Najpierw dusił kolegę, a kiedy odkrył, że ten nie żyje, wywiózł ciało do lasu i spalił, aby uniknąć odpowiedzialności. Mimo tak brutalnych okoliczności, oskarżony o zabójstwo Sławomir Z. (31 l.) usłyszał w Rzeszowie zaskakujący wyrok. Kara to tylko… 7,5 roku więzienia.
Ta zbrodnia jesienią 2020 r. wstrząsnęła mieszkańcami Sędziszowa Małopolskiego na Podkarpaciu. Zginął mieszkaniec tego miasta – 40-letni Andrzej B. – mąż i ojciec 8-letniego synka. W dniu tragedii, wieczorem, specjalnie dla niego ulepił z pierwszego śniegu małego bałwanka. Ustawił go na parapecie za oknem, aby chłopiec miał rano niespodziankę. Zrobił też zdjęcie i zamieścił na Facebooku. Potem mężczyzna wyszedł na spacer z psem. Wtedy spotkał Sławomira, który zaprosił go na domową imprezę. Obaj kumplowali się 15 lat.
Andrzej postanowił zajrzeć tylko na chwilę. W końcu były Andrzejki i miał imieniny.
W trakcie spotkania atmosfera nagle zgęstniała. A zaczęło się od błahostki. Sławek miał wytknąć gościowi, że ten pomazał mu ścianę flamastrem, a potem wyrzucał mu jakieś żale z przeszłości. Sławomir Z. nie był kryształową postacią. Obracał narkotykami i wszystkich wokół podejrzewał, że na niego donoszą.
Andrzej nie chciał słuchać tych oskarżeń. Wstał i ruszył do wyjścia. Wtedy Sławomir Z. uderzył go w głowę, a potem ramieniem chwycił od tyłu za szyję i powalił na ziemię. Uścisk spowodował złamanie chrząstki krtani i utratę przytomności. Po chwili 40-latek zmarł w wyniku niewydolności oddechowo-krążeniowej.
Ciało wywiózł do lasu, a potem uspokajał wdowę
31-latek postanowił zatuszować zbrodnię. Najpierw spali bluzę ofiary. A potem ciało wrzucił do bagażnika. Namówił kolegę Kamila Ł. i pojechali wywieźć ciało do lasu w pobliżu wsi Boreczek. Tam je podpalili.
Sławomir Z. postanowił się ulotnić. Zanim wyjechał z miasteczka, spotkał na osiedlu żonę Andrzeja, która była bardzo zaniepokojona. Wszędzie szukała męża. Uspokajał ją, żeby się nie martwiła, bo na pewno wróci. Obiecał, że pomoże i że też będzie prowadził poszukiwania.
Niebawem makabryczna prawda wyszła na jaw. Przypadkowe osoby odkryły spalone zwłoki. Wkrótce policja zatrzymała 31-latka, który ukrył się u dziewczyny w Krakowie.
Sławomir Z. został oskarżony o zabójstwo. Prokuratura domagała się dla niego 15 lat więzienia. – Mój klient nie chciał pozbawić życia kolegi i na to się nie godził. Przepraszał za to, co się wydarzyło. To był nieszczęśliwy wypadek na nieszczęśliwej imprezie – przekonywał mecenas.
Sąd kierował się opinią biegłych
Wyrok Sądu Okręgowego w Rzeszowie zapadł 5 maja i okazał się zaskakujący.
Sławomir Z. został uniewinniony od zarzutu zabójstwa. Skazano go natomiast za nieumyślne spowodowanie śmierci.
Sąd wyjaśnił, że kierował się opinią biegłych. Stwierdzili oni, że sprawca tylko lekko dusił ofiarę, czym nie mógł spowodować śmierci, a co najwyżej obrażenia powyżej 7 dni. Złamanie chrząstki, leczy się samoistnie – zaznaczyli biegli. To, że mężczyzna zmarł było wynikiem splotu okoliczności m.in.: jego schorzeń, wcześniej wypitego alkoholu i amfetaminy, którą został poczęstowany na imprezie.
Sławomir Z. został uniewinniony także od zarzutu zbezczeszczenia zwłok. Sąd uznał, że jego zamiarem nie było ich znieważenie, ale tylko zatarcie śladów, dla uniknąć odpowiedzialności.
Wyrok byłby jeszcze niższy, gdyby nie inne sprawy narkotykowe oskarżonego, które połączono w tym samym procesie. Kara łączna wyniosła 7,5 roku więzienia. Mężczyzna dodatkowo ma do zapłacenia 150 tys. zł zadośćuczynienia dla wdowy, która była oskarżycielką posiłkową.
Koledzy też byli oskarżeni
W tym samym procesie oskarżeni byli także zamieszani w tragedię koledzy Sławomira Z. Jeden z nich odpowiadał za nieudzielenie pomocy, a drugi za zbezczeszczenie zwłok i pomoc w uniknięciu odpowiedzialności przez głównego sprawcę. To właśnie tylko za ten drugi czyn sąd skazał Kamil Ł. na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Michał K. został natomiast uniewinniony.
Wyrok nie jest prawomocny.
Źródło: fakt.pl