21 listopada Marcin Meller we wpisie w mediach społecznościowych zwierzył się z poważnych problemów zdrowotnych.
Marcin Meller postanowił podzielić się z obserwatorami w social mediach swoimi problemami ze zdrowiem.
– „Zabrakło mi dwóch tygodni do trzeciej dawki (…) Miałem COVIDA-19. Teoretycznie miało być lajtowo, ale moja zaniepokojona kardiolożka nakłoniła mnie bym złożył swe sexy ciałko do warszawskiego szpitala zakaźnego na Wolskiej. Spoko, zbadany, uratowany. Tu podziękowania dla lekarzy, pielęgniarek, personelu szpitalnego tamże. Podziwiam Was” – przyznał dziennikarz na swoim profilu na Facebooku.
Meller nie ukrywał, że ponad rok temu jeszcze bardziej obawiał się o swoje życie.
– „Moja kardiolożka była spanikowana, bo w czerwcu ubiegłego roku, w szczycie pierwszej fali pandemii lądowałem na SOR-ze w Mrągowie z zawałem serce, oficjalnie z powodu przerzutu zapalenia płuc na mięsień sercowy. Było nieśmiesznie. Dochodziłem do siebie pół roku. Ale żyję, jak widzicie (…) W październiku, cztery miesiące później, pojechałem z dziećmi w Góry Świętokrzyskie. Weszliśmy na Łysą Górę, która jak wiadomo jest pagórkiem. Padłem potem o 19 i spałem do 10 następnego dnia (…) Miałem objawy kopiuj wklej jak hardkorowi covidowcy, ale testy były negatywne. Więc oficjalnie to było zapalenie płuc” – przyznał w sieci dziennikarz.
Przy okazji Meller wspomniał też o swoim nałogu i wielu nieudanych próbach rzucenia palenia.
– „To oczywiste, że postanowienia noworoczne nie mają żadnego sensu. Mam w tej dziedzinie tak oszałamiającą praktykę, że doskonale wiem co mówię. Ileż to razy obiecywałem sobie 31 grudnia, że rzucę palenie. I co? Wytrzymywałem od dwóch godzin po przebudzeniu do paru tygodni, pękając najpóźniej w czasie ferii zimowych, bo rzadko kiedy papieros smakuje tak dobrze jak po nartach. Tak, jeśli chodzi o fajki, narty mogłyby walczyć z seksem o złoto (…) Ale w końcu rzuciłem trzy lata temu temu i nie miało to nic wspólnego z postanowieniami noworocznymi” – stwierdził Meller.
– „I rzucając palenie po 33 latach, bez żadnego raka suki…na uznałem, że naprawdę nic się mnie nie ima. Chwilę wcześniej jako grupa ryzyka, syn swojego ojca, który zmarł na raka jelita grubego powtórzyłem po ośmiu latach kolonoskopię by przekonać się, że nadal jestem czysty. Więc stuknęła mi pięćdziesiątka, kolonoskopia mówiła, że jest ok, fajki rzucone, odżywiałem się w miarę zdrowo, życie prywatno-rodzinne szczęśliwe, w pracy raz lepiej, raz gorzej, ale idzie żyć, ciśnienie trochę za wysokie, jednak ogólne spoko (…) I trudno, przyjmę nawet do wiadomości, że leki na nadciśnienie to już będę musiał łykać do śmierci (…) I zadzwoniłem do kardiologa. Dzięki czemu mam nadzieję pożyć dłużej. I jak zawsze oddaję się w ręce rozumowi. Swój samochód powierzam mechanikom, swoje zdrowie lekarzom” – dodał Marcin Meller.
Źródło: twojenowinki.pl