Pandemia zamknęła szkoły, żłobki i przedszkola. Szkolnymi klasami są teraz dziecięce pokoje, kuchnie lub domowe salony, gdzie na ekranach komputerów lub tabletów uczniowie wysłuchują poleceń nauczycieli. To teoretyczny scenariusz, w którym wszystko jest jak w ministerialnych broszurkach. W rzeczywistości nie jest tak kolorowo. Przekonuje się o tym pani Agnieszka Mazik (35 l.) z Koszalina.
– Mam w domu piątkę dzieci w wieku szkolnym i jeden komputer. Na razie nikt nie powiedział mi, jak mam rozwiązać tę sytuację – załamuje ręce pani Agnieszka.
Wychowująca samotnie pięcioro dzieci matka codziennie staje przed dylematem, któremu dziecku dać laptopa do nauki? – Staram się, aby wszystkie korzystały z niego po kolei, ale to jest niewykonalne. Ile to jeszcze potrwa? – pyta.
Szkoły zostaną zamknięte co najmniej do Świąt Wielkanocnych. Wiele wskazuje jednak na to, że termin ich otwarcia zostanie przesunięty.
– Im dłużej to potrwa, tym gorzej dla moich dzieci. Gdy wrócą do normalnej nauki w szkole, każde z nich będzie musiało nadrabiać zaległości. Nie wiem też, jak będzie z ich frekwencją, bo nie każde może stawić się na wirtualnej lekcji – zamartwia się i dodaje: – Mam nadzieję, że w naszym wypadku nauczyciele będą wyrozumiali i je usprawiedliwią.
Ministerstwo Edukacji przekazało Faktowi, że nie każda lekcja musi być realizowana on-line. – Nauczyciele mają do dyspozycji różne możliwości. Można np. polecić uczniowi, aby przeczytał fragment tekstu, wypełnił ćwiczenia, napisał tekst czy przygotował pracę plastyczną. To wszystko bez konieczności siedzenia przed ekranem komputera – wyjaśniła nam Anna Ostrowska z MEN.
1
W domu rodzina ma tylko jeden komputer. – Jeśli ktoś ma niepotrzebny w domu, to chętnie przyjmę
2
Pani Agnieszka (35 l.) wychowuje pięcioro dzieci
Źródło: fakt.pl