Rodzina księdza Piotra Ucińskiego (31 l.) cudem ocalała, cudem odnalazły się ich ukochane kotki. Mijają trzy miesiące od tragedii przy ul. Bednorza w Katowicach, dla młodej rodziny ten etap wciąż nie jest zamknięty. Dzięki ludziom dobrej woli, parafian ze wspólnoty ewangelicko-augsburskiej, młodzi znaleźli tymczasowe schronienie w Lędzinach.
Do dyspozycji mają piętro domu: dwa pokoje i wspólną kuchnię. Dzielą je z dwoma Ukrainkami, które mieszkały razem z nimi na plebanii przy ul. Bednorza w Katowicach.
27 stycznia świat rodziny księdza Ucińskiego runął razem z plebanią. Piotr Uciński od roku pełnił posługę w parafii ewangelicko-augsburskiej przy ulicy Bednorza w Katowicach. Zajmował mieszkanie na parterze.
W godzinach porannych doszło do eksplozji gazu w sąsiednim mieszkaniu zamieszkiwanym przez byłą kościelną.
Wikary wspomina: szykowaliśmy się do wyjścia
– Szykowałem się z dziećmi do wyjścia… Nie zdążyliśmy wyjść z budynku. Odrzuciło nas, odrzuciła nas fala uderzeniowa, potem sufit runął nam na głowę. Zdążyłem złapać jedno dziecko, drugą córeczkę złapała żona. Potem przez okno w kuchni wychodziliśmy na zewnątrz. Przed sobą mieliśmy tony gruzu – ksiądz Piotr opowiadał nam dzień po eksplozji. Rodzina nie miała nic. Pod gruzami zostało wszystko, co posiadali. Również ukochane kotki: Miluś (1,5 l.) i Szarotka (6 l.) .
Starsza córeczka Małgosia (5 l.) miała złamane obie nóżki. Dziewczynka od urodzenia jest rehabilitowana. W dzieciństwie przeszła poważne operacje serca. Diana (3 l.) miała głowę zasypaną gruzem. Mimo tak poważnych obrażeń córeczki wikarego szybko odzyskały siły i po dwóch tygodniach wyszły ze szpitala. To był cud.
Wszystko jest tymczasowe
Ucińscy dzięki pomocy życzliwych ludzi zaczynają życie od nowa. – Rodzina jest już w komplecie. Odnalazły się też ukochane kotki: Miluś (1,5 l.) i Szarotka (6 l.). Bardzo się cieszymy, że z każdym dniem wszystko się poprawia – mówi Anna Ucińska, mama wikarego.
Teraz najważniejsze jest mieszkanie i zdrowie córeczek. Wikary otrzymał mieszkanie od miasta. To dwa duże pokoje na czwartym piętrze kamienicy przy Bednorza, w sąsiedztwie zawalonej plebanii. Parafia szybko i sprawnie przeprowadziła remont. Rodzina obecnie czeka na dopełnienie formalności związanych z przeglądem odbiorów instalacji.
Teraz Ucińscy mieszkają w Lędzinach. – To dla nich duże wyzwanie logistyczne, bo codzienne trzeba dojeżdżać na różne godziny w różne miejsca do Katowic. To ponad 20 kilometrów. Dziewczynki trzeba zawieźć do przedszkola, na rehabilitację i wizyty lekarskie – mówi pani Anna.
Czekają na mieszkanie
Miasto jest w trakcie przekazywania mieszkania komunalnego. Wniosek rodziny o przyznane lokalu od gminy potraktowany został priorytetowo. Na miejscu prace remontowe w mieszkaniu dozoruje proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej. – Lokal jest już wprawdzie niemal wyremontowany, czekamy na ostatnie formalności. Mimo tego przeprowadzka ruszyła – dodaje pani Anna. Miasto zaoferowało młodej rodzinie mieszkanie w najlepszym stanie jakie było. Dlatego zdecydowała się je przyjąć, mimo, że trzeba będzie znosić wózek dla Małgosi i pokonać każdego dnia ponad 80 schodów, co będzie nie lada wyzwaniem.
Diana i Małgosia
Po wypadku Małgosia nie chodzi. Czekając na wygojenie nóżek korzysta z wózka inwalidzkiego. Rozpoczęła się już rehabilitacja i ponowna nauka chodzenia. Małgosia jest jeszcze bardzo słaba, ale dzielnie stawia już pierwsze kroki. – Nie jest w stanie pokonać wielkich dystansów, dlatego w wielu sytuacjach Małgosię trzeba po prostu nosić na rękach – relacjonuje pani Anna. Dziewczynka od urodzenia choruje również na serce. Ale Małgosia to wielka wojowniczka i wszyscy liczą, że i tym razem da z siebie wszystko.
Rodzina nie chce wracać myślami do tragicznego początku roku. Dziewczynki pracują z panią psycholog. Na początku bawiły się w wybuch i zawalenie domku, ale praca ze specjalistą przynosi efekty. Dziewczynki radośnie się bawią i nie boją się rozmawiać o tym, co przeżyły. Teraz dziewczynki mają przy sobie swoje ukochane kotki: Milusia i Szarotkę, których odnalezienie przyniosło wielką radość i ulgę całej rodzinie. Zwierzaki także przeżyły traumę.
Radość: w zawalonej kamienicy ocalały kotki
– Byliśmy załamani, dziewczynki dopytywały o kotki. Syn każdego dnia chodził i poszukiwał swoje koty w ruinach. W poszukiwania zaangażowały się fundacje i wolontariusze. Nie traciliśmy nadziei, chociaż wydawało się z każdym dniem coraz mniej realne, że je odnajdziemy – wspomina pani Anna. I stał się kolejny cud. Najpierw odnalazł się Miluś. Zaledwie kilka dni po eksplozji. Na Szarotkę dobrzy ludzie natrafili w marcu przy porządkowaniu ruin. Miesiąc po wybuchu Szarotkę wypatrzyła w ruinach żona proboszcza, kiedy parafianie teren ogrodu. Kotka błąkała się po okolicy i wróciła w miejsce, gdzie runęła kamienica. Ludzie, którzy sprzątali teren, zablokowali ucieczkę kotce i czym prędzej dali znać rodzinie księdza Ucińskiego. To był najwspanialszy moment! Wszyscy płakali z radości. – Radość była wielka. Szarotka była wyczerpana, odwodniona, ze spalonym futerkiem, ale odnalazła się. Odetchnęliśmy z ulgą. Wszyscy ocaleli! – opowiada pani Anna.
Śledztwo katowickiej prokuratury
Prokuratura Okręgowa w Katowicach prowadzi śledztwo w sprawie zawalonej plebanii przy ul. Bednorza. Śledczy przedstawili Edwardowi D. ( 74l .) mężowi byłej kościelnej zarzut spowodowania katastrofy dużych rozmiarów, na skutek której życie straciły dwie osoby.
Pod gruzami zginęła jego żona Halina ( †69 l.) oraz córka Elżbieta (†40 l.) . Z listu pożegnalnego, który rodzina D. miała wysłać do największych stacji telewizyjnych wynikało, że planują samobójstwo z powodu konfliktu o zajmowane mieszkanie z proboszczem plebanii ewangelicko-augsburskiej. Państwo D. mieli się wyprowadzić, bo zajmowali je bezprawnie. Podpisali z parafią ugodę, ale nie wyprowadzili się. 27 stycznia doszło do wybuchu gazu.
Rodzinę wspierają członkowie parafii oraz najbliżsi i przyjaciele z całej Polski. W dalszym ciągu trwa zbiórka pieniędzy na odbudowanie życia rodziny wikarego po wybuchu. Jeśli ktoś chciałby pomóc Ucińskim, może wpłacić pieniądze Tutaj
Źródło: fakt.pl