Na ulicy Siemiradzkiego we Wrocławiu nie usłyszy się złego słowa o Antonim Gucwińskim. Współtwórca kultowego programu „Z kamerą wśród zwierząt” mieszkał tam od lat i był prawdziwym człowiekiem-instytucją. Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, cieszą się, że mieli takiego sąsiada. – Był ciepłym, pomocnym i wrażliwym człowiekiem – słyszymy od ludzi, którzy codziennie go spotykali.
Charakterystyczny dom państwa Gucwińskich prezentuje się dziś wyjątkowo ponuro. Przycięto bujne drzewa, które wyrastały ponad mur i sprawiały, że ten zakątek wyglądał jak prawdziwa dżungla. Na zawsze odszedł też gospodarz, który zmienił swoje otoczenie w zwierzyniec i schronienie dla dziesiątek istot. Nietypowa pasja pana Antoniego nie przeszkadzała sąsiadom, którym trudno pogodzić się z jego odejściem.
Nie żyje Antoni Gucwiński. Ciepłe wspomnienia sąsiadów
Choć mieszkańcy ul. Siemiradzkiego są teraz pogrążeni w smutku i zadumie, ich twarz jaśnieje, gdy tylko zaczynają wspominać niezwykłe chwile spędzone z niesamowitym sąsiadem.
Mieszkańcy ul. Siemiradzkiego pamiętają pianie koguta, które dobiegało zza muru Gucwińskich, ptaki zrywające się z dachu i sympatyczne rozmowy na tematy mniej lub bardziej ważne, w które wdawali się z pogodnym seniorem.
Sąsiedzi wspominają Antoniego Gucwińskiego. „Leczył zwierzaki na całej ulicy!”
Sąsiedzi podważają oskarżenia o nieodpowiednie traktowanie zwierząt, które padały pod adresem byłego dyrektora zoo. Zgodnie twierdzą, że pan Antoni nie raz ratował ich podopiecznych i trudno znaleźć drugą osobę, która miałaby tyle serca dla wszystkich istot.
– Znałem go od dziecka. Koledzy w podstawówce nie mogli uwierzyć, że mieszkam obok gwiazdy telewizji! Pan Gucwiński był wspaniałym człowiekiem. Mogliśmy na niego liczyć. Pomagał mi z psami, kiedy miały problemy zdrowotne, a jeśli spacerując spotkał nas z dziećmi, opowiadał im ciekawostki ze swojej pracy – wspomina pan Łukasz (39 l.).
– Pan Antoni często dopytywał, jak trzymają się moje psy. Kiedyś jeden z nich zranił młodego bażanta i przyniósł go do mnie ledwo żywego. Pobiegłam do Gucwińskiego, który do końca walczył o życie rannego ptaka – dodaje pani Barbara.
Źródło: fakt.pl