Polska

Skatował na śmierć 9-miesięcznego synka. Jego przeszłość skrywa jeszcze jedną makabryczną tajemnicę. Nowe fakty

Fakt dotarł do wstrząsających informacji z przeszłości ojca 9-miesięcznego Szymonka, skatowanego na śmierć w bloku socjalnym w Legnicy (woj. dolnośląskie). Okazuje się, że to nie pierwsze ludzkie życie, które mężczyzna ma na sumieniu. Niedługo przed tym, jak związał się z Moniką M., wyszedł z więzienia, gdzie odsiadywał wieloletni wyrok. Kolejny już w jego życiu…

Szymon zmarł w grudniu 2020 r., w mikołajki. Jego ojciec, Dariusz P. (46 l.) zamiast na pogotowie, zadzwonił do swojej siostry. Gdy ta przyjechała i wezwała pomoc, było już za późno. Ratownik medyczny, który reanimował dziecko, doszukał się na jego ciele poważnych obrażeń. Chłopczyk miał guza na głowie, krwiaka na skroni i siniaka na plecach.

Śledczy nie mieli wątpliwości, że do śmierci dziecka nie doszło w sposób naturalny. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną tragedii był cios zadany w główkę. Szymonek miał też inne, starsze obrażenia, które jednoznacznie wskazywały na długotrwałe znęcanie się. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie zabójstwa dziecka.

Ojciec dziecka został zatrzymany natychmiast. Matka Monika M. (42 l.), której nie było wtedy w mieszkaniu, trafiła w ręce policji niedługo później. 46-latek usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie i w warunkach recydywy. Przyznał, że pobił malca, bo „zbyt głośno płakał”. Bił ręką i tępym narzędziem.

Ojciec Szymonka agresję ma we krwi

To nie był pierwszy raz, gdy wybuch bezsensownej złości Dariusza odebrał życie innemu człowiekowi. Wszystko wydarzyło się w październiku 2008 r. Niecałe pół roku wcześniej Dariusz P. skończył odsiadywać karę dwóch lat więzienia za rozbój, gdy brutalnie pobił mężczyznę, by ukraść mu telefon komórkowy.

Dariusz oraz jego dwaj kumple spod ciemnej gwiazdy, Robert J. i Piotr O., znali się od dawna. W przeszłości mieszkali na tym samym legnickim osiedlu Piekary. Pewnego dnia postanowili zarobić, wykorzystując znajomość z Janem N., starszym mężczyzną poznanym kilka lat wcześniej na leczeniu odwykowym w Ośrodku Terapii Uzależnień w Legnicy.

Wiedzieli, że 61-latek znowu wpadł w ciąg, a w przeciwieństwie do nich miał stały dopływ pieniędzy – dostawał rentę. Wymyślili plan, że kupią na jego nazwisko sprzęt na raty, a potem spieniężą go. Pieniądze mieli zamiar przepić, a nieszczęśnika zostawić bez niczego, z długami do spłaty.

Skatował człowieka, bo nie dostał czego chciał

Plan udał się w połowie. Jan kupił na raty telewizor, ale telefonu już nie zdążył, bo upił się z nowymi kolegami i zasnął w mieszkaniu Dariusza. To rozwścieczyło mężczyznę. „Budząc pokrzywdzonego uderzył go kilkukrotnie ręką w twarz mówiąc, że nie wywiązał się z danej obietnicy” – czytamy w aktach sprawy.

Potem jednak stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Dariusz wpadł w szał. „Wstawaj, bo cię zabiję” – miał krzyczeć. Choć Jan po spoliczkowaniu już się obudził, Dariusz uderzył go kilkukrotnie pięścią w twarz, a gdy upadł, zaczął kopać go po głowie i całym ciele.

Koledzy próbowali odciągać napastnika od bezbronnego 61-latka, jednak nie byli w stanie okiełznać amoku, w jaki wpadł ich kumpel. Jan dostał krwotoku z nosa, ale jeszcze żył. Mówił, że źle się czuje i mimo nalegań nie był w stanie wyjść z mieszkania. Robert obmył mu więc twarz, zaprowadził z powrotem na wersalkę, a sam przystąpił do zmywania zakrwawionej podłogi.

Zostawili demona samego z ofiarą

W międzyczasie mężczyznom skończył się alkohol. Robert i Piotr wyruszyli więc, by sprzedać posiadany telefon i kupić wódkę. Zajęło im to trochę czasu. Gdy wrócili, Jan nadal leżał na plecach na wersalce, ale był cały zakrwawiony i miał zmasakrowaną twarz. Nie oddychał.

Koledzy zapytali Dariusza, co wydarzyło się w mieszkaniu pod ich nieobecność. Ten odparł, jak gdyby nigdy nic, że „chyba zabił” Jana i że trzeba się „pozbyć ciała”, bo do domu zaraz wróci jego kobieta. Ponieważ piwnica była zamknięta na klucz, wynieśli zwłoki niedawnego kompana przed blok i tam porzucili.

Po powrocie do mieszkania Dariusz powiedział, że „on to zrobił i będzie za to odpowiedzialny”. Wkrótce potem usłyszeli sygnał karetki. Robert i Piotr przerażeni sytuacją wyskoczyli przez okno i usiłowali uciec nadjeżdżającym autobusem. Zostali jednak schwytani po krótkim pościgu. Wszyscy trzej byli pijani.

„Chyba go zabiłem”

Gdy policjanci przystąpili do oględzin porzuconych na chodniku zwłok, byli w prawdziwym szoku. Nieżyjący 61-latek miał spodnie opuszczone do kostek, a bluzę podniesioną powyżej klatki piersiowej. Już na pierwszy rzut oka było widać, że został skatowany. Na schodach widniały brunatne ślady krwi wiodące do mieszkania, z którego go wywleczono.

W czasie sekcji zwłok ustalono, że ofiara doznała m.in. licznych krwiaków, rozległych, wieloodłamowych złamań kości czaszki z przemieszczeniem, obustronnych złamań żeber, a także rozległych pęknięć wątroby z krwotokiem do jamy brzusznej. Za bezpośrednią przyczynę śmierci uznano zachłyśnięcie się krwią lub uraz czaszkowo-mózgowy.

Dariusz P. nie przyznał się do winy, usiłując zrzucić ją na swojego kolegę, Roberta. Jednak potwierdzały ją niezbite dowody zgromadzone w toku śledztwa. Między innymi krew Jana na ubraniu, butach, a także za paznokciami Dariusza. Jego wina nie budziła żadnych wątpliwości.

Dobrze wiedział, co robi. Jak wtedy, gdy katował Szymonka

Biegli psychiatrzy orzekli, że Dariusz P. nie jest chory psychicznie, ani upośledzony. Stwierdzono jedynie silny zespół uzależnienia od alkoholu, który jednak był już na tyle długotrwały, że nie wpływał w żaden sposób na ograniczenie poczytalności mężczyzny.

Za pobicie ze skutkiem śmiertelnym Dariusz P. został skazany na 12 lat więzienia. Robert J. i Piotr O., za zacieranie śladów przestępstwa, dostali odpowiednio 3,5 roku i 3 lata za kratami. Sąd apelacyjny obniżył później te dwie kary do 2 lat więzienia, jednak decyzję odnośnie Dariusza P. utrzymał w mocy.

Mimo to zwyrodnialec wyszedł na wolność wcześniej za dobre sprawowanie, bo w 2018 r., po odsiedzeniu 10 lat. Związał się z Moniką M. i niedługo później spłodził syna. Najwyraźniej tylko po to, by po 9 miesiącach zakatować go na śmierć, jak uprzednio równie bezbronnego staruszka.

Czy matka Szymonka wiedziała, że wiąże się z ludzką bombą zegarową? Do sprawy z pewnością będziemy wracać.

Źródło: fakt.pl

Helena

Leave a Comment

Najnowsze posty

Mini tornado chciało porwać psa. Szokujące nagranie z Podhala

Groza na Podhalu! W jednej sekundzie rozszalał się żywioł. Wir powietrza zdemolował szopę i zaatakował…

3 dni temu

Niebezpieczne burze nad Polską. Synoptycy wydali ostrzeżenia. Może występować downburst

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenia pierwszego i drugiego stopnia przed burzami na obszarze…

3 dni temu

Teheran mówi o sukcesie. Izrael gotowy do uderzenia

Iran w nocy z soboty na niedzielę przeprowadził atak odwetowy na Izrael. Choć zdecydowana większość…

3 tygodnie temu

Brutalny atak na biskupa. Dźgał nożem bez ustanku

Trwało nabożeństwo. Biskup wygłaszał kazanie, gdy podszedł do niego mężczyzna i nagle rzucił się na…

3 tygodnie temu

Groszowa waloryzacja emerytur! Jakie podwyżki emerytur dla seniorów w 2025 roku?

Wszystko wskazuje na to, że waloryzacja w przyszłym roku nie będzie już dwucyfrowa. Jak wynika…

3 tygodnie temu

Jagatowo. Miał zabić żonę i uciec. Trwa policyjna obława. Jest apel o „wzmożoną ostrożność”

W Jagatowie 43-letni mężczyzna miał zaatakować nożem 40-letnią żonę i uciec z miejsca zdarzenia -…

3 tygodnie temu