„Tato, już wracam, zapal światło na podwórku” – tego zdania ojciec 15-letniego Kuby nie usłyszy już nigdy. Chłopiec został bestialsko zamordowany za to, ze odważył się stanąć w obronie koleżanki. Jego oprawca był kilka lat starszy i o wiele większy od niego. Pan Paweł, z zawodu policjant, nie może uwierzyć, że jego młodszy syn za pomoc drugiemu człowiekowi zapłacił najwyższą możliwą cenę.
Tragedia na Wzgórzu Zamkowym
Do tej tragedii doszło 10 maja ubiegłego roku w Lubinie (woj. dolnośląskie). 15-letni Kuba wraz z dwiema koleżankami wybrali się na nocny maraton filmowy, który odbywał się w lokalnym kinie. W oczekiwaniu na drugi seans, poszli na spacer. Na Wzgórzu Zamkowym na drodze stanęli im Karol F. (20 l.), Sebastian H. (21 l.) i Dawid M. (23 l.), którzy zaczęli znęcać się nad dziewczynkami. Nastolatek stanął w obronie koleżanek. Przypłacił to życiem.
Karol F., przy którym Kuba wyglądał na jeszcze młodszego niż był, wyjął nóż i zadał chłopcu cios w pierś. Potem uciekł do znajomych. Wszyscy trzej odeszli w stronę pobliskiej galerii. 20-latek nie omieszkał pochwalić się kolegom, co zrobił. Oni jednak nie zamierzali udzielić chłopcu pomocy. Po krótkich poszukiwaniach zakrwawionego Kubę znalazły jego koleżanki. Natychmiast wezwały pomoc, ale rana okazała się tak poważna, że nastolatka nie udało się uratować.
Brat zamordowanego 15-latka: Następnego dnia miał bierzmowanie
Kuba na co dzień mieszkał ze starszym bratem, macochą i tatą policjantem w niewielkiej miejscowości pod Lubinem. Fakt24 dotarł do poruszających słów najbliższych ofiary. Brat Kuby, Michał (19 l.) wspominał, że to był jeden ze zwyczajnych dni. Nikt nie przeczuwał nadchodzącej tragedii. Ok. 22.00 zadzwonił do niego Kuba mówiąc, że jest z koleżankami w kinie. 19-latek przypomniał mu tylko, że następnego dnia ma bierzmowanie i kazał mu wrócić najwcześniejszym porannym busem. Nie wiedział, że to jego ostatnia rozmowa z młodszym bratem.
Gdy koło północy zadzwonił do niego, by skontrolować sytuację, odebrała zapłakana dziewczyna. Była tak spanikowana, że początkowo w ogóle nie mógł jej zrozumieć. „Powiedziała mi przez telefon, że Jakub leży. Krzyknąłem, żeby się uspokoiła i szybko zadzwoniła po karetkę i na policję. Zapytałem, gdzie są. Powiedziała mi, że gdzieś w Lubinie koło zamku” – opowiadał potem śledczym. Rozmówczyni wyjaśniła mu, że gdy siedzieli we troje na ławce, podszedł do nich jakiś chłopak i zaczął wyzywać jedną z dziewczyn. Gdy 154-latek stanął w jej obronie, został zaatakowany.
Michał natychmiast zadzwonił po znajomych i razem pojechali samochodem do Lubina. Gdy biegł we wskazane miejsce, został zatrzymany przez policjanta. „Wszystko mu opowiedziałem. Policjant powiedział, że muszę się z nim udać na komendę, a ja odpowiedziałem, że nigdzie nie pojadę. Jeden z policjantów złapał mnie za rękę, ale byłem w takim szoku, że spanikowałem. Wyrwałem się i pobiegłem przed siebie. Już wtedy wiedziałem, co się stało z bratem i byłem w wielkim szoku. Po jakimś czasie się zatrzymałem i policjant mnie złapał” – relacjonował chłopak. Nie było mu już dane zobaczyć brata.
Ojciec Kuby: Babcia nie umiała wyjaśnić, czemu wnuka u niej nie było
Paweł Z. (43 l.) obudzony przez policjanta w środku nocy, nie mógł uwierzyć, że jego młodszy syn został zamordowany. „Po raz ostatni syna widziałem w piątek rano. Obudziłem Kubę do szkoły, jak codziennie i rozjechaliśmy się” – mówił później. Wdy tego dnia wrócił z pracy, 15-latka już nie było. Zadzwonił do taty i powiedział, że jedzie do Prochowic, gdzie miał iść do spowiedzi. Potem zamierzał pojechać z kolegami do Lubina coś zjeść. O kinie ani koleżankach z jakiegoś powodu nie wspomniał.
Pan Paweł ponownie zadzwonił do syna ok. 19.30. „Powiedział mi, że wraca z Lubina i wszystko jest w porządku. (…) Miałem wrażenie, że rzeczywiście wracał busem, ponieważ w tle było słychać, jakby jechał pojazdem” – zeznawał. Kuba miał przenocować u babci Leokadii. „On tam często nocował, zazwyczaj w weekendy. Z rana syn miał iść na mecz piłki nożnej, ponieważ trenuje w zespole Prochowiczanka. Po meczu miał wrócić do domu i mieliśmy pojechać na jego bierzmowanie” – wyjaśnił.
Gdy kontrolnie zadzwonił do niego po 21.00, nastolatek już nie odebrał. Ojca to jednak nie zaniepokoiło, bo, jak mówi, „syn nie zawsze odbierał”. „Dwa razy próbowałem się do niego dodzwonić, ale wiedziałem, że jest u babci i że jest wszystko ok, bo wszystko mieliśmy ustalone. (…) Babcia nie potrafiła mi wyjaśnić, dlaczego Kuba w dniu zdarzenia był w Lubinie. Byłem przekonany, że jest w domu. Bywało tak, że jak spał u babci, to nie mieliśmy kontaktu” – tłumaczył śledczym.
Około 01.00 w nocy pana Pawła obudził telefon od policjanta z Lubina: „Powiedział, że mój syn nie żyje”.
„Był raczej strachliwy. Miał swój pokój, gry, miał zaplanowane życie”
Jak wspomina jego tata, Kuba był osobą energiczną, ale nigdy nie sprawiał żadnych problemów. Był zwykłym nastolatkiem. Miał swój pokój, gry, miał zaplanowane życie. Syn chciał iść do szkoły górniczej, choć ojciec doradzał mu gastronomię. „Od 6. roku życia grał w piłkę nożną regularnie co weekend. Był normalnym chłopakiem. Dla mnie dziwne jest to, że on się tam znalazł, bo był wręcz strachliwy. Nigdy nie zostawał sam na górze w domu, bo bał się tam siedzieć. Była taka sytuacja, że nawet trener po treningu go odwoził. Wtedy dzwonił do mnie i mówił: tato, już wracam, zapal światło na podwórku” – podkreślał mężczyzna.
Przed sądem dodał, że jego zdaniem Kuba bałby się brać udział w jakiejś bójce. „Tym bardziej, że dla tych młodych ludzi był dzieckiem, był bardzo chudy” – zaznaczył. „Jeżeli Kuba faktycznie skoczył po te okulary, to taka osoba nie zasługuje, żeby ją zabijać. Sam jestem policjantem. Jesteśmy tak wychowani, że ludziom się pomaga” – dodał zrozpaczony ojciec.
Kubie imponował starszy brat, który uczy się w Lubinie. Był nim zafascynowany. On także chciał kontynuować naukę właśnie w tym mieście. „Czuł się tam bardzo dobrze i chyba dlatego odważył się tam jechać” – wysunął tezę pan Paweł. Ojciec Kuby nie znał dziewczyn, z którymi chłopak był tamtego wieczoru. „Telefonicznie powiedział mi, że był z chłopakami i tylko tyle wiem. (…) Nie wiem kto mu to zrobił. Żądam ścigania i ukarania sprawców” – podkreślał.
„Niby Karol 14-latkowi kosę zaj**ał debil. Ch*j mnie to, nie moja sprawa”
To fragment serii wiadomości pochodzących prawdopodobnie z telefonu Dawida M. W aktach znalazł się zrzut ekranu z całości wypowiedzi: „Co oni odj**ali. Bastek sam prowokował. I sam liście od dziewczyny dostawał. Więc mam wy***ane. Niby Karol 14-latkowi kosę zaj**ał debil. Ch*j mnie to, nie moja sprawa. Mówiłem, żeby się ogarnęli”.
Śledztwo zakończyło się w styczniu tego roku i ruszył proces. 12 marca odbyła się ostatnia rozprawa przed ograniczeniami wprowadzonymi na czas pandemii koronawirusa. Główny oskarżony, Karol F. został doprowadzony z aresztu śledczego, w którym cały czas przebywa. Pojawił się również Sebastian H., jednak zabrakło trzeciego oskarżonego, Dawida M. W jego imieniu w sądzie pojawił się adwokat. Kolejne dwie rozprawy zostały odwołane.
Wszystkich trzech mężczyzn zatrzymano jeszcze tej samej feralnej nocy. Karol F. przyznał się do użycia noża, ale zaprzeczył, jakoby chciał zabić 15-latka. Z kolei Sebastian H. i Dawid M. nie przyznali się do popełnienia zarzucanych im czynów. Tymczasem okazało się, że ten ostatni, ma na sumieniu coś jeszcze! W jego telefonie znaleziono dziecięcą pornografię. Za to przestępstwo grozi mu od 3 miesięcy do nawet 5 lat więzienia. Za nieudzielenie pomocy rannemu 15-latkowi i niepowiadomienie służb grozi do 3 lat, a główny oskarżony za zabójstwo może dostać nawet dożywocie.
1
Nastolatek stanął w obronie koleżanek, nad którymi znęcali się młodzi mężczyźni
2
Karol F., przy którym Kuba wyglądał na jeszcze młodszego niż był, wyjął nóż i zadał chłopcu cios w pierś
3
15-latek nie dożył zaplanowanego na następny dzień meczu i bierzmowania
4
Karol F. odebrał mu życie z sobie tylko znanych powodów
5
Potem uciekł do znajomych. Wszyscy trzej odeszli w stronę pobliskiej galerii
6
20-latek nie omieszkał pochwalić się kolegom, co zrobił. Oni jednak nie zamierzali udzielić chłopcu pomocy
Źródło: fakt.pl