Monika Kociołek, gwiazda Teamu X, kupiła psa – połączenie pudla i bichona – frispoo. Influencerka z ponad milionem obserwujących na Instagramie zabrała zwierzę na obóz organizowany przez agencję, gdzie wypoczywa mnóstwo dzieci. Wcześniej Team X nagrał filmik, w którym dziewczyny przekazywały sobie psy jako nagrodę za dobrą odpowiedź na pytanie. Czworonogi pochodziły z hodowli, która sprzedaje zakazane kolory buldogów.
Ta sytuacja pokazuje jak na dłoni szereg systemowych problemów z ochroną zwierząt domowych w Polsce.
Посмотреть эту публикацию в Instagram
Monika Kociołek zabrała ze sobą świeżo kupione szczenię na obóz Teamu X, gdzie znajduje się mnóstwo dzieci, które już wcześniej męczyły psa innej członkini Teamu X. Na jednej z relacji nowy pies Moniki gryzie kabel, a komentarz influencerki brzmi: „nie zauważyłam”. Na innej pies chowa się za kanapą.
Psy frispoo pochodzą z hodowli nieuznawanych przez Związek Kynologiczny w Polsce. Mimo iż nie są uważane za rasę – stanowią hybrydę, mieszankę, czyli są kundelkami – właściciele zarabiają na nich jak na rasowych psach, a specjaliści nie mają żadnej kontroli nad tym, jak obciążone genetycznie będą urodzone pieski. Ważne, by były słodkie i ładne. Jak zabawki.
I by można na nich zarobić – zarówno przez pseudohodowców, jak i przez influencerów.
Karolina Korwin Piotrowska pisała o tym tak:
„Pies to obowiązek, czas, cierpliwość, to żywa istota, która nie powinna być modnym dodatkiem do debilocelebryty. Protezą jego kariery, sposobem na lajki i zasięgi oraz kontrakty reklamowe. Dlaczego nic u nas tego nie reguluje?”.
Plaga pseudohodowli u celebrytów
Podobna sytuacja miała miejsce ponad miesiąc temu z Julią Wieniawą. Aktywistka Malwina Łapińska tłumaczyła, że psy-hybrydy są nieprzebadane, a ich kupowanie to wspieranie pseudohodowli, które bez żadnej kontroli rozmnażają zwierzaki dla zysków. Często z poświęceniem ich zdrowia i życia, gdy powstają wady genetyczne, z którymi zwierzę musi żyć do końca życia. Jej stories „Pseudohodowle” można znaleźć na Instagramowym profilu @nie.pełnosprytna.
„Kupując hybrydy z pseudohodowli, wspieracie krzywdzenie zwierząt. Nie nazywajcie się miłośnikami, skoro świadomie je krzywdzicie. Wstyd” – pisała wtedy Malwina Łapińska.
Karolina Korwin Piotrowska jeszcze wcześniej uwrażliwiała na to, że moda na hybrydy jest niebezpieczna, bo psom grozi wiele chorób genetycznych. A dla właścicieli to wielki zarobek: nawet 10 tys. zł za psa.
„Choroby genetyczne są pewne, głównie oczy (te wycieki często widoczne na zdjęciach), uszy, zęby i serce. O wielu chorobach tych ras jeszcze nie wiadomo, bo Instagram jest młody, celebryckie mody na psy też, ale dzisiaj rozmawiałam z lekarzem i mówi wprost: tu jest masa chorób genetycznych, te zwierzęta będą się męczyć, będą wymagać opieki i to może nieładnie wyglądać na zdjęciach. Ale kto bogatemu zabroni” – mówiła wtedy Korwin Piotrowska.
Źródło: goniec.pl