Polska

Ojciec skatował Szymka, gdy matka przepijała 500 plus. Jego siostra największy grzech widziała w braku chrztu

Ruszył proces w sprawie tragicznej śmierci 9-miesięcznego Szymonka z Legnicy (woj. dolnośląskie). Dziecko zostało zatłuczone na śmierć w Mikołajki przez własnego ojca, który miał dość płaczu malucha. Mama Szymonka przepijała w tym czasie pieniądze z 500 plus i opieki społecznej – co sama potem przyznała. Z kolei ciotka malucha przeszkadzała ratownikom i chciała chrzcić dziecko wodą z kranu. Fakt dotarł do szokujących szczegółów z akt sprawy.

Ojciec skatował Szymka, gdy matka przepijała 500 plus. Jego siostra największy grzech widziała w braku chrztu

W czwartek, 12 sierpnia 2021 r. ruszył proces rodziców z piekła rodem. Dariusz P. (46 l.) i Monika M. (42 l.), widząc media na sali rozpraw, zaczęli się zachowywać agresywnie. Oskarżonych musiał uspokajać sędzia. Nie przychylił się do wniosku obrońcy o wyłączenie jawności.

Znęcali się nad synkiem, aż go zabili

9-miesięczny Szymon zmarł na początku grudnia 2020 roku w Legnicy. Jego ojciec, Dariusz P. zamiast na pogotowie, zadzwonił do swojej siostry. Później przyznał, że pobił malca, bo „zbyt głośno płakał”. Bił ręką i tępym narzędziem. Podobnie jak 12 lat wcześniej zatłukł swojego kolegę, bo nie dostał czego chciał.

Matka, Monika M. (której odebrano już sześcioro poprzednich dzieci) dzień wcześniej poszła w tango zostawiając syna z pijanym partnerem. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci był cios zadany w główkę. Szymonek miał też inne, starsze obrażenia, które jednoznacznie wskazywały na długotrwałe znęcanie się.

46-latek usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie i w warunkach recydywy. Jego partnerka – fizycznego i psychicznego znęcania się nad synem, a także narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.

Ojciec Szymonka: „Kiedy podnosiłem go z ziemi, już nie płakał, charczał”

Dariusz P. słuchając, jak sąd odczytuje jego wcześniejsze zeznania, wydaje się wyraźnie zdenerwowany. Policzki drgają mu w nerwowym tiku, a wzrok lata niespokojnie na lewo i prawo. I nic dziwnego…

„Tak chyba z siedem razy wsadzałem go do łóżeczka i wyjmowałem, bo płakał. Denerwowało mnie to. Nie mogłem tego znieść. Ostatnim razem, jak go wyciągnąłem, to złapałem go lewą ręką i przycisnąłem jego brzuch do mojego ciała. Główkę miał wtedy na wysokości mojego policzka, a potem lewej piersi. Cały czas się odpychał nóżkami ode mnie. W pewnym momencie przestał być przytulony główką do mojego ciała. Odchylił ją i wtedy ja prawą ręką uderzyłem go z otwartej dłoni w lewy policzek. To raczej nie było lekkie uderzenie” – mówił w czasie śledztwa.

Podkreślał, że to był impuls, którego żałuje. „Nie wiem, co mną pokierowało. To był amok albo zdenerwowanie. W każdym razie po uderzeniu Szymek upadł z wysokości co najmniej jednego metra na ziemię. Nie widziałem, jak leciał, bo to wszystko działo się bardzo szybko. Jak podnosiłem go z podłogi, to wtedy twarz miał skierowaną do ziemi. Nie płakał już. Był blady i jak gdyby charczał. Mrugał oczkami, ale miałem takie wrażenie, jakby nie reagowały” – relacjonował.

Twierdził, że do września ubiegłego roku nie wiedział, że Monika ma sześcioro innych dzieci, które jej odebrano. Przekonywał, że Szymon był planowanym dzieckiem. „Nie widziałem nigdy, aby Monika biła Szymona. Ona tylko nim szarpała jak płakał. Trzęsła nim, trzymając go dwoma rękoma” – mówił Dariusz.

Matka Szymonka: „Pieniądze na picie miałam z 500 plus”

Monika M. zachowywała się w czasie rozprawy, jakby to ona była ofiarą. To przede wszystkim ona chciała wyłączenia jawności procesu, na co jednak sąd się nie zgodził.

W czasie śledztwa okazało się m.in., że i ona była już wcześniej karana za pobicie. Przyznała też, że pieniądze na alkohol miała z 500 plus i zasiłków z opieki społecznej. Zamiast rozwój dziecka, wspierały jej nałóg. Już wcześniej zdarzało jej się znikać na kilka dni zostawiając dziecko z pijanym ojcem.

„Ja nigdy nie uderzyłam Szymona. Nigdy nim nie trzęsłam. Nigdy też nawet nie podniosłam głosu na niego. Opiekowałam się nim dobrze. Dość często opiekowałam się nim będąc pod wpływem alkoholu, zwykle po piwie. Kontrolowałam jednak wtedy sytuację” – mówiła w czasie składania zeznań.

Zapewniała też, że również jej partner dobrze się opiekował dzieckiem. „Nigdy nie widziałam, aby go uderzył. On nawet nigdy na niego nie krzyknął. Po prostu nie wiem, co się stało, że dziecko zmarło” – przekonywała. Wyznała jednak przy tym, że wobec niej był agresywny od początku związku i bił ja nawet, gdy była w ciąży.

„Wiedziałam, że Darek był skazany za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. On mi opowiadał o tym. Mówił, że nie chciał wtedy zabić. Pewnie w grę wchodził wtedy alkohol. Czytałam nawet jakieś papiery z tej sprawy. Pomimo tego nie spodziewałam się, że on może zrobić jakąkolwiek krzywdę dziecku. Co prawda, mnie wcześniej bil, ale nigdy nie ruszył dziecka” – mówiła Monika.

„Nie wiem, dlaczego on mówi, że trzęsłam dzieckiem, jak się zdenerwowałam. Wydaje mi się, że chce na mnie winę zrzucić za to, co się stało. Jak była sprawa o ograniczenie władzy rodzicielskiej w sądzie w Legnicy latem tego roku, to on twierdził, że lepszej matki ode mnie nie zna” – przekonywała.

Jak odnotował prokurator, Monika M. w czasie przesłuchania wielokrotnie przerywała wypowiedź płaczem.

Przeszkadzała ratownikom i twierdziła, że „grzechem jest brak chrztu”

Fakt dotarł do akt śledztwa w sprawie śmierci Szymonka. Ich treść jeży włos na głowie. Już notatka sporządzona w dniu tragedii wskazuje na to, że w tej rodzinie zdecydowanie było coś nie tak.

„Na podłodze leżał nagi chłopczyk, bez oznak życia. Dziecko posiadało widoczny duży krwiak na lewej skroni, obejmujący okolicę za uchem, dużego guza na czole oraz siniaki na plecach, co było widoczne w momencie obrócenia dziecka przez ratownika medycznego” – czytamy.

Z relacji zespołu medycznego wynikało, że do zgonu dziecka miało dojść wskutek zachłyśnięcia się mlekiem. Przeczyły temu widoczne obrażenia (niektóre pochodzące nawet sprzed kilku dni) oraz fakt, że po przyjeździe karetki jego skóra była już chłodna, więc musiało nie oddychać od co najmniej 30 minut!

Ojciec chłopca, Dariusz P. nie zaczął reanimować dziecka. Nie wezwał też pogotowia. Zamiast tego zadzwonił do swojej siostry, Marioli. Twierdziła, że nie utrzymywała wcześniej kontaktu z bratem i jego partnerką, bo „żyli bez ślubu”. Szymona widziała po raz pierwszy.

„Ratownicy Medyczni poinformowali, że pani Mariola przeszkadzała w trakcie wykonywania przez nich czynności ratunkowych, pouczała ich, twierdząc, cyt.: ‘studiowała jeden rok ratownictwo i wie, co się robi’. Następnie z torby, którą przywiozła ze sobą, wyciągnęła stetoskop i próbowała badać dziecko w trakcie czynności ratunkowych prowadzonych przez wykwalifikowany zespół. Następnie kobieta udała się do kuchni, przyniosła wodę i przeprowadziła chrzest dziecka, twierdząc, iż grzechem jest brak chrztu” – relacjonowali policjanci.

Dariusz P., pytany o matkę dziecka, stwierdził tylko, że Monika M. „wyszła z domu i poszła chlać na melinę”. Co do obrażeń syna, stwierdził, że „on nic nie widział, musiał się gdzieś uderzyć”, ale zaraz potem, że „zakładał mu czapkę, żeby nic nie było widać”.

Źródło: fakt.pl

Powiązane artykuły

Sprawdź również

Close
Back to top button
Close