Polska

Karetki są, ale… nie ma kto w nich jeździć. Tak źle jeszcze nie było – ta mapa pokazuje skalę problemu

Łódzkie, zachodniopomorskie, wielkopolskie, śląskie – prezes Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych dr Jarosław Madowicz jednym tchem wymienia regiony, gdzie problem wydaje się najpoważniejszy. Choć oczywiście nie tylko tam jest kłopot z obsadą karetek. Ambulanse są, ale nie ma komu w nich jeździć.

Karetki są, ale... nie ma kto w nich jeździć. Tak źle jeszcze nie było – ta mapa pokazuje skalę problemu

Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta, maps.google.com

System nie działa

„Mapę Problemów w Państwowym Ratownictwie Medycznym” przygotowali administratorzy profilu na Facebooku „To nie z mojej karetki”. Na tym profilu zazwyczaj można znaleźć trochę humoru z życia medyków, ale tym razem śmiesznie nie jest. Raczej straszno.

Raz po raz zamieszczane są posty z relacjami pracowników służby zdrowia z różnych części Polski, opisujących kuriozalne sytuacje. A to to, że w całym województwie zachodniopomorskim przez kilka godzin nie działał nr 999, więc dyspozytornię przejęło lubuskie, a karetki dysponowano „na zeszyt” i na telefon. A to to, że padła krakowska dyspozytornia, więc karetki w Krakowie są wysyłane przez dyspozytorów z Łodzi i Warszawy. A to to, że czasem z braku ludzi ratownicy pracują po 72 godziny ciągiem…

TOMASZÓW MAZOWIECKI
Województwo łódzkie. W razie braków praktykanci z kierunku lekarskiego bądź ratownictwa wsiadają na zespół „T” (transport – przyp. red.), jeżdżą bez umowy, a z „T” wsiadają na system PRM (ratownictwa medycznego).

ŚWIECIE
Czy to prawda, że normą jest, że kierowcy ratownicy jak i ratownicy pracują po 72 godziny w jednym ciągu? Rekordzista 12 dób nie schodził z dyżuru…

GDAŃSK
Jeden z 3 największych szpitali w Gdańsku, Szp. Św. Wojciecha, ma w tej chwili ok. 2000 h nieobsadzonych przez ratowników i pielęgniarki. Praktycznie nie ma dnia, żeby ktoś nie składał wypowiedzenia z pracy.

GDYNIA
W Gdyni na SOR-ze brakuje nie tylko lekarzy, ale też ratowników i pielęgniarek, w ten weekend na dyżurze było 5 osób z personelu medycznego, w ciągu kilku ostatnich miesięcy z powodu polityki zarządu zwolniło się ponad 30 ratowników.

fragmenty wpisów z profilu „To nie z mojej karetki”

Głównym powodem problemów jest to, że brakuje rąk do pracy. – Ratownicy medyczni uciekają z zawodu – przyznaje dr Jarosław Madowicz, nie kryjąc, że problem dotyczy wynagrodzeń. Ratownicy zarabiają o wiele mniej niż pielęgniarki, a przecież płace pielęgniarek raczej powszechnej zazdrości nie budzą.

DR JAROSŁAW MADOWICZ
Polskie Towarzystwo Ratownictwa Medycznego
Gdy porównamy wynagrodzenie pielęgniarki i ratownika medycznego na tym samym stanowisku w karetce – bo przecież często jeżdżą tym samym ambulansem w zespole – to okazuje się, że płaca pielęgniarki jest często o 1,5 tys. zł wyższa. Uprawnienia mają te same, tę samą ponoszą odpowiedzialność, oboje muszą posiadać takie same uprawnienia, wykonują te same czynności. Nie rozumiem zatem, skąd ta różnica.

Mówiąc brutalnie – coraz mniej trzyma ratowników w tym zawodzie. Brakuje motywacji.

Na jeden etat się nie da

– Żeby zostać ratownikiem, trzeba skończyć studia, innej ścieżki nie ma. Obecnie trzeba będzie zdać państwowy egzamin. Do tego dochodzi ustawowy obowiązek kształcenia, z którego ratowników rozlicza wojewoda. Trzeba to jednak robić za własne pieniądze i w ramach własnego czasu wolnego. Żadnych urlopów szkoleniowych nie ma – wymienia dr Jarosław Madowicz.

Obecnie uzyskanie zawodu pielęgniarki jest związane z ukończeniem studiów. Ale odpada jej choćby kwestia centralnego egzaminu państwowego czy obowiązku dokształcania, rozliczanego administracyjnie. A wynagrodzenie ma wyższe. Nic więc dziwnego, że wielu ratowników medycznych decyduje się na studia pielęgniarskie. Z rozmów z ratownikami medycznymi wynika, że ich pensje oscylują w okolicach 2,5 tys. zł na rękę. To zmusza ich do podejmowania zatrudnienia ponad normę wynikającą z jednego etatu. Niejednokrotnie w kilku miejscach.

– Gdyby ratownicy medyczni pracowali tylko na jednym etacie system ratownictwa medycznego byłby zagrożony – uważa prezes Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych.

Karetki są, ale... nie ma kto w nich jeździć. Tak źle jeszcze nie było – ta mapa pokazuje skalę problemu

Mapa problemów w Państwowym Ratownictwie Medycznym powstała na podstawie anonimowych informacji od pracowników systemu PRM.•Fot. google.com

Ale nie tylko z ratowników brakuje. W Warszawie na przykład najgorzej jest z obsadą lekarską w tak zwanych „Eskach”, czyli karetkach specjalistycznych, gdzie w zespole musi być lekarz. Grafik ratowników jeszcze jakoś udaje się ułożyć, choć z trudem.

Kierowca – 2500 brutto

– Ciągle zmieniają się ustawowe wymagania, jakie musi spełnić kierownik zespołu podstawowego w karetce. Mamy sporo młodych ratowników, ale oni jeszcze nie mogą być kierownikami zespołu – tłumaczy w rozmowie z naTemat Elżbieta Weinzieher z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Warszawie. Zapewnia, że „dramatu nie ma”, choć problemów też nie brak. Choćby z kierowcami.

W różnych stacjach pogotowia ratunkowego w kraju różnie rozwiązywana jest kwestia kierowców karetek. Są takie placówki, gdzie właściwie wszyscy kierowcy są jednocześnie ratownikami. Wtedy w podstawowym zespole najczęściej jadą jedynie dwie osoby – jedna za kierownicą, druga z tyłu z pacjentem. Gdy dzieje się coś złego i potrzebna jest druga para rąk, kierowca musi zatrzymać pojazd i pomóc koleżance czy koledze ratownikowi lub pielęgniarce.

W stołecznym pogotowiu są zarówno kierowcy-ratownicy, jak i kierowcy, którzy ratownikami nie są. Mają uprawnienia do kierowania samochodami uprzywilejowanymi, do tego wiele szkoleń, ale pod względem płacowym pogotowie ma im niewiele do zaoferowania. Więc odchodzą.

– Sytuację mamy taką, że system finansowania zespołów ratownictwa medycznego, jeśli chodzi o Opłaty za tak zwaną dobokaretkę, nie zmienił się praktycznie od roku 2012. Kierowcy pogotowia, z ich kwalifikacjami, są w stanie znaleźć znaleźć pracę za znacznie wyższe stawki. A tu podwyżki naprawdę nie ma z czego dać – tłumaczy Elżbieta Weinzieher.

Wyrównanie płac

Ratownicy medyczni liczą na to, że ich wynagrodzenia będą adekwatne do odpowiedzialności jaką ponoszą za ludzkie zdrowie i życie, ale na razie powodów do optymizmu brak. – Przyznam, że jesteśmy zaniepokojeni. Kilka dni temu został opublikowany projekt rozporządzenia wydłużający przekazywanie podwyżek na obecnych zasadach. Niestety, nie został w nim uwzględniony postulat wzrostu wynagrodzenia od nowego roku o 400 zł, aby choć trochę wyrównać różnice płac do zawodu pielęgniarki – ubolewa dr Madowicz.

Jeden z administratorów profilu „To nie z mojej karetki”, młody ratownik medyczny, wierzy, że tworzona „mapa problemów” wstrząśnie politykami. Zaprasza też przedstawicieli pozostałych zawodów medycznych do zgłaszania tego, z czym zmagają się na co dzień. – Ratownicy czasem mają jakieś żale do pielęgniarek, pielęgniarki do ratowników. A tu nie o to chodzi. My nie walczymy tylko o siebie. Tu chodzi o cały system – tłumaczy.

My pokazaliśmy, jak to funkcjonuje na poziomie dyspozytorni medycznych, Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych i pogotowia ratunkowego. Tymczasem ratownicy medyczni to niewielka grupa – nas jest ok. 15 tysięcy, pielęgniarek ponad 230 tysięcy, lekarzy ponad 130 tysięcy. Mam nadzieję, że teraz pielęgniarki pokażą, jak to jest u nich – że z oszczędności ordynator np. wprowadził limit 12 par rękawiczek na dobę. Wierzę, że te przykłady wstrząsną, kim trzeba.

A jak nie wstrząsną? – pytam. – To co nam pozostanie. Pewnie kierunek Wielka Brytania – odpowiada ratownik.

Źródło: natemat.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close