Było upalne lato. Mały Darek (7 l.) nie mógł już doczekać się rozpoczęcia roku szkolnego. Ale w szkole nigdy się nie pojawił. Choć tak bardzo czekał, żeby zostać uczniem, przepadł jak kamień w wodę. Co tak naprawdę wydarzyło się 25 lat temu w Choszcznie? Ta historia, mimo upływu czasu, nadal elektryzuje.
Choszczno, 1996 rok – to tu mieszkał wraz z rodzicami Darek Tomaszkiewicz. Tak naprawdę miał na imię Czesław (na pamiątkę po dziadku), ale w domu nikt go tak nie nazywał. Dziecko bardzo szybko musiało się usamodzielnić, ponieważ wychowało się w rodzinie z problemami alkoholowymi. Dlatego większość czasu spędzał poza domem, najczęściej odwiedzając babcię lub bawiąc się rówieśnikami. Nie dostawał też kieszonkowego, sam zarabiał, sprzedając butelki. A za uzbierane pieniądze kupował lody i częstował okoliczne dzieci.
Mimo przeciwności losu
I choć Darek nie miał łatwego życia, sprawiał wrażenie dziecka radosnego i pogodnego. Był niezwykle gadatliwy, szybko spoufalał się z innymi i chętnie opowiadał o sobie. Nie mógł też doczekać się momentu, gdy pójdzie to pierwszej klasy. Do szkoły jednak nigdy nie dotarł.
Dokładnie 9 sierpnia, dziewięć dni przed swoimi siódmymi urodzinami, malec zaginął. Tego dnia spędzał czas z młodszym kolegą. Chłopcy poszli w stronę pobliskiego zagajnika. Tomek bał się wejść w głąb lasu, ale Darek zapewnił go, że niczego się nie boi i poszedł przed siebie. Gdy po kilku minutach nie wracał, młodszy kolega podjął decyzję o powrocie do domu. Darek kilka minut później pojawił się na plaży po drugiej stronie lasku. Tam spotkał ciocię, której oznajmił, że przyszedł na plażę z wujkiem.
– Nigdy nie wybaczę sobie, że nie byłam bardziej dociekliwa i nie poszłam wtedy za Darkiem. W tym czasie zajmowałam się swoimi dziećmi wychodzącymi z wody i pomyślałam, że ktoś przyjechał w odwiedziny do Haliny, mamy Darka – mówi nam pani Agata Kowbaj.
Worek do zabawy
Wiadomo też, że chłopiec pojawił się w domu, ale tylko na chwilę. Poprosił mamę o kanapkę i jutowy worek – jak tłumaczył – potrzebny mu do zabawy. Do domu już nigdy nie wrócił. Gdy wieczorem nie pojawił się na kolacji, rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania. Początkowo przyjęto wersję, że chłopiec uciekł z domu. – Darek nigdy się nie skarżył, choć w domu się nie przelewało. Nie chodził brudny ani głodny – podkreśla ciocia chłopca.
W mieszkaniu rodziny owszem odnaleziono ślady krwi, ale badania laboratoryjne wykazały, że należały one do ojca Darka, który miał skaleczyć się kilka dni wcześniej. Także sąsiedzi rzucali podejrzenia na rodziców. Twierdzili, że w dniu zaginięcia dziecka słyszeli w domu głośną libację. Ktoś inny z kolei twierdził, że wieczorem widział tatę Darka jadącego na rowerze z przewieszonym przez ramę workiem.
– Nigdy nie uwierzę w winę w brata. To prawda, był chory – pił, ale nie byłby w stanie zrobić krzywdy synowi. Bardzo go kochał. Zresztą zarówno on, jak i Halina potwornie przeżyli zaginięcie Darka – przekonuje pani Agata, która bardzo zaangażowała się w poszukiwania. – Cały czas rozklejałam plakaty, ale ktoś cały czas je zrywał – tłumaczy.
Zaczęto brać też pod uwagę utonięcie. Wśród osób, które przeczesywały wówczas jezioro, był pan Mirosław Grosicki (60 l.). – Bardzo dobrze to pamiętam. Pracowałem jako ratownik. Sprawdzaliśmy dno i brzeg jeziora. Nic jednak nie znaleźliśmy. Sprawa poruszyła nas wszystkich. Do dziś wzruszam się, gdy myślę o Darku – wspomina ze łzami w oczach.
Reporter Faktu dotarł również do jednego z sąsiadów, który przyznał, że w kamienicy często pomieszkiwała niemiecka rodzina, ale po zaginięciu chłopca już nigdy się tam nie pojawiła.
Zdaniem jasnowidzów
Rodzice Darka już nie żyją, ale bratanka wciąż szuka pani Agata. – Nie daje mi to spokojnie żyć. Mam ogromne wyrzuty sumienia – przyznaje. I dodaje, że do dziś nie wiadomo, kim był „wujek”, którego spotkał chłopiec. – Rozmawiałam z trzema jasnowidzami. Jeden z nich potwierdził informację, że Darek był widziany w sklepie z mężczyzną, który kupował mu słodycze. Jak wyglądał? Starszy, z nadwagą, niewysoki, o ciemnych włosach – mówi nam pani Agata.
Czy wierzy w to, że Darek nadal żyje? – Zdaniem części jasnowidzów leży gdzieś przy drodze, głową skierowaną w dół – wyjaśnia ciocia Darka, przyznając, że ma w tej sprawie mieszane uczucia. – Nigdy nie pogodziłam się z tym, że nie mogliśmy go pochować. Z drugiej strony cały czas mam nadzieję, że żyje i nikt mu nie zrobił krzywdy. Gdy ból staje się nie do zniesienia, pozostaje mi już tylko modlitwa – tłumaczy.
Sprawa ciężka, bo niepopularna
Mimo że od tragedii minęło ponad 25 lat, sprawa ujrzała światło dzienne dopiero niedawno dzięki autorce podcastu Tropiciele Zbrodni. – Któregoś dnia czytając komentarze pod jedną ze spraw, dostrzegłam komentarz kobiety, która napisała, że kiedy była mała, zaginął jej kolega. Bardzo się zdziwiłam, ponieważ nigdy wcześniej o tym nie słyszałam. Kiedy zaczęłam przeglądać bibliotekę cyfrową pod kątem artykułów, znalazłam tylko jeden – wyjaśnia w rozmowie z Faktem Anna Strzelczyk.
Ale w pracy nad sprawą głównym problemem nie był brak materiałów źródłowych. – Dla mnie była to sprawa trudna z uwagi na to, że jest to niedokończona historia małego chłopca. Wychowuje się w bardzo trudnych warunkach, musi szybko dojrzeć, stać się samodzielny i radzić sobie z otaczającym go światem. Darek był zaradny i z jednej strony można pomyśleć, że to dobrze, ale zastanówmy się, które dzieci tak naprawdę są samodzielne? Odpowiedź jest bardzo smutna. Najszybciej dojrzewają dzieci, które zbyt szybko muszą stać się za kogoś lub za coś odpowiedzialne. Nie na tym ma polegać dzieciństwo – podkreśla.
Źródło: fakt.pl