Poruszając się po mieście, często można zobaczyć samochody, w których na tylnej szybie przyczepiona jest naklejka z imieniem dziecka właściciela pojazdu. Niestety na pozór niewinny gadżet może okazać się zagrożeniem dla malucha.
„Jedzie z nami dziecko”
Niegdyś naklejki z informacją „jedzie z nami dziecko” były bardzo cenną informacją, zwłaszcza podczas wypadków. Nie było bowiem fotelików, które gwarantowały dziecku bezpieczeństwo i w momencie zderzenia zdarzało się, że maluchy wypadały z samochodu lub spadały pod siedzenia.
Widząc informację, że w środku powinno być dziecko, ratownicy wiedzieli, że muszą dokładnie sprawdzić miejsce wypadku i sam pojazd, by nikogo nie pominąć. Ponadto jak zwracają użytkownicy na forum Parenting.pl, taka naklejka może działać jak „zielony listek” w przypadku młodych kierowców – informować innych o szczególnej ostrożności.
„Naklejka jest po to, aby kierowca za mną wiedział, że wiozę dzieci i aby zachował bezpieczną odległość oraz zrozumiał, dlaczego nie jadę szybko. Sama jestem kierowcą i jak widzę naklejki u innych to tak to na mnie działa” – napisała jedna z mam na forum.
Z czasem naklejki przybrały bardziej spersonalizowaną formę. Rodzice małych dzieci chętnie umieszczają w samochodach informację o imieniu najmłodszego pasażera. Dziecko może poczuć się docenione, jako pełnoprawny użytkownik pojazdu, ponadto często ułatwia to zadanie samym opiekunom, zwłaszcza dwójki dzieci – nie ma dyskusji po której stronie, kto siedzi.
Zagrożenie dla malucha
Niestety naklejki z imionami mogą okazać się zagrożeniem dla maluchów, dla których nie ma wyraźnej granicy między znajomym a nieznajomym. Z perspektywy dziecka, osoba, której nie zdążyło jeszcze poznać, a wita się z rodzicami i zwraca do malucha po imieniu, przestaje być nieznajomym. Wtedy też dziecko nabiera ufności do obcych, zwłaszcza tych, którzy wiedzą jak ma na imię, gdzie mieszka, lub jakim samochodem jeżdżą rodzice.
Dlatego informowanie obcych o imieniu maluszka może być ułatwieniem zbliżenia się do niego osobom ze złymi intencjami. Wystarczy, że osoba chcąca zrobić krzywdę dziecku, zobaczy napis „Mikołaj w aucie”. Wtedy będzie już wiedziała, jak się zwrócić do małego chłopca bawiącego się na podwórku, a jeśli przełamie barierę komunikacyjną, nie musi używać żadnej przemocy. Dziecko uwierzy na słowo, że mama o wszystkim wie i czeka w samochodzie.
„Są też naklejki bez imion dzieci, jak ktoś bardzo chce nakleić. Nie każdy musi wiedzieć, że autem jedzie Olek i Zuzia. To proszenie się o tragedię. Co więcej, żeby dziecko nie podeszło do obcej osoby, można ustalić z nim tajne hasło. A jak zacznie samodzielnie poruszać się po osiedlu, sprawdzić z czyjąś pomocą, czy nie podejdzie do zagadującej je obcej osoby. Moje córki podeszły do dalekiego sąsiada (nie wiedziały kto to), bo pokazał im gołębia i był bardzo miły” – napisała jedna z mam.
Niestety, statystyki policyjne mówią jasno: co roku odnotowuje się około pół tysiąca zaginięć dzieci do siódmego roku życia. Dlatego lepiej ograniczyć informacje publiczne o swoich pociechach do minimum, bez względu czy jest to naklejka na samochodzie, czy konto na Instagramie.
Źródło: o2.pl