„Z moim 'płatnym zabójcą’ hahaha. Bez kija nie podchodź” – słowa, które opublikowała najprawdopodobniej partnerka ochroniarza z klubu Paradise w Lubaniu, okazały się prorocze. Przemysław J. pobił Tomasza tak mocno, że ten zmarł. Teraz znajomi „Kokosa”, jak nazywają ochroniarza, twierdzą, że to był… nieszczęśliwy wypadek. „On też jest ojcem, synem, bratem” – piszą.
Tomek wiódł spokojne życie. Pracował jako dyspozytor na kolei, miał żonę i dwoje malutkich dzieci. Ten jeden raz dał się wyciągnąć do klubu. Ten jeden raz usiłował pomóc kumplowi, który za dużo wypił. Ten jeden raz odepchnął kogoś, kogo nie powinien. Już nie wrócił do domu.
Śmierć na dyskotece w Lubaniu
W sobotni wieczór Tomasz dał się wyciągnąć znajomym do klubu „Paradise” przy ulicy Spółdzielczej w Lubaniu (woj. dolnośląskie). – Wypił trochę alkoholu, ale nie przesadził z procentami – powiedziała Faktowi osoba z rodziny zmarłego. Za dużo wypił z kolei kolega 32-latka, którego kompani próbowali zaprowadzić do auta.
Było już koło godziny 3 w nocy. – Znajomy, jak to pijany, nie chciał kończyć imprezy. Trochę się stawiał, ale mieli wszystko pod kontrolą – relacjonował nam bliski kolega Tomasza. Wtedy mężczyznami zainteresował się ochroniarz klubu, Przemysław J., który postanowił zainterweniować.
Tomasz miał go odepchnąć, a ten w odpowiedzi uderzył go dwa razy w głowę. – Upadł bez koordynacji i uderzył głową w samochód. Później próbował wstać, ale nogi się pod nim ugięły i poleciał na krawężnik – przekazał członek rodziny 32-latka. Mimo pomocy Tomka nie udało się uratować.
Znajomi ochroniarza nie wierzą w jego winę
Ochroniarz, Przemysław J. został oskarżony o pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Nie przyznał się do zarzutu. Trafił do tymczasowego aresztu. Grozi mu dożywocie. W jego winę nie wierzą jednak znajomi mężczyzny, którzy założyli zbiórkę pieniędzy „Murem za Kokosem”. Zgromadzone pieniądze mają zostać przeznaczone na adwokata.
„Chociaż Naszym zdaniem prawda obroni się sama. Fakt że finał tamtejszej nocy jest tragiczny nie tylko ŚP zmarły jest ofiarą w całej sytuacji” – pisze założycielka zbiórki (pisownia oryginalna).
Twierdzi też, że informacje publikowane na temat Przemysława J. są „nie do końca jasne i prawdziwe”, a tragiczne wydarzenia były po prostu „nieszczęśliwym wypadkiem”.
„On też jest ojcem, synem, bratem, znalazł się w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. Zawsze pełnił swoje Obowiązki w pracy należycie – tamtego wieczoru też tak było” – przekonuje autorka zbiórki twierdząc jednocześnie, że „artykuły są koloryzowane”.
„Szkoda każdego człowieka, jego śmierci i młodego wieku, ale uwierzcie, że prawda ma zupełnie inne odbicie” – dodaje, nie wyjaśniając jednak, jak wygląda owa „prawda”.
Stronę zrzutki udostępniła na swojej stronie na Facebooku autorka postu z 2019 r. „Z moim 'płatnym zabójcą’ hahaha. Bez kija nie podchodź” – napisała dwa lata temu pozując w towarzystwie siedzącego z groźną miną Przemysława J. Jej słowa okazały się prorocze. Gdy posypały się negatywne komentarze, usunęła post z informacją o zbiórce pieniędzy.
Źródło: fakt.pl