Od kilku tygodni media żyją aferą związaną z Tomaszem Lisem i zarzutami kierowanymi przez jego byłych już pracowników z redakcji „Newsweeka”. Dziennikarz musiał pożegnać się z funkcją redaktora naczelnego. Teraz musi jednak skupić się głównie na ratowaniu nadszarpniętego wizerunku, bo oskarżenia pod jego adresem są poważne. Szefów o jego zachowaniu poinformowała wieloletnia współpracownica Renata Kim. Wśród pracowników gazety mówi się jeszcze o jednej dziennikarce, którą miał dość osobliwie potraktować…
Tomasz Lis chyba nie spodziewał się, że jego dziesięcioletnia kariera w tygodniku „Newsweek” zostanie tak nagle przerwana.
Decyzja podjęta przez szefów wydawnictwa zaskoczyła także osoby z redakcji, choć chyba specjalnie nad tym faktem nie ubolewali.
Gdy pojawił się tekst Szymona Jadczaka, w którym wypowiedziało się kilkunastu podwładnych Lisa, okazało się, że dziennikarz zgotował im w pracy piekło. Pojawiły się zarzuty o niestosowne zachowanie, a nawet mobbing.
Lis przytulał młodą dziennikarkę na kolegium
W magazynie „Press” dwóch członków redakcji wspomina sytuację z 23 maja. Na kolegium było kilkanaście osób, parę zdalnie. Obok naczelnego usiadła niedawno zatrudniona młoda dziennikarka Karolina. W pewnym momencie Lis miał wstać i zacząć ją obłapywać…
„Miało to obrazować uściski prezydentów Dudy i Zełenskiego podczas spotkania w Kijowie, które miało miejsce poprzedniego dnia. Wszyscy zamarli, nikt nie zareagował” – zdradza pracownik w rozmowie z „Press”.
Jednak inny pracownik odebrał to jako zwykły „żart”…
„Doszukiwanie się tu czegokolwiek jest nadużyciem. A już mówienie o molestowaniu to absurd” – broni Lisa jeden z redaktorów. Z naszych informacji wynika jednak, że większość obecnych nie widziała w tym nic śmiesznego, podobnie jak sama obłapiana przez Lisa kobieta.
Autor artykułu z „Press” zasugerował też, że Lis miał ją traktować dość wyjątkowo i dawał jej fory.
„Na pewno ją forował. Szybko zaczęła publikować w papierowym 'Newsweeku’. Miała nawet swoją okładkę, czyli tekst zapowiadany zdjęciem na pierwszej stronie” – mówi „Press” informator.
Dziennikarka nie chciała komentować publicznie sprawy ani nie zgodziła się na ujawnianie jej nazwiska. Natomiast autor z „Press” i tak uznał za stosowne podanie jej personaliów i konfrontowanie z „anonimowymi” obrońcami Lisa.
„Nie mam przestrzeni na rozmowę. Pomijając fakt, że nie mam nic rewolucyjnego do powiedzenia, to nie podoba mi się, że w tak ważkiej sprawie stawia się na to tylko, by szybko zrobić temat. Nie czuję się komfortowo i bezpiecznie” – napisała autorowi w sms-ie dziennikarka.
Źródło: pomponik.pl