Kiedy rozmawialiśmy z nim po raz pierwszy, chciał za wszelką cenę zostać z rodziną w Polsce. Później jednak wraz z żoną i synkiem zamieszkał w Dnieprze, a gdy 24 lutego putinowska Rosja zaatakowała jego ojczyznę, postanowił ruszył bronić jej wolności. Jest jednak problem. Z powodu wojny nie może zarabiać, a jego chory synek potrzebuje jak najszybszej rehabilitacji, by wrócić do zdrowia.
Andrii Vaskivskyi długo wahał się, czy założyć zbiórkę w internecie. To skromny, ciężko pracujący człowiek, który nie lubi prosić o pomoc. Teraz jednak był do tego zmuszony. Dla swojego kraju i ukochanej rodziny.
Walczy o synka, żonę i swój kraj
Pan Adrii na własne oczy widzi przerażające rzeczy, jakich dopuszczają się rosyjscy najeźdźcy w jego kraju. Gdy dziś rozmawiał z reporterem Faktu, zostały uruchomione syreny alarmowe ostrzegające przed ostrzałem rakietowym. Jak mówi nasz rozmówca, codziennie jest świadkiem tragedii.
W niedzielę wczesnym popołudniem w jego najbliższej okolicy zginął 12-letni chłopiec. Przyniósł do domu coś, co okazało się amunicją z pocisku kasetowego. Nie ma informacji jak doszło do eksplozji i czy ktoś jeszcze ucierpiał.
Mężczyzna jest świadomy, że naraża swoje życie. Ale czuje, że musi to zrobić. – Dojrzałem myślami do tego, aby iść na front, bronić swojego kraju i zatrzymać działania wojenne na tym etapie, jaki jest – mówi pan Anrdii.
Dodaje, że nigdy nie służył w wojsku i nie ma doświadczenia w działaniach wojennych. Ale ma już tego wszystkiego dość. – Ani pracować nie mogę, nigdzie nie można pojechać, cały czas podenerwowani żyjemy. W dodatku potrzeby finansowe są bardzo duże. Chodzi o zwykłe życie, ale też o mojego syna – podkreśla mężczyzna.
Mały Daniel ma niewiele czasu, by wrócić do zdrowia
Syn pana Andrija, Daniel niedługo skończy 3 latka, ale zatrzymał się w rozwoju. – Przez to, że jest w dość późnym wieku, mamy mało czasu na to, aby wyciągnąć go z tej „dziury rozwojowej”. Chodzimy z nim do neuropsychologa, na zajęcia gdzie mają mu pomóc bardziej sprawnie posługiwać się swoim ciałem i uruchomić potrzebę nauki mowy – wyjaśnia mężczyzna.
Chłopczyk uczęszcza też na specjalistyczne zajęcia rozwojowe, na których uczy się wielu rzeczy, które dzieci w jego wieku już mają opanowane. – Mój syn jest bardzo pracowity, każde zajęcie uwielbia i bardzo się na nich stara – dodaje dumny tata.
Rodzice odwiedzili z synkiem już wielu lekarzy. Na szczęście to już za nimi, bo w obecnych, wojennych realiach leczenie jest znacznie utrudnione. Dziecko ma przez sobą co najmniej półtora miesiąca terapii. Musi też chodzić do przedszkola, aby mieć kontakt z rówieśnikami i szansę na normalny rozwój.
– Dziennie wydajemy na tę chwilę ponad 120 zł, a ta kwota z czasem będzie rosnąć. Większa część pieniędzy ze zbiórki pójdzie na syna. Za to co zostanie, postaram się zakupić sprzęt, jaki uda mi się zdobyć. Z tym niestety jest duży problem – mówi mężczyzna.
Dodaje, że część pewnie uda mu się wziąć od wolontariuszy. – Ale myślę, że wszyscy się zgodzą, że lepiej jest odciążyć resztę ludzi i postarać się samemu przygotować cały osprzęt, jedzenie i ubranie – podsumowuje.
Źródło: fakt.pl