Polska

Tragedia w Wejherowie. Jedna decyzja sądu mogła uratować Martynkę? Ekspertka od ochrony praw dziecka nie ma wątpliwości!

Czy maleńką Martynkę (†1 r.), udręczoną przez rodziców, można było uratować? Dzieciątko i jego rodzina od miesięcy było pod lupą wielu służb, ale i to nie pomogło ocalić życia dziewczynki. Co zawiodło? Eksperci nie mają wątpliwości, że zawiodła decyzyjność systemu, systemu, którym są ludzie. Psycholog Mirosława Kątna, przewodnicząca Komitetu Ochrony Praw Dziecka nie ma wątpliwości, że gdy chodzi o życie maleńkiego, bezbronnego dziecka, to trzeba działać szybko. – Było wystarczająco dużo sygnałów, by zapadły radykalne decyzje – mówi w rozmowie z „Faktem” pani psycholog.

Tragedia w Wejherowie. Jedna decyzja sądu mogła uratować Martynkę? Ekspertka od ochrony praw dziecka nie ma wątpliwości!

Zaczynała chodzić, uczyła się pierwszych słów, miała swoje ulubione zabawki i bajki, tak słodko się uśmiechała… Ale więcej się nie pobawi i nie uśmiechnie. Miała rok i 31 dni, tylko tyle, gdy ojciec zatkał jej usta i nos, by się udusiła.

Zabójstwo dziecka. Gehenna Martynki trwała miesiące

Gehenna małej dziewczynki rozgrywała się w samym centrum Wejherowa. Rodzina wynajmowała mieszkanie w kamienicy tuż przy wejherowskim rynku. Mieszkali na parterze. Sprowadzili się tam w czerwcu 2022 r.

W niedzielę, 1 stycznia, do mieszkania wezwano ratowników. Kiedy medycy przyjechali na miejsce, zaprowadzono ich do pokoju, w którym stało łóżeczko. To w nim leżało posiniaczone ciałko maleńkiej dziewczynki. Martynka (†1 r.) już nie dawała żadnych oznak życia.

Niebo ani na chwilę nie przestało płakać… Poruszające pożegnanie zamordowanej Martynki. Napis przy krzyżu łamie serce Zarzuty w związku ze śmiercią maleństwa usłyszeli rodzice dziewczynki. Matka, Weronika D. (29 l.), miała znęcać się nad córeczką i pozwolić na zło wyrządzane przez ojca. Grzegorz Z. (41 l.), ojciec dziecka, usłyszał zarzut zabójstwa i znęcania się nad Martynką.

W czwartek, 5 stycznia, maleńka, udręczona dziewczynka wyruszyła w ostatnią drogę. Została pochowana na cmentarzu w Gniewinku.

Śmierć dziecka w Wejherowie. Sąd wiedział, że dziecko nie jest w tej rodzinie bezpieczne. Mirosława Kątna: powinno być rodzinie zastępczej

Dlaczego Martynka nie żyje, skoro dziecko i jej rodzina od pół roku była objęta pomocą Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Wejherowie? Pracownicy socjalni informowali sąd i o zasinieniach, i o tym, że rodzina jest niewydolna. Sąd wiedział, że dziecko nie jest tam bezpieczne. System dotyczący ochrony praw dzieci zawiódł? Ekspertka od praw dzieci nie ma wątpliwości, że system zawiódł.

– Moje zdanie na ten temat jest krótkie i jednoznaczne. W sytuacji, gdy jest zagrożone życie tak małego dziecka i są już sygnały, działanie powinno być natychmiastowe i bardzo radykalne – mówi w rozmowie z „Faktem” psycholog Mirosława Kątna. – To dziecko powinno być z tej rodziny zabrane po pierwszym sygnale MOPS-u. Dlatego liczymy na współpracę interdyscyplinarną w sytuacjach przemocy wobec dzieci i obliguje przecież do tego Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy oraz zdrowy rozsądek. Ta współpraca teoretycznie jest zagwarantowana, mówię teoretycznie w sensie przepisów. Jeżeli mimo tego, że są uruchomieni pracownicy, choćby tacy jak kurator, czy asystent rodziny, jeżeli tam była założona niebieska karta, a była, to ta grupa robocza jest częścią zespołu interdyscyplinarnego, który w takich sprawach bada sytuację, ale tutaj nie ma czasu na długotrwałe badanie. Jeżeli dziecko jest maleńkie, dziecko jest zagrożone i jak rozumiem, nie ma żadnej poprawy w tym wszystkim i przez pół roku nie została podjęta radykalna decyzja, taka, żeby to dziecko z tej rodziny zabrać, to czekanie, że się rodzic naprawi, a w między czasie zostawienie zagrożonego małego człowieka u oprawców, jest niedopuszczalne – podkreśla pani psycholog.

Mirosława Kątna: nie zadbano tu o ochronę najsłabszego w rodzinie ogniwa, czyli dziecka

Przewodnicząca Komitetu Ochrony Praw Dziecka uważa, nie zadbano tu o ochronę najsłabszego w rodzinie ogniwa, czyli dziecka.

Siniaki Martynki tłumaczono upadkiem z kanapy. Gehenna dziecka mogła trwać miesiącami. „Fakt” pyta, czy śmierci maleństwa można było zapobiec? TEKST OD 18 LAT – Wszystko wskazywało na to, że ta rodzina, na tym etapie, jest mało reformowalna. Za długo to wszystko trwało, zbyt długo nie było ingerencji we władzę rodzicielską, czyli pozbawienie ich tej władzy rodzicielskiej lub ograniczenie jej poprzez umieszczenie dziecka w rodzinie zastępczej. Ja tego nie rozumiem. Pewnego rodzaju decydenci asekurują się, boją się, nie wiem jak to wytłumaczyć. Chronią majestat rodziny, nie chroniąc najsłabszego ogniwa w tej rodzinie, czyli dziecka – grzmi Mirosława Kątna.

Wiceprezes sądu w Wejherowie powiedział „Faktowi”, że w rodzinie nie stwierdzono przemocy i uwierzono, gdy zasinienia na cele dziecka tłumaczono upadkiem z kanapy.

– To jest totalny brak podstawowych kompetencji. Ci pracownicy, którzy tam byli, rodzinę odwiedzał m.in. kurator, no trudno stwierdzić przemoc przy kuratorze. Nikt nie skrzywdzi dziecka przy kuratorze. Niby co ma stwierdzić? Przy nim się nic nie dzieje. Zasininie? No dziecko spadło z kanapy, ale nikt nie bada tego jak się okazuje, w jakich okolicznościach dziecko spadło z kanapy. Że się nikomu nie zapala czerwona lampka – dopytuje pani psycholog.

System orzekania w sądach jest niewydolny

Mirosława Kątna podkreśla, że system orzekania w sądach jest niewydolny.

– Ale tam gdzie w grę wchodzi dobro maleńkiego, bezradnego, bezbronnego dziecka, to mnie się nie mieści w głowie, żeby chronić interes rodziny za wszelką cenę. Czy to rodzina jest świętością? Nie, dziecko jest świętością w rodzinie, bo jest najsłabszym ogniwem – podkreśla szefowa Komitetu Ochrony Praw Dziecka. – Tu nie zadziałała decyzyjność, radykalna decyzyjność, ratująca bezpieczeństwo tego dziecka. Czekano na co? Że się wszystko poprawi? Po co tyle tych służb było zaangażowanych skoro rodzina ewidentnie była rodziną patologiczną. Trzy sygnały przecież były od pracowników, że w tej rodzinie dzieje się źle? Kto ponosi winę? Moim zdaniem niewydolność systemu, ale system to są ludzie. Chroni się dobrostan rodziny, wspierając ją wszelkimi sposobami, i dobrze, ale to musi być szybkie. To nie może tak długo trwać. Czeka się na co? Na eskalację tej przemocy? Są rodziny, które w tak krótkim czasie nie są w stanie się zmienić, to jest proces, ale z perspektywy dziecka, nie ma czasu na ciągnięcie tego procesu w nieskończoność – dodaje Mirosława Kątna.

Psycholog jest zdziwiona podejściem służb.

– Ja dziwię się takiemu brakowi wyobraźni, jakieś minimum wiedzy o rodzinach przemocowych, te wszystkie służby posiadają. Przemoc sama z siebie nie ustępuje, a może eskalować – stwierdza.

12 grudnia kurator po raz ostatni odwiedził rodzinę. Próbował jeszcze to zrobić 20 grudnia, ale wtedy nikogo nie zastał

„Fakt” ustalił, że 12 grudnia kurator po raz ostatni odwiedził tę rodzinę. Próbował jeszcze to zrobić 20 grudnia, ale wtedy nikogo nie zastał. Dlaczego więc, nie pofatygował się jeszcze raz?

– Właśnie, jeśli 20 grudnia nikogo nie zastano, to może 21 grudnia ktoś powinien być albo 22 grudnia. Sprawy dotyczące dzieci, szczególnie tych maleńkich, najbardziej bezbronnych, które się nikomu nie poskarżą, które skazane są na swoich oprawców, te sprawy muszą być traktowane priorytetowo – mówi nasza rozmówczyni. – 12 lat, już prawie 13, funkcjonuje Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy, a to wszystko gdzieś zawodzi. Brakuje decyzyjności. Służby boją się podejmować takie decyzje. Bo przyjęło się, że w rodzinę się nie wchodzi, tak, ale w dobrą i bezpieczną rodzinę nie powinno się wchodzić. Ta sytuacja powinna wstrząsnąć służbami, które mają wgląd w rodzinę i zobligować te służby do radykalnego działania. Może kolejna śmierć dziecka pobudzi wyobraźnię. Dziecko jest najsłabszym ogniwem, zawsze to powtarzam i nie można się kierować interesem dorosłych podkreśla Mirosława Kątna.

Dziennikarka „Faktu” ustaliła, że matka Martynki, Weronika D., jest w kolejnej ciąży. Do aresztu trafiła z widoczną ciążą. Zdaniem Mirosławy Kątnej, w tej sytuacji, działanie służb powinno być radykalne i dziecko powinno trafić do rodziny zastępczej.

Źródło: fakt.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close