Ksiądz Andrzej Dymer zmarł 16 lutego po długiej chorobie. Na pogrzebie pojawiły się tłumy, które za nic miały utrzymywanie dystansu od innych. W uroczystości uczestniczyło ponad 100 osób i chociaż na zdjęciach widać, że większość miała maseczki, to jednak tego typu zgromadzenie nie mogło być bezpieczne biorąc pod uwagę szalejąca wciąż epidemię koronawirusa.
Ksiądz Andrzej Dymer zmarł w wieku 58 lat. Jego nagła śmierć odbiła się w Polsce szerokim echem, bowiem w jego sprawie toczyły się zarówno postępowania cywilne, jak i kanoniczne. Kapłan miał bowiem molestować nieletnich chłopców w ośrodku im. św. Brata Alberta, który założył.
Ksiądz Andrzej Dymer został pochowany w Szczecinie
Sprawa duchownego i zarzucanych mu podejrzeń o pedofilię znana jest Kościołowi od lat 90. O ks. Dymerze było głośno, ponieważ jego ofiary wielokrotnie starały się mówić o krzywdach, które spotkały je z jego rąk, jednak przez lata nie podjęto żadnych kroków, by winę duchownego udowodnić i – w razie skazania – poddać go odpowiedniej karze.
Dopiero w 2008 roku coś się ruszyło. Dzięki reportażowi „Gazety Wyborczej” rozpoczął się proces kanoniczny, a w akcję włączyła się również szczecińska prokuratura. Sąd kościelny uznał Dymera winnym, natomiast prokuratura po kilku miesiącach umorzyła śledztwo.
Kilka lat później, w 2015 roku, jedna z ofiar złożyła subsydiarny akt oskarżenia i chociaż sąd I instancji sprawę umorzył, to po odwołaniu inny skład sędziowski postanowił, że jednak trzeba przyjrzeć się Dymerowi i oskarżeniom o pedofilię. Niestety od przestępstwa minęło 20 lat, dlatego sprawę trzeba było umorzyć z powodu przedawnienia.
Koniec końców ksiądz Dymer nigdy nie poniósł konsekwencji zarzucanych mu czynów. Chociaż o tym, że molestował nieletnich mówiono już w 1995 roku, do końca życia nie spotkała go ani kara, ani ostracyzm w Kościele instytucjonalnym. Co więcej, przez wiele lat nie odsunięto go nawet od pracy z dziećmi.
Nic więc dziwnego, że pogrzeb kapłana był przez policję traktowany jako szczególny, a pod cmentarzem ceremonię zabezpieczały dwa radiowozy. Na szczęście nie doszło do żadnych niemiłych sytuacji, jednak na pogrzebie nie pojawił się żaden z lokalnych polityków, chociaż przez długi czas byli tacy, którzy nie kryli swojej sympatii do duchownego.
I chociaż ich na pożegnaniu księdza zabrakło, to jednak na cmentarzy pojawiło się łącznie ponad 100 osób. Nie przestrzegały one zaleceń, by utrzymywać dystans, a zdjęcia z uroczystości są porażające – człowiek na człowieku, tłumy przy trumnie i grobie.
Z kolei ksiądz odprawiający nabożeństwo również jakby zapomniał o zarzutach, które ciążyły na duchownym. Wygłosił słowa, które według wielu mogą być wręcz nie na miejscu, bo chociaż o zmarłych nie powinno się źle mówić, to jednak sytuacja wokół ks. Dymera była wyjątkowa.
– Dziękuję, że jesteście tutaj na ostatniej drodze Jędrka. Był mi nie tylko bratem w kapłaństwie, ale również przyjacielem. Bardzo was proszę, abyście otaczali go modlitwą, która jest niezwykle ważna również po śmierci – mówił ksiądz podczas nabożeństwa.
Źródło: pikio.pl