Po miesięcznej hospitalizacji, ze szpitala w Zielonej Górze wyszła pani Urszula z lubuskich Siecieborzyc, na którą nieschwytany dotąd psychopata zastawił straszną pułapkę. Kobieta została poważnie ranna z powodu wybuchu paczki-bomby pozostawionej pod drzwiami jej domu. Ucierpiały też jej dzieci.
Kobieta otworzyła zaadresowaną do niej przesyłkę. Okazało się, że w środku jest ładunek wybuchowy, który poranił 31-latkę i jej dzieci oraz zniszczył wnętrze ich domu.
Do dramatu doszło 19 grudnia, w domu w Siecieborzycach. 31-letnia kobieta oraz jej 2,5-letni synek Bartosz na schodach swojego domu zauważyli paczkę. Chłopczyk wniósł pakunek do domu. W pomieszczeniu była też Ola, 7-letnia córka pani Urszuli.
Kobieta zaczęła otwierać paczkę i wtedy doszło do wybuchu jej zawartości. Metalowe odłamki siłą wybuchu powbijały się w ciała mamy, jej córki i synka. Pani Urszula doznała poważnych urazów rąk, twarzy i tułowia. Jej dzieci (7-letnia dziewczynka i 2,5-letni chłopiec) też były ciężko ranne.
Siecieborzyce. Wybuch paczki bomby
31-latka trafiła do szpitala w Zielonej Górze śmigłowcem lotniczego pogotowia ratunkowego. Dzieci zostały przetransportowane karetkami do innej placówki. W dniu zdarzenia wszyscy byli operowani. Urszula kilka godzin spędziła na stole operacyjnym. Podobnie było z jej córką Olą. Potem wszyscy zostali wprowadzeni w stan śpiączki farmakologicznej.
– Zadziałała procedura naszego centrum urazowego w warunkach SOR ze wszystkimi niezbędnymi specjalistami. Na każdym etapie działaliśmy bardzo sprawnie i szybko – podkreśla dr n. med. Bartosz Kudliński, kierownik Klinicznego Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii.
Urszula spędziła pierwsze dni po wybuchu na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii. Jak informuje szpital uniwersytecki, wcześniej bezbłędnie spisali się medycy z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego oraz karetek, które przywiozły poszkodowane dzieci. Pomocy potrzebowała także ich babcia.
Szybka pomoc w szpitalu
Już po siedmiu minutach od momentu przywiezienia pacjentki do szpitala doszło do pierwszej operacji na Centralnym Bloku Operacyjnym. – Naszym zadaniem było przygotowanie odpowiedniego zespołu urazowego, skoordynowanie działań różnych zespołów terapeutycznych, zabezpieczenie pacjentki i przekazanie w tym wypadku na CBO. To zagrało – mówi lekarz Szymon Michniewicz, kierownik SOR.
W pierwszych godzinach panią Urszula zajęli się również ortopedzi. Chodziło o ręce rannej kobiety. Prawą dłoń straciła, o drugą walczono. Okuliści ratowali wzrok kobiety. Następnie znowu pracowali ortopedzi oraz chirurdzy. Jak informuje szpital uniwersytecki w ratowanie zdrowie i życie pani Urszuli zaangażowali się również psychologowie, diagności oraz pielęgniarki.
Zbiórka dla rodziny trwa
Z drugiej strony ogromne wsparcie płynęło od bliskich, znajomych, a nawet obcych ludzi. Szwagier pani Urszuli założył zbiórkę. Finanse będą niezbędne m.in. przy rehabilitacji kobiety. Sąsiedzi i mieszkańcy okolic Siecieborzyc organizują pomoc oraz festyny na rzecz Urszuli i jej rodziny. Sytuacja jest wciąż bardzo trudna. Mama Urszuli od chwili wypadku jest cały czas na lekach, dziećmi oprócz dziadków zajmuje się także siostra pani Uli. Pomagają też brat kobiety i jego żona.
Zbiórka na rzecz pani Uli i jej dzieci jest cały czas aktywna. Rodzina zbiera teraz pieniądze na dalsze leczenie i rehabilitację. Nie wiadomo jeszcze, jakie to będą koszty. Jak mówi szwagier 31-latki, sama proteza dłoni może kosztować kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kobietę można wesprzeć, klikając TUTAJ.
Niestety wciąż na wolności jest sprawca bądź sprawcy tragedii. W czwartek, 19 stycznia, prokuratura organizuje konferencję prasową, podczas której ma przekazać informacje na temat prowadzonego w tej sprawie śledztwa.
Źródło: fakt.pl