– Będę czekała na niego do końca życia – mówi Urszula Ś.(43l.), żona Radosława Ś. (40l.), który śmiertelnie postrzelił raciborskiego policjanta Michała Kędzierskiego(†43l.).
Do zdarzenia doszło 4 maja, przy ul. Chełmońskiego w Raciborzu podczas policyjnej kontroli. Radosław Ś. otworzył ogień do legitymujących go funkcjonariuszy. Na miejscu zginął mł. aspirant Michał Kędzierski (†43l.) Radosław Ś. został postrzelony i obezwładniony.
Przeklęte miejsce
– Nie potrafię iść na miejsce, gdzie doszło do tragedii. Okna pozasłaniałyśmy roletami, żeby nie widać było tego miejsca. To jest wielka tragedia dla obu rodzin. Policjanta i naszej. Myślimy z teściową o tym, prosimy o wybaczenie. Kocham męża, moje serce zostało rozdarte na pół… – płacze pani Urszula.
Dla niej świat zawalił się 4 maja, gdy dowiedziała się, że jej mąż może nigdy nie wyjść z więzienia, bo zabił człowieka, policjanta na służbie. Zrozpaczona kobieta nie może oderwać myśli od zdjęć, pamiątek, walentynkowych serduszek, które zostały jej po mężu. 30 maja mieli obchodzić pierwszą rocznicę ślubu. Planowali wspólnie zestarzeć się, chcieli mieć dzieci. – Wymyśliłam już nawet dla nich imiona. Nadia i Wiktor – dodaje Urszula Ś.
Poznali się w Holandii
Od przyjaźni zaczęła się ich wielka miłość. Radek miał firmę budowlaną. – Moje małżeństwo się rozpadło. Wzięłam walizkę i wyjechałam do pracy za granicą w 2011 roku. Tam poznałam Radka. Pracowałam w szklarni, Radek szkolił mnie w angielskim. Mówił, że nie mogę tak ciężko pracować. Dzięki niemu znalazłam pracę w magazynie firmy odzieżowej – opowiada pani Urszula.
Radosław Ś. był wobec niej szczery. Powiedział, że miał partnerkę i 9 -letniego dzisiaj syna. – Powiedział mi, że był w więzieniu, ale od tego czasu wiele się zmieniło. I tak było – dodaje pani Urszula.
Przyszli teściowie byli zachwyceni
Rodzice Radosława Ś. cieszyli się, że ich syn jest zakochany, że ułożył sobie wreszcie życie. – Widziałam w nim dobrego człowieka. Radek pokazał mi świat, zobaczyłam po raz pierwszy w życiu morze. Wyjeżdżaliśmy razem na wycieczki. Poczułam, co to znaczy być kochaną kobietą. To naprawdę dobry człowiek. Namówił mego syna na studia. Dzisiaj mój syn jest studentem rehabilitacji – mówi Urszula.
Pandemia sprawiła, że pani Urszula wróciła w grudniu ub. roku do Polski. Razem z nią Radek. Wynajęli dom w Siemoni, kilkadziesiąt kilometrów od Raciborza. – Tu była nasza przystań. Żyliśmy z oszczędności. Założyłam ogródek, syn Radka cieszył się, gdy nas odwiedzał. Wspólnie spędzaliśmy czas jak rodzina, graliśmy w gry, jedliśmy obiady. Chłopczyk miał swoje zabawki i pokój w naszym domu – dodaje pani Urszula.
Tamtego dnia nie był sobą
W majowy weekend coś się jednak zepsuło. To był wtorek. – Radek nie był sobą. Był jakiś poddenerwowany, jakiś skryty. Wyjechał o szóstej rano z domu – wspomina pani Urszula.
Pani Urszula jechała do teściów do Raciborza. Słyszała kątem ucha w radiu, że była strzelanina w Raciborzu. Do głowy jej nie przyszło, że chodzi o jej męża. – Teściowa była już na policji, zaraz i mnie wezwano. Nie pamiętam, co się ze mną działo, straciłam kontakt ze światem… – wspomina.
Nie wiedziała, że Radek miał broń. – Przeżyłam szok, dziecko przyjeżdżało do nas! – nie dowierza nadal.
Trudno się pogodzić
– Boję się o męża, nie mam z nim kontaktu, bo toczy się śledztwo. Kocham go i nie zostawię, chociaż niektórzy ludzie doradzają mi rozwód. Wspieramy się teściową, ona także to bardzo przeżywa, tym bardziej że dziesięć lat temu zginął jej syn w tragicznym wypadku samochodowym. Mamcia, jak mówię o teściowej, 4 maja straciła drugiego syna. Jest jej trudno z tym wszystkim żyć. Naprawdę bardzo trudno – mówi pani Urszula, zanosząc się łzami.
Źródło: fakt.pl