Pan Andrzej został odesłany ze szpitala w Opolu Lubelskim pomimo uzasadnionego podejrzenia zawału, bo nie było „odpowiedniego sprzętu diagnostycznego”. Mężczyzna został skierowany do innej placówki. Niestety, w drodze do szpitala, w samochodzie przyjaciela, zmarł. Tłumaczenia medyków są zaskakujące!
Tę wyjątkowo przykrą historię opisuje „Dziennik Wschodni”. Do redakcji zgłosił się pan Wojciech, przyjaciel zmarłego pana Andrzeja, który zawiózł go do szpitala w Opolu Lubelskim.
Opole Lubelskie. Pan Andrzej nie został przyjęty do szpitala
Jak opowiada, wszystko wydarzyło się w czwartek 22 lipca. Pan Andrzej bardzo źle się poczuł, miał duszności i silny ucisk w klatce. Ewidentnie potrzebował pomocy, ale choć do szpitala z domu miał zaledwie 100 metrów, nie był w stanie tam dojść. Dlatego pojechał ze swoim znajomym, panem Wojciechem, jego samochodem.
– Na miejscu usłyszeliśmy od pielęgniarek, że szpital nie ma odpowiedniego sprzętu diagnostycznego. Poprosiliśmy o pilną konsultację z lekarzem. Tłumaczyliśmy, że Andrzej cztery lata temu przeszedł zawał, a objawy, które były coraz silniejsze wskazują, że to może być kolejny. Na próżno – mówi zdenerwowany pan Wojciech w rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim”.
Mężczyzna zmarł w drodze do innej placówki medycznej
Z relacji mężczyzny wynika, że lekarz nawet nie obejrzał potrzebującego pomocy pana Andrzeja, jedynie zalecono mu udanie się do lekarza rodzinnego lub pojechanie do odległego o 11 kilometrów szpitala w Poniatowej. – To nie do pomyślenia! – kwituje pan Wojciech.
Ostatecznie mężczyźni postanowili pojechać do sąsiedniego miasta, by szukać pomocy w tamtejszym szpitalu. Niestety, jak opisuje „Dziennik Wschodni”, w drodze pan Andrzej stracił przytomność. Po dotarciu na miejsce ratownicy medyczni i lekarz od razu rozpoczęli reanimację, ale życia mężczyzny nie udało się uratować.
– Może gdyby go obejrzeli w Opolu, to teraz by żył. Jak można zostawić człowieka z podejrzeniem zawału bez pomocy? Co to za szpital? – nie kryje emocji przyjaciel zmarłego.
Szpital nie czuje się winny
Szpital w Opolu Lubelskim prowadzi czynności wyjaśniające zaistniałą sytuację. Z komentarza udzielonego „Dziennikowi Wschodniemu” wynika jednak, że placówka nie czuje się odpowiedzialna za śmierć pana Andrzeja.
– Pacjent rano w domu poczuł się źle, ale nie zdecydowano się na wezwanie pogotowia ratunkowego, ze względu na bliskość poradni. Po uzyskaniu informacji o możliwościach pomocy choremu, osoby towarzyszące zdecydowały o samodzielnym przetransportowaniu chorego z Opola Lubelskiego do szpitala w Poniatowej. Podczas jazdy doszło prawdopodobnie do zatrzymania krążenia, jednak kierujący nie zatrzymał się, nie wezwał pogotowia, ale kontynuował jazdę do szpitala. Biorąc pod uwagę obciążenia zdrowotne chorego i jego stan sprzed zdarzenia, powinien być zbadany i zaopatrzony w domu przez Zespół Ratownictwa Medycznego oraz przewieziony karetką do szpitala posiadającego oddział kardiologiczny optymalnie z pracownią hemodynamiczną – tłumaczy w rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim” dr n. med. Iwona Chmiel-Perzyńska, p.o. dyrektora ds. medycznych Powiatowego Centrum Zdrowia w Opolu Lubelskim.
Wyjaśnieniem sprawy śmierci pana Andrzeja zajmuje się obecnie lubelski oddział NFZ. Szpital w Opolu Lubelskim ma w trybie pilnym złożyć wyjaśnienia w związku z tą sytuacją.
Źródło: fakt.pl