Tragedia na cmentarzu w Łopiennie (woj. wielkopolskie). Marysia przyjechała z rodzicami na grób starszego brata. Gdy zapalili znicze i mieli już odchodzić, na 5-latkę runął wielki, kamienny krzyż z sąsiedniego nagrobka. Dziecko walczy w szpitalu o życie.
Cmentarz parafialny w Łopiennie pełen jest starych, zrujnowanych grobów. Pomiędzy nimi stoją nowe pomniki. – Od dawna mówiliśmy, że w końcu wydarzy się tutaj tragedia, ale nikogo nie można przecież zmusić do wyremontowania lub rozebrania nagrobka, więc tak stoją – mówi grabarz. – W każdej chwili może się zawalić jakiś kolejny – dodaje.
Tragedie prześladują rodzinę
To właśnie w tej niewielkiej miejscowości w weekend doszło do tragedii. 5-letnia Marysia przyjechała aż spod Opola na grób brata z rodzicami i o rok starszą siostrzyczką Anastazją. Krystian L. (†17 l.) zmarł w zeszłym roku na dyskotece w pobliskim Mieleszynie. Początkowo podejrzewano, że doszło do zatrzymania krążenia przez narkotyki. – Badania nie wykazały żadnych narkotyków, okazało się, że to krwiak mózg. To on go zabił – opowiada babcia Stefania L. – Po tej tragedii córka była w szpitalu, wciąż do siebie nie doszła, a tutaj kolejna tragedia – załamuje ręce.
Marysię przygniótł wielki krzyż
Dopiero niedawno rodzice postawili Krystianowi piękny nagrobek. Pani Beata z mężem i córkami przyjechali go obejrzeć i zapalić znicze. Już mieli odchodzić, gdy wydarzyła się tragedia. – Marysia przechodziła tylko za tym grobem, gdy wielki kamienny krzyż na nią runął i przygniótł ją. Upadając jeszcze uderzyła główką o marmurowy grób z tyłu – mówi pani Stefania. Zaczęła się lać krew, ojciec dźwignął krzyż, żeby uwolnić córeczkę, a matka dzwoniła po pogotowie. Na miejsce przyleciał śmigłowiec pogotowia lotniczego i zabrał ciężko ranne dziecko do szpitala w Poznaniu.
Lekarze walczą o życie dziecka
Marysia jest już po operacji. Ma usuniętą część czaszki, jest w śpiączce farmakologicznej. – Ma jeszcze pęknięte trzy kręgi i uszkodzone ucho. Lekarze mówią, że może nie słyszeć – załamuje ręce babcia. Rodzice są w szpitalu, ale na oddział do córeczki nie mogą wejść. – Nie mają szczepień – dodaje. – Córka jest w bardzo ciężkim stanie. Nie jesteśmy w stanie w ogóle o tym mówić. Myślimy tylko o tym, żeby przeżyła – mówi pani Beata. Wie, że pomimo tragedii musi być teraz silna zarówno dla Marysi, jak i 6-letniej Anastazji, która nie zdaje sobie jeszcze sprawy, w jak ciężkim stanie jest jej siostrzyczka.
Sprawę bada policja, która wszczęła dochodzenie w sprawie narażenia dziecka na utratę zdrowia i życia. Funkcjonariusze przesłuchują pierwszych świadków.
Źródło: fakt.pl