Noteć znika – rzeka wyschła bądź prawie wyschła na długości kilkudziesięciu kilometrów, do tego znikają jeziora, które historycznie znajdują się na Pojezierzu Gnieźnieńskim. Miejscowi aktywiści nie mają wątpliwości: to efekt odkrywkowego wydobycia węgla brunatnego. Władze kopalni bronią się i przedstawiają dowody, że to „po prostu” efekt globalnego ocieplenia.
Katastrofa, która tak naprawdę rozgrywa się na naszych oczach w Wielkopolsce, na swój sposób nie jest specjalnie medialna. Nie ma tu bowiem żadnych nagłych zmian. Noteć oraz pobliskie rzeki wysychają od lat. Ale robią to bardzo systematycznie.
Według miejscowych aktywistów to efekt działalności Kopalni Węgla Brunatnego Konin, która dostarcza węgiel do pobliskiej elektrowni. – Węgiel był tu wydobywany już kilkadziesiąt lat temu – mówi w rozmowie z naTemat Józef Drzazgowski ze stowarzyszenia Eko-Przyjezierze. I rzeczywiście, surowiec zaczęli wydobywać już Niemcy w czasie wojny, później wydobycie było kontynuowane, a oficjalnie Kopalnia Węgla Brunatnego Konin zaczęła działać w 1955 roku.
O wysychającej Noteci w regionie zrobiło się głośno po otwarciu ostatniej odkrywki konińskiej kopalni – w Tomisławcach. – Tomisławice to tylko jedna odkrywka. Do tej pory otworzono ich jedenaście – podkreśla Drzazgowski. Według niego każda z nich ma fatalny wpływ na środowisko.
Nie jest tak, że miejscowi temat zbagatelizowali całkowicie. Nie zawsze przynosiło to jednak oczekiwane skutki. – Dużo protestowaliśmy, blokowaliśmy drogi, teraz działamy bardziej prawnie. Na społeczeństwo jednak bardziej działają obrazki. Dlatego dokumentujemy to, co się dzieje. Bo jak ktoś nie zobaczy, to nie wierzy, że zmiany zaszły tak daleko – tłumaczy Drzazgowski.
Życie umiera z roku na rok
I rzeczywiście: film z drona wykonany przez Eko-Przyjezierze pokazuje, co stało się w Wielkopolsce. Jeziora kiedyś połączone ze sobą kanałami, teraz są oddzielnymi zbiornikami wodnymi. Woda cofnęła się o wiele metrów. Wysychają drzewa, umierają torfowiska.
Tak wyglądało Jezioro Wilczyńskie w 1998 roku. Szerokie, z regularnym brzegiem:
Fot. Stowarzyszenie Ekologiczne Eko-Przyjezierze
A tak jest teraz. Jezioro w wielu miejscach po prostu wyschło, a brzeg się cofnął. W wielu miejscach zbiornik został „rozerwany”:
Fot. Stowarzyszenie Ekologiczne Eko-Przyjezierze
A tak z kolei obecnie wygląda dawne połączenie jezior Mrówieckiego i Wójcińskiego. Wyschnięta ziemia:
Fot. Stowarzyszenie Ekologiczne Eko-Przyjezierze
Mało? W sieci można znaleźć inne zdjęcia. Jeszcze jedno zdjęcie znad Jeziora Wilczyńskiego. Zwróćcie uwagę podest z dawnym zejściem do wody. Wysoko w powietrzu:
Fot. Sławek Papiera / YouTube
Jeziora to jeden problem. Drugi to sama Noteć. Siódma najdłuższa rzeka w Polsce umiera. Na kilkudziesięciu kilometrach właściwie jej nie ma. A jeśli jest, to w niczym nie przypomina rzeki sprzed lat. W wielu miejscach wygląda (a raczej nie wygląda w ogóle) to tak:
Fot. Greenpeace / CC BY-ND 2.0 / Flickr
Mechanizm jest według Drzazgowskiego prosty. Żeby wybudować kopalnię węgla, trzeba najpierw teren osuszyć. Buduje się w tym celu pompy głębinowe. Znikają studnie, stawy, strugi. Ta woda głębinowa jest wypompowywana, bo inaczej nie można dostać się do węgla.
– Noteć płynie między byłą odkrywką Lubstów a Tomisławicami. Tam jest duży lej depresyjny, który osusza te tereny. Była odkrywka ssie wody do swojego jeziora (po zakończeniu eksploatacji teren został zalany – red.), a w Tomisławicach wodę się wypompowuje. Na tym terenie rzeka zginęła – mówi Drzazgowski.
– Była też sezonowa rzeka Pichna. Kopalnia nagle zaczęła pompować do niej wodę głębinową. Później wodę zaczęto pompować do Noteci i troszeczkę coś tam zaczęło płynąć. Torfowiska do dzisiaj są suche, drzewa uschły. A torfowiska i bagna to rezerwuary wody – uzupełnia aktywista.
Nawet w Brukseli dostrzegli problem
Drzazgowski z działalnością odkrywki w Tomisławicach walczy od wielu lat. Sprawa trafiła też do UE. – KE w 2012 roku pierwszy raz przysłała do Polski uzasadnioną opinię. Stwierdziła, że model hydrologiczny dla Tomisławic jest błędny, ale nic z tym nie zrobiono. W 2017 roku KE po raz kolejny odezwała się. Do tej pory ta sprawa się toczy. A kopalnie kopie węgiel, osusza teren, pompuje zawiesinę do Gopła – wyjaśnia Drzazgowski.
Ta zawiesina to pozostałość po pracach górniczych. Po licznych interwencjach w latach 2015-2016 kopalnia wybudowała nowe zbiorniki, które miały oczyścić wodę. – Wyliczono, że do Gopła wpływało wtedy rocznie ponad 500 ton suchej masy. Woda była jak zawiesina – mówi Drzazgowski.
Ten materiał osiadał na roślinach, na dnie. – Proces fotosyntezy zanikał, następowały procesy gnilne, to prowadziło do chorób i martwicy południowej części Gopła. Dodatkowe zbiorniki miały oczyścić wodę. Ale wcale nie jest dużo lepiej – zauważa aktywista.
Już znają problemy na kolejne lata
Problem z Gopłem to zresztą symbol tego, co ma czekać ten region w kolejnych latach. – Tomisławice mają pracować do 2024 roku i wtedy zostaną wyłączone pompy głębinowe, o ile odkrywki nie uda się poszerzyć na północ w stronę Gopła – tłumaczy nasz rozmówca.
Jezioro Gopło jest przepływowe. Można kierować do niego wodę z Noteci czy z kanału Warta-Gopło. Dzięki systemowi śluz wysokość lustra wody można regulować. Innymi słowy nad Gopłem – poza martwicą południowej części akwenu – problemu nie ma.
JÓZEF DRZAZGOWSKI
Ale za 5 lat zrobią się dwa leje w Tomisławicach i Lubstowie. I wtedy wody w Noteci nie będzie, bo skąd ma się wziąć. To samo w Pichnie. Wody powierzchniowej nie będzie, a głębinowa będzie odpompowana. Wtedy zacznie się problem i dla Gopła. Wtedy ludzie to zauważą.
Na Gople czy Noteci sprawa oczywiście nie kończy się – na jeziora pojezierza gnieźnieńskiego wpływają też pozostałe odkrywki, a tych jest znacznie więcej niż ta w Tomisławicach. Kilkanaście lat temu bardzo głośno było o Jeziorze Głodowskim. Wyschło prawie w całości przez pobliski lej depresyjny obejmujący obszar 170 kilometrów kwadratowych – przypomina aktywista.
W kopalni mają swoją wersję zdarzeń
Władze kopalni oraz konińskiej elektrowni oczywiście bronią się. – Zgodnie z informacjami posiadanymi przez PAK KWB Konin S.A., opartymi na ekspertyzach hydrologicznych i wieloletnich pomiarach, powodem obniżania się poziomu wód w jeziorach i rzece Noteć są niskie sumy opadów i stosunkowo wysokie parowanie terenu. Sytuację pogarsza niekorzystny rozkład opadów. Dodatkowo konińskie jeziora znajdują się na obszarze najbardziej wyniesionym ku górze, gdzie opady atmosferyczne i zasoby wody są najniższe. Słabe zasilanie jezior w wodę sprawia, że w okresach suszy, które często występują w ostatnich latach, ich poziom obniża się bardzo szybko. Podobne zjawisko występuje także w innych regionach kraju – twierdzi Maciej Łęczycki, rzecznik elektrowni w Koninie (jest ona zasilana węglem z Kopalni).
MACIEJ ŁĘCZYCKI
Naukowcy i eksperci od hydrologii twierdzą, na podstawie posiadanych, wieloletnich pomiarów, że główną przyczyną obniżenia się zwierciadła wody jest długotrwały brak właściwej ilości opadów w tym rejonie, mała zlewnia jezior, a także zlokalizowane wokół niezinwentaryzowane studnie głębinowe. Twierdzą oni, że na to, co się wokół nas dzieje, największy wpływ mają warunki klimatyczne. Susze czy powodzie powstają nie wtedy, kiedy kopalnia odsłania nową odkrywkę, ale wtedy, gdy występują opady atmosferyczne lub jest ich brak. Takie zdarzenia są znane nie tylko na Pojezierzu Konińskim czy Wielkopolsko-Kujawskim, ale również w innych częściach Polski.
Łęczycki podkreśla także, że „prowadzone od kilkunastu lat regularne pomiary poziomu wody jezior w okolicach, w których działają odkrywki, wykazują wieloletnie i sezonowe wahania stanu poziomu wód w poszczególnych jeziorach”.
–Zwierciadło wody w jeziorach – co zostało również potwierdzone badaniami – ulega obniżeniu wyłącznie w okresach letnio-jesiennych, co związane jest z warunkami pogodowymi. Potwierdzeniem stanowiska Kopalni może być także praca m.in. Instytutu Nauk Geologicznych Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Wrocławskiego, która pokazała iż odwadnianie odkrywek Jóźwin i Kazimierz nie ma wpływu na stan wody w Jeziorze Budzisławskim, a obniżenie poziomu stanu wód jest wywołane bardzo niskimi sumami opadów oraz stosunkowo wysokim parowaniem terenowym – dodaje.
Wreszcie Łęczycki podkreśla działalność kopalni na rzecz środowiska. – W samym tylko Koninie, gdzie pół wieku temu kopano węgiel, teraz znajdują się znane i chętnie odwiedzane tereny rekreacyjno-sportowe. W miejscu, gdzie eksploatowana była Odkrywka „Morzysław” teraz króluje Park 700 lecia z kortami tenisowymi, „Zatorze” kojarzy się nam z doskonałym miejscem do spacerowania i znanym jeziorkiem w okolicach galerii handlowej, a nieopodal, również na terenach pokopalnianych, znajdują się pracownicze działki rekreacyjne.
Tak wygląda plaża w Kozarzewku. To teren po odkrywce „Kazimierz”.
Walka trwa
Drzazgowski walczy z kopalnią już kilkanaście lat. Pytany, co udało mu się osiągnąć, wymienia jednym tchem: – Nie mogą rozbudować Tomisławic, mają kłopoty z kolejną planowaną odkrywką w Ościsłowie, musieli wybudować kolejne zbiorniki, żeby oczyścić Gopło. W międzyczasie wzrosła świadomość ludzi. A zaczęło się to tam, gdzie nie ma kopalni. W kujawsko-pomorskim nie ma ich bowiem – one są na pograniczu w Wielkopolsce, albo oddziałują nawet na drugie województwo.
– Protesty były, byliśmy i przed kopalnią, i w Warszawie, i w Niemczech. Udało się jakoś zorganizować ludzi, ale społeczeństwo z zasady zawsze uważa, że coś się za nich zrobi. Albo że z kopalnią nie da się wygrać. Ja się tak łatwo nie poddaję – podsumowuje gorzko.
Źródło: natemat.pl