkę pogotowia, a ci wzywają policję, a następnie prowadzą Dmytro pod ręce, pilnując, żeby nie upadł. Mężczyzna przez cały ten czas nie stawia oporu, nie widać, żeby był agresywny.
O 21:26 Dmytro rozmawiał jeszcze przez aplikację ze swoją dziewczyną Zuzanną. Później następuje godzinna przerwa, w której nie wiadomo dokładnie, co działo się z chłopakiem. Z radiowozu do izby wytrzeźwień został bowiem wyprowadzony o 22:27. Kamery na mundurach policjantów, którzy wówczas interweniowali, zostały natomiast wyłączone po około kilku sekundach od ich przybycia na miejsce zgłoszenia podane przez sanitariuszy.
Z nagrań kamery umiejscowionych w izbie wytrzeźwień, do których dotarli dziennikarze „Gazety Wyborczej” wynika, że chłopak był okładany pięściami i pałką, a także duszony.
Wkrótce po ujawnieniu materiałów, czterej biorący udział w interwencji mundurowi zostali zawieszeni w czynnościach służbowych, wobec trzech wszczęte zostały procedury wydalenia ze służby z uwagi na „ważny interes policji”.
Śledztwo, które zostało wszczęte w tej sprawie, przeszło jednak długą drogę — od Prokuratury Rejonowej Wrocław-Stare Miasto, przez Prokuraturę Okręgową w Świdnicy, aż do prokuratury w Szczecinie – nim doczekało finału. W październiku zatrzymano w sprawie Dmytro Nikiforenko dziewięć osób – w tym m.in. czterech interweniujących wówczas policjantów, lekarkę i pracowników izby wytrzeźwień. Wszyscy usłyszeli, jak podaje prokuratura „bardzo poważne zarzuty”.
Śmierć Łukasza Łągiewki. Był nóż czy go nie było?
Łukasz Łągiewka (29 l.) z Wrocławia, w nocy z 1 na 2 sierpnia 2021 r. zamknął się w mieszkaniu w napadzie depresji. Jego bliscy zaniepokojeni wiadomościami od niego, obawiali się, że może chcieć popełnić samobójstwo. Przyjechali więc pod jego drzwi i wezwali na pomoc policję. Kilka godzin po interwencji chłopak zmarł w szpitalu.
Pierwsi na miejscu zjawili się strażacy i dwaj policjanci. Siostra Łukasza, Wiktoria wraz z ojcem na początku interwencji rozmawiali z Łukaszem przez telefon. Wydawało się, że nie poznaje rodziny przez wizjer. Nie wierzył też, że na zewnątrz czekają na niego policjanci. Gdy rodzina chłopaka czekała na korytarzu, strażacy z podnośnika próbowali wejść oknem. Nie udało się im to, a Łukasz przestraszył się jeszcze bardziej. Zaczął uderzać w drzwi i wzywać pomocy.
Policjanci wezwali posiłki – przyjechało kolejnych czterech mundurowych i kilku w cywilu i zaczęli wyważać ciężkie antywłamaniowe drzwi. Kiedy udało się je uchylić, relacjonowała jego siostra Wiktoria, czterej policjanci pryskali do środka gazem pieprzowym. Wtedy też od jednego z nich miało paść, że Łukasz ma nóż.
Z relacji rodziny wynika, że kiedy tylko policjanci weszli do mieszkania, rzucili się na Łukasza z pałkami. – Okładali go po całym ciele, brutalnie. Przyduszali mu szyję kolanem. Wywlekli go na korytarz, gdzie dostał jeszcze dwa bardzo mocne ciosy pięścią w głowę – mówiła wzburzona Wiktoria, która razem z ojcem miała być wtedy przytrzymywana przez strażaka i policjantkę. – Katowali go kilka minut. Krew była wszędzie. Później wynieśli go do karetki – dodała.
– Ponieważ mężczyzna zamknął się w mieszkaniu i nie chciał otworzyć drzwi, a jego bezpieczeństwo było zagrożone, bo był on mocno pobudzony, podjęto decyzję o wejściu siłowym. Po otworzeniu drzwi, przez obecnych na miejscu strażaków, mężczyzna wymachiwał nożem w kierunku funkcjonariuszy i groził jego użyciem, w związku z czym został obezwładniony – wyjaśnił wówczas asp. sztab. Łukasz Dutkowiak z KMP we Wrocławiu. – Mężczyzna został przekazany ratownikom medycznym, obecnym na miejscu podczas interwencji. Po kilku godzinach policjanci otrzymali informację, że zabrany do szpitala mężczyzna zmarł – dodał Dutkowiak.
Rzecznik Komendy Głównej Policji insp. Mariusz Ciarka ujawnił później film z kamery znajdującej się na ubraniu funkcjonariusza, biorącego udział w akcji. Nagranie kończyło się jednak akurat wtedy, gdy mundurowi zaczęli obezwładnienie. – Ten film ma jeszcze kilka sekund więcej. Tam naprawdę nie ma nic do ukrycia – twierdził rzecznik policji.
Do tych brakujących sekund wideo z kamery nasobnej policjanta dotarła jednak „Gazeta Wyborcza”. Na filmie z zatrzymania Łukasza Łągiewki widać bicie pałką i deptanie bezbronnego człowieka… Prokuratura Rejonowa dla Wrocławia-Psie Pole prowadzi postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Łukasza.
Śmierć Bartka z Lubina. Różne wersje wydarzeń
Do tragicznej śmierci Bartka Sokołowskiego (34 l.) z Lubina doszło rano 6 sierpnia 2021 r., po lub w trakcie interwencji policji. Funkcjonariusze dostali wezwanie do agresywnego i pobudzonego mężczyzny. Matka 34-latka informowała policjantów, że syn nadużywa narkotyków i ma psychozę. Chciała, by przewieziono go do szpitala. Na temat tego, co zdarzyło się później, krążą różne wersje. Mają one jednak jedne, wspólny finał, którym jest śmierć mężczyzny.
Na filmie z interwencji, który trafił do sieci widać szarpaninę Bartka z policją – funkcjonariusze zasłonięci drzwiami wozu policyjnego, wystające spod nich i wymachujące na wszystkie strony nogi mężczyzny, finalnie przyciskających go kolanami do ziemi mundurowych. Kiedy chłopak przestaje się poruszać, widać, jak policjanci próbują go cucić, bezskutecznie. Nie podejmują jednak reanimacji.
Policjanci interweniujący w sprawie Bartka twierdzą, że gdy przekazywali go medykom, ten miał jeszcze wyczuwalny oddech i tętno. Z nagrań rozmów ratowniczki medycznej z dyspozytorem pogotowia, do których dotarł Onet wynika jednak, że medycy wzięli do karetki nieżyjącego już 34-latka.
Co więcej, kolejne nagrania ujawniają, że pojawił się problem, ze stwierdzeniem zgonu mężczyzny. Załoga karetki pogotowia formalnie nie może tego zrobić, ciało Bartka przewieziono więc na SOR. Tamtejszy lekarz miał jednak odmówić potwierdzenia śmierci mężczyzny, a nawet zarzucić ratownikom, że jest to już trzeci taki przypadek, a także, że „SOR nie jest od stwierdzenia zgonów”.
Sekcja zwłok nie wykazała jak dotąd bezpośredniej przyczyny zgonu mężczyzny. Prokuratura poinformowała jedynie, że w jego organizmie wykryto śmiertelną dawkę narkotyków, zlecono więc dodatkowe badania, które mają wskazać przyczynę śmierci.
Rodzina Bartka Sokołowskiego, nie chcąc by sprawa została zamieciona pod dywan, zdecydowała się na prywatną sekcję zwłok w czeskim Libercu. Wnioski tamtejszych biegłych zaprzeczają, by Bartek zmarł w wyniku zatrucia toksykologicznego. Skłaniają się bardziej ku tezie, że doszło do uduszenia. Zagraniczna sekcja, podobnie jak ta zlecona przez prokuraturę, nie dała jednak jednoznacznej odpowiedzi.
Te sprawy wciąż czekają na wyjaśnienie
Komenda Główna Policji, zapytana o to, jakie kroki zostały podjęte w związku z trzema podobnymi sytuacjami – interwencji, które zakończyły się zgonem – w tak krótkim czasie, nie może jednak ujawnić szczegółów.
– Postępowanie przygotowawcze prowadzone przez prokuraturę jest ustawowo objęte tajemnicą i jedynie prokurator może udzielać informacji w tej sprawie – mówi insp. Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji. – Jednocześnie informuję, że postępowania wewnętrzne prowadzone m.in. przez Biuro Kontroli KGP nie zostało zakończone i jest za wcześnie na udzielanie informacji w tej sprawie – dodaje.
– Policja jak zwykle po swojej nieudolnej interwencji obwinia osobę zatrzymywaną – komentuje Maciej Stachowiak – Po śmierci Igora nic się nie zmieniło. Rodziny zmarłych nadal muszą walczyć z systemem, który stara się tuszować te sprawy. Miały być kamery na mundurach i niby są, ale w praktyce są one wyłączane, kiedy interwencja wymyka się spod kontroli i kiedy łamane jest prawo – mówi ojciec chłopaka zmarłego w 2016 r. Wrocławianin wciąż walczy o sprawiedliwość po śmierci Igora. Czeka, aż Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu rozpatrzy jego sprawę.
– W sprawie Bartka kończymy przesłuchania świadków. Jesteśmy zadowoleni z tego, jak łódzka prokuratura prowadzi postępowanie – mówi Wojciech Kasprzyk, który reprezentuje rodziny Bartka i Łukasza. – Niestety nie możemy tego powiedzieć o prokuraturze w Legnicy, która odrzuca nasze wnioski dowodowe ws. śmierci Łukasza i nie bada wszystkich wątków. Złożyliśmy wniosek o wyłączenie legnickiej prokuratury ze śledztwa – dodaje prawnik.
Źródło: fakt.pl