Grób małej Madzi z Sosnowca łamie serce. Już niemal 9 lat upłynęło od zabójstwa uroczej dziewczynki, ale Polacy nadal pamiętają tragedię, która rozegrała się w styczniu 2012 r. To wtedy Katarzyna W. z zimną krwią zamordowała swoje dziecko, a potem upozorowała rzekome porwanie. SuperExpress wybrał się na grób Madzi i przygotował poruszający materiał.
Grób małej Madzi z Sosnowca
Do tragedii doszło 24 stycznia 2012 roku i chociaż od zabójstwa Madzi z Sosnowca upłynęło już prawie 9 lat, nadal nie brakuje osób, które dbają o pamięć dziecka.
Na pierwszy rzut oka widać, że mieszkańcy miasta regularnie odwiedzają miejsce spoczynku Madzi i starają się, aby jej grób zawsze zdobiło wiele kwiatów i zniczy. Białe bukiety i lampki ułożone są w kształcie serca wokół małej tablicy z inskrypcją: Ś.P. Madzia W., żyła 6 miesięcy.
Pogrzeb małej Madzi miał miejsce na cmentarzu przy ulicy Smutnej w Sosnowcu. W 2017 roku grób rozbudowano o marmurową płytę. Wyryto na niej imię i nazwisko dziecka. Obok znajduje się także wizerunek anioła.
Okrutna zbrodnia
Katarzyna W., matka dziewczynki, wykazała się wyjątkową przebiegłością w opracowaniu planu morderstwa. Biegłym udało się ustalić, że niemowlę zostało uduszone miękkim przedmiotem, jak np. poduszka, a śmierć prawdopodobnie nastąpiła po około 5 minutach.
Następnie kobieta udała się na klatkę schodową, umieściła ciało dziewczynki w wózku i udała się na spacer do starych ruin w parku Dietla. Tam, wyposażona w robocze rękawiczki, wygrzebała dół i włożyła do niego zwłoki Madzi. Przysypała ją liśćmi i kamieniami. Z pustym wózkiem kontynuowała spacer. W czasie drogi obserwowała przechodniów i właśnie wtedy wybrała jednego z nich na sprawcę zdarzenia.
Następnie kobieta upadła na śnieg udając, że ktoś uderzył ją w tył głowy. Po kilku minutach podeszli do niej dwaj młodzi ludzie, zaniepokojeni widokiem leżącej na ziemi kobiety. Katarzyna W. powiedziała, że otumaniono ją i porwano jej dziecko. Przechodnie wezwali policję i pogotowie.
W szpitalu lekarze nie stwierdzili u kobiety jakichkolwiek obrażeń. Mimo to Katarzyna W. utrzymywała, że boli ją tylna część głowy. Dopiero na początku lutego 2012 r., matka Madzi przesłuchiwana przez detektywa Rutkowskiego przyznała, że jej córka nie żyje i nie było żadnego porywacza.
Mówiła, że doszło do nieszczęśliwego wypadku, bo dziecko wysunęło jej się z kocyka i upadło na ziemię. W 2013 roku skazano ją na dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności. Kobieta odsiadywała wyrok w więzieniu w Krzywańcu, w województwie lubuskim.
Później, jak podawał Super Express kobieta musiała zostać przeniesiona do zakładu karnego w Lublińcu na Śląsku. Powodem był prawdopodobnie planowany przez inne osadzone lincz na dzieciobójczyni.
Źródło: popularne.pl