Matka poszła przepijać pieniądze z zasiłków, ojca denerwował płacz Szymonka. Do tego stopnia, że pobił 9-miesięcznego synka, a być może nawet rzucił nim o ziemię. Gdy skatowane dziecko zaczęło tracić przytomność, zamiast na pogotowie, zadzwonił do swojej siostry. Do tragedii doszło w Mikołajki 2020 roku. Nieco ponad rok później proces rodziców dziecka dobiega końca.
9-miesięczny Szymon zmarł na początku grudnia 2020 roku w Legnicy. Na pierwszy rzut oka było widać, że został brutalnie pobity. W czwartek, 20 stycznia wyrodni rodzice mogli wysłuchać mów końcowych. A raczej zrobił to ojciec dziecka, ponieważ matka nie pojawiła się na sali sądowej.
Pobił Szymka i cisnął nim o ziemię?
12 sierpnia 2021 r. ruszył proces rodziców z piekła rodem. Dariusz P. (46 l.) i Monika M. (42 l.), widząc media na sali rozpraw, zaczęli się zachowywać agresywnie. Oskarżonych musiał uspokajać sędzia. Nie przychylił się do wniosku obrońcy o wyłączenie jawności.
Dariusz P. w czasie składania wyjaśnień przyznał, że pobił malca, bo „zbyt głośno płakał”. Bił ręką i tępym narzędziem. Podobnie jak 12 lat wcześniej zatłukł swojego kolegę, bo nie dostał czego chciał. Według biegłych dziecko zostało też z dużą siłą ciśnięte o podłoże.
Matka, Monika M. (której odebrano już sześcioro poprzednich dzieci) dzień przed tragedią poszła imprezować za pieniądze uzyskane z dodatków socjalnych, zostawiając syna z pijanym partnerem. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci był cios zadany w główkę.
„Dziecko po uderzeniu w głowę musiało być wyrzucone z rąk, odepchnięte od ciała z siłą nadającą mu większą prędkość niż przy samoistnym upadku” – ocenił biegły z zakresu medycyny sądowej. Jego zdaniem wszystkie widoczne siniaki powstać mogły nie wcześniej niż około trzech dni przed śmiercią maluszka.
Wyrodni rodzice z zarzutami. Prokurator zażądał surowej kary
46-latek usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie i w warunkach recydywy. Jego partnerka – fizycznego i psychicznego znęcania się nad synem, a także narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.
W czwartek, 20 stycznia sąd wysłuchał mów końcowych obrony i oskarżenia. Monika M. już kolejny raz nie pojawiła się na sali rozpraw. Dariusz P. został doprowadzony z aresztu. Wyraźnie zdenerwowany słuchał przemowy prokuratura ze spuszczonym wzrokiem. Dało się zauważyć, jak nerwowo drgały mu policzki.
Oskarżyciel wspomniał, że Monika M. ma wyraźny problem z alkoholem. W domu dochodziło awantur, a kobieta była wielokrotnie obligowana do leczenia. Bezskutecznie. I tak wychodziła pić, zostawiając dziecko pod „opieką” równie uzależnionego od alkoholu ojca. Tak było również feralnego dnia.
– Dziecko, jak to małe dziecko, ma swoje potrzeby. Nie potrafi ich wyartykułować. Doświadczony rodzic potrafi odczytać potrzeby dziecka, ale oskarżanego denerwował jego płacz — mówił legnicki prokurator. – Z kolei oskarżona pozostawiła dziecko z partnerem i nie interesowała się jego losem. Zaniedbywała swoje obowiązki rodzicielskie — dodał oskarżyciel.
Zaznaczył też, że to była zbrodnia zabójstwa. – W tej sprawie nie można mówić o nieumyślności. Oskarżony jest zdemoralizowany nie szanuje ludzkiego życia. Życia swojego dziecka! – mówił prokurator, domagając się kary dożywotniego więzienia i pozbawienia praw publicznych na 10 lat. – Jego trzeba wyeliminować ze społeczeństwa — zaznaczył.
Z kolei jeśli chodzi o Monikę M., oskarżyciel domagał się kary 4 lat pozbawienia wolności. – Oskarżona nie interesowała się dziećmi piła alkohol w gronie w znajomych — wyjaśnił. Nie stwierdzono natomiast, by bezpośrednio przyczyniła się do obrażeń skutkujących śmiercią Szymka.
Wyrodni rodzice unikają procesu
Zarówno ojciec, jak i matka Szymonka byli obecni na sali rozpraw w zasadzie jedynie na początku. Nie mieli obowiązku stawiania się na posiedzenia, więc chętnie z niego skorzystali. Monika M. uczestniczyła w procesie dłużej niż jej partner, zachowując się, jakby to ona była ofiarą.
Chciała nawet wyłączenia jawności, na co jednak sąd się nie zgodził. W końcu i ona przestała się pojawiać. Oboje odmówili wypowiedzi przed obliczem sądu, podtrzymali jedynie słowa, które padły w czasie śledztwa.
„Tak chyba z siedem razy wsadzałem go do łóżeczka i wyjmowałem, bo płakał. Denerwowało mnie to. Nie mogłem tego znieść. (…) Cały czas się odpychał nóżkami ode mnie. W pewnym momencie przestał być przytulony główką do mojego ciała. Odchylił ją i wtedy ja prawą ręką uderzyłem go z otwartej dłoni w lewy policzek. To raczej nie było lekkie uderzenie” – mówił Dariusz.
Podkreślał, że to był impuls, którego żałuje. „Nie wiem, co mną pokierowało. To był amok albo zdenerwowanie. W każdym razie po uderzeniu Szymek upadł z wysokości co najmniej jednego metra na ziemię. Nie widziałem, jak leciał, bo to wszystko działo się bardzo szybko. Jak podnosiłem go z podłogi, to wtedy twarz miał skierowaną do ziemi. Nie płakał już. Był blady i jak gdyby charczał. Mrugał oczkami, ale miałem takie wrażenie, jakby nie reagowały” – relacjonował.
Twierdził, że do września ubiegłego roku nie wiedział, że Monika ma sześcioro innych dzieci, które jej odebrano. Przekonywał, że Szymon był planowanym dzieckiem. „Nie widziałem nigdy, aby Monika biła Szymona. Ona tylko nim szarpała jak płakał. Trzęsła nim, trzymając go dwoma rękoma” – mówił Dariusz.
„Ja nigdy nie uderzyłam Szymona. Nigdy nim nie trzęsłam. Nigdy też nawet nie podniosłam głosu na niego. Opiekowałam się nim dobrze. Dość często opiekowałam się nim będąc pod wpływem alkoholu, zwykle po piwie. Kontrolowałam jednak wtedy sytuację” – oponowała Monika w czasie składania wyjaśnień.
„Nie wiem, dlaczego on mówi, że trzęsłam dzieckiem, jak się zdenerwowałam. Wydaje mi się, że chce na mnie winę zrzucić za to, co się stało. Jak była sprawa o ograniczenie władzy rodzicielskiej w sądzie w Legnicy latem tego roku, to on twierdził, że lepszej matki ode mnie nie zna” – przekonywała.
Obrońca nie zgadza się, że to zbrodnia zabójstwa
Obrońca oskarżonego nie zgadza się z kwalifikacją czynu Dariusza P. – Brak jest argumentów prawnych i faktycznych, że to była zbrodnia zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem — mówił w czasie czwartkowego posiedzenia. – Nie sposób uznać, aby uderzenie ręką w policzek było kierowane w celu spowodowania poważnych obrażeń — podkreślał.
Zaznaczył, że biegły przyznał, iź gdyby nie uderzenie ze znaczną siłą o twarde podłoże, samo uderzenie w policzek nie spowodowałoby śmierci dziecka. – Wysoki sądzie, to straszna tragedia, koszmar, ale brak jest argumentów, aby kwalifikować czyn oskarżonego jako zabójstwo — podsumował wnosząc o zmianę kwalifikacji czynu na nieumyślne spowodowanie śmierci.
Obrońca oskarżonej domaga się uniewinnienia Moniki M. W czasie posiedzenia stwierdził, że nie ma żadnych wiarygodnych dowodów na znęcanie się jego klientki nad dzieckiem. Przywołał na dowód zeznania położnej i pracowników opieki społecznej, którzy nie zauważyli, by dziecko było zaniedbywane.
– Samo zostawienie dziecka pod opieką ojca, nawet pod wpływem alkoholu, nie wyczerpuje znamion zarzucanego oskarżonej czynu — przekonywał. Jego zdaniem „pobicie Szymka było jednorazowym incydentem”.
Sędzia odroczył ogłoszenie wyroku. Decyzja zapadnie już niebawem. Do sprawy będziemy wracać.
Źródło: fakt.pl