Sadownik, który odziedziczył majątek po Irenie Dziedzic (†93 l.), złożył zawiadomienie do prokuratury. Pojawiły się bowiem tajemnicze osoby podające za rodzinę zmarłej dziennikarki.
Irena Dziedzic /East News
Mimo że Irena Dziedzic zmarła w listopadzie, opinia publiczna o jej śmierci dowiedziała się dopiero po dwóch miesiącach, 12 stycznia. Jej ciało przez dwa miesiące leżało w kostnicy, gdyż nie było osób, które mogłyby ją pochować.
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci gwiazdy. Na jaw wyszło, że na dwa tygodnie przed śmiercią przebywała ona w szpitalu.
„Latem u pani Ireny zaczęli pojawiać się dziwni ludzie. Ktoś mówił, że to daleka rodzina, podobno pojawiła się też jakaś przyjaciółka sprzed lat. Do tego wypadku czuła się świetnie, była energiczna, nie przymierała głodem, bo miała wypłacaną pensję od nowego właściciela mieszkania. Potem jednak zaczęła narzekać na zdrowie” – cytował wypowiedź jednego z mieszkańców „Super Express”.
Dziennikarka podpisała kontrakt na tzw. hipotekę odwróconą – swoją 150-metrową willę na Saskiej Kępie wartą 1,5 mln złotych zapisała wspomnianemu sadownikowi w zamian za opiekę i comiesięczną pensję w wysokości 4,5 tysiąca.
Nieoczekiwanie jednak pojawiły się osoby podające za rodzinę. Sadownik, chcą uchronić się przed ewentualną utratą majątku, zgłosił więc sprawę do prokuratury.
„Nie ma pewności, czy Dziedzic nie podpisała z nimi niekorzystnych dla siebie umów. Sprawę bada prokuratura, obecnie czeka na wyniki badań toksykologicznych” – czytamy w tabloidzie.
Grób Ireny Dziedzic na cmentarzu w Laskach /Tadeusz Wypych /Reporter
Irena Dziedzic została pochowana ponad dwa miesiące po śmierci /Tricolors /East News
Źródło: pomponik.pl