Polska

Dzieciom w Tylmanowej wiązano ręce. Ksiądz tłumaczy: Dla chętnych. Obrazuje zniewolenie grzechem

– W prowadzeniu rekolekcji dla młodzieży w Polsce i za granicą od dawna wykorzystywany jest symbol związanych rąk. Obrazuje on właśnie zniewolenie grzechem – podkreślił ksiądz z archidiecezji łódzkiej, tłumacząc sprawę wiązania rąk podczas oazy w Tylmanowej. Jak dodał, nikt nie był do tego zmuszany. To nie przekonuje jednak prezeski Biura Obrony Praw Dziecka, która złożyła zawiadomienie do prokuratury.

Dzieciom w Tylmanowej wiązano ręce. Ksiądz tłumaczy: Dla chętnych. Obrazuje zniewolenie grzechem

W niedzielę Biuro Obrony Praw Dziecka [fundacja, niezwiązana z Rzecznikiem Praw Dziecka ani Komitetem Praw Dziecka] poinformowało, że dzieci, które przebywały na obozie Oaza Nowego Życia w Tylmanowej (woj. małopolskie), „w ramach zabawy” miały mieć wiązane przez księży ręce. Wszystko po to, „by poczuły się jak Jezus w niewoli”.

W złożonym do Prokuratury Okręgowej w Łodzi zawiadomieniu prezeska BOPD Karolina Krupa-Gaweł podkreśliła, iż z informacji, które otrzymała od osób podających się za uczestników oazy „wynikało, że opiekunowie znęcali się nad nimi, w ten sposób, że wiązali dzieciom sznurkiem ręce, uniemożliwiając swobodne poruszanie się, picie, spożywanie pokarmów i korzystanie z toalety”.

„Dodatkowo osoby te wskazywały również, że opiekunowie (księża) odbierali dzieciom telefony komórkowe, co uniemożliwiało im kontakt z rodzicami i bliskimi. Telefony będące własnością dzieci, miały być odbierane wbrew ich woli, a opiekunowie pozwalali dzieciom z nich korzystać tylko przez 15 minut w ciągu doby” – napisała w zawiadomieniu, które przesłała redakcji portalu Gazeta.pl.

„Większą niewolą niż przebywanie w Egipcie są własne grzechy”

Ksiądz Marcin Majsik, moderator diecezjalny Ruchu Światło – Życie Archidiecezji Łódzkiej, w rozmowie z tvn24.pl potwierdził, że to wspólnota zorganizowała obóz w Tylmanowej. Uczestniczyć ma w nim 30 osób. Większość z nich to 17- i 18-latkowie, jedna osoba ma 16 lat, a dwie 15. Wśród sześciu opiekunów ma być tylko jeden ksiądz, pozostali to osoby świeckie – podaje portal.

Duchowny wyjaśnił, iż w Tylmanowej odbywa się turnus drugiego stopnia. – Pierwszy stopień mówi o tym, że Bóg nas kocha, drugi – że odrzucamy miłość, wybierając grzech, który nas ogranicza, przez który wchodzimy w niewolę. Ten stopień bazuje na historii narodu żydowskiego, który był w niewoli egipskiej przez kilka wieków i którego Mojżesz miał wyprowadzić do ziemi obiecanej – powiedział.

„Ludzie, którzy uczestniczą w tych rekolekcjach, mają zrozumieć, że większą niewolą niż przebywanie w Egipcie są własne grzechy, że wybieranie grzechu jest sprowadzaniem ograniczenia, a Jezus to nowy Mojżesz, który nas wyzwala, daje nam wolność – dodał ks. Majsik.

„Od dawna wykorzystywany jest symbol związanych rąk”

Duchowny zaznaczył też, że przed wyjazdem każdy otrzymał regulamin, pod którym musieli podpisać się zarówno uczestnicy rekolekcji, jak i ich rodzice. W dokumencie nie jest zaznaczone, ile czasu dziennie można korzystać z telefonów. – Z rozmowy z uczestnikami wynika, że na tej oazie jest to pół godziny, ale oni dobrze wiedzą i wychowawcy też, że mogą dostać telefon zawsze, kiedy jest taka potrzeba, co także jest zaznaczone w regulaminie – przekazał portalowi tvn24.pl ks. Majsik.

Odniósł się również do kwestii związanych rąk, przyznając, że rzeczywiście takie zdarzenie miało miejsce. Jak dodał, nie wie, czy uczestnicy i ich opiekunowie zostali poinformowani o takiej praktyce przed wyjazdem, ale nikt nie musiał brać w tym udziału. – W prowadzeniu rekolekcji dla młodzieży w Polsce i za granicą od dawna wykorzystywany jest symbol związanych rąk. Obrazuje on właśnie zniewolenie grzechem. Dotyczy to nie tylko Kościoła katolickiego, ale i innych kościołów – stwierdził.

Jak podkreślił, młodzież uważa, że „że nie naruszało to ich swobody poruszania się, że mogli wyciągnąć ręce ze sznurka lub poprosić kogoś, by go rozwiązał”. – Jedna z uczestniczek relacjonowała, że opiekunka zachęciła ją, by nie tylko siedziała, ale by wykonywała różne czynności, aby poczuła, jakim ograniczeniem są więzy – dodał i przyznał, że rzeczywiście poruszanie się po budynku ze związanymi rękami mogło się źle skończyć, a „kadra mogłaby mieć tutaj więcej wyobraźni”.

Prezeski Biura Obrony Praw Dziecka takie tłumaczenia nie przekonują. Jak podkreśliła w rozmowie z tvn24.pl, fakt, że część uczestników nazywa tę sytuację „zabawą”, nie oznacza, że problemu nie ma. – Kolejną „zabawą” mogłoby być samobiczowanie, ale rozumiem, że jeśli dzieci chętnie brałyby w tym udział, to z punktu widzenia księdza, nie byłoby żadnego problemu? (…) Dzieci, ze swojej pozycji, znajdując się pod wpływem autorytetu osób dorosłych, nie są w stanie realnie rozpoznać swojej sytuacji i zagrożenia – stwierdziła.

Źródło: gazeta.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close