Polska

Karinka nie zdołała uciec z płomieni. Tragiczny pożar w Poznaniu

Miała tylko 8 lat i bardzo chciała żyć, ale ogień okazał się bezlitosny. Karinka z Poznania zginęła w nocnym pożarze mieszkania. Sąsiedzi, którzy próbowali ją ratować są w szoku. Wobec żywiołu byli bezradni.

Karinka nie zdołała uciec z płomieni. Tragiczny pożar w Poznaniu

Ogień wybuchł ok. 3 nad ranem z środy na czwartek w budynku z kilkoma mieszkaniami przy ul. Akacjowej na poznańskim Dębcu. Pożar zastał ludzi pogrążonych w głębokim śnie. Większości lokatorów udało się uciec. Wybiegali, jak stali, część nawet bez butów. Byle ocalić życie.

Poznań: 8-letnia Karinka zgięła w pożarze. Nowe fakty

Karince płomienie odcięły jednak drogę. Jej babcia i kuzyn boso uciekli z mieszkania. – Sąsiedzi próbowali ją ratować, ale tam było czarno od dymu. Nie dało się wejść. Dziewczynka wołała mamę. To było straszne. Zginęło biedne, niewinne dziecko, które miało całe życie przed sobą – mówi Adam Bartkowiak (36 l.), który mieszka w klatce obok. Wspomina, że płomienie były ogromne i wychodziły aż z okien. Pożar rozwijał się błyskawicznie.

Rodzice dziewczynki Natalia i Artur byli w tym czasie w pracy. Nie mieli pojęcia, co dzieje się w ich domu. – Bardzo im współczuję. Nie ma nic gorszego niż pochować własne dziecko – mówi poruszony Adam Bartkowiak. Sąsiedzi byli zdruzgotani, że musieli zostawić dziewczynkę na pastwę płomieni. Karinka nie miała rodzeństwa i była oczkiem w głowie rodziców. Jej mama na portalu społecznościowym praktyczne każde zdjęcie ukochanej córeczki oznaczała serduszkami i komplementami wobec niej.

Niestety, zdruzgotani rodzice już nigdy więcej nie przytulą córki. Gdy przyjechali strażacy i wynieśli Karinkę, jeszcze żyła. Niestety, obrażenia były tak poważne, że zmarła w szpitalu. – A jeszcze dwa dni temu widziałam ją roześmianą, jak się pod domem bawiła. To niewyobrażalna tragedia – mówi jedna z lokatorek budynku.

Lokatorzy nie mogą wrócić do bloku

Do szpitala trafiła jeszcze starsza kobieta i kilkunastoletnia dziewczynka. Lekarze zapewniają jednak, że ich życiu nic nie zagraża. Na razie lokatorzy nie mogą wrócić do mieszkań i w większości przebywają u bliskich.

Śledczy ustalają, co było przyczyną pojawienia się ognia. Na razie nie informują o swoich ustaleniach. Sąsiedzi twierdzą, że w rodzinie Karinki było dość ubogo, a mieszkanie było ogrzewane elektrycznymi piecykami. Czy to takie urządzenie spowodowało tragedię? Póki co, nie wiadomo.

Źródło: fakt.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close