Zostawił po sobie powieści, wiersze, dzienniki. Pisał podczas podróży i wędrówek – był typem nomady, swoje utwory zmieniał, aktualizował, wiersze i piosenki śpiewał sam przy gitarze. Ale znane są też z wykonań wielu wspaniałych artystów m.in. Piotra Fronczewskiego, Anny Chodakowskiej, zespołu Hey.
Edward Stachura: żył jak wolny człowiek
Samobójstwa próbował trzykrotnie, za czwartym razem się udało. Zmarł w swoim mieszkaniu na warszawskiej Pradze, 24 lipca 1979 roku. W dzienniku który prowadził przed śmiercią pisał: „Zjeździłem pół świata, w tylu miejscach byłem. Człowiekowi-nikt wszędzie było dobrze. Edwardowi Stachurze tu i ówdzie było nieźle. Mnie, cieniowi Edwarda Stachury wszędzie jest teraz źle. Nie mogę sobie znaleźć miejsca. (…) Chciałem i nawet jeszcze chciałbym zaczepić się jakoś o ten świat, ale ciągle mi się to nie udaje”.
Edward Stachura w latach 70. i 80. był jednym z najpopularniejszych polskich pisarzy. Dla młodych ludzi był jak iskra, swoim życiem pokazywał, że w każdej rzeczywistości można być wolnym. I zawsze można mieć wybór, choć jest za to cena. Sam był z natury „tułaczem ”, outsiderem, wędrowcem pomieszkującym tu i tam, włóczykijem, który pracuje dorywczo. Tak też wykreował swój literacki wizerunek. Nie było w tych książkach miejsca na żadne odniesienia polityczne, choć za jego czasów działo się niemało (choćby Marzec’68), jakby PRL w ogóle dla niego nie istniał. Ikoniczny obraz Stachury – i milionów jego wielbicieli, to młody mężczyzna w dżinsach, z torbą podróżną i gitarą, przy której śpiewał swoje wiersze. Młodzi wrażliwcy odnajdywali w jego prozie swoje rozterki, kłopoty z nieprzystosowaniem, pytania o sens życia. Stachura buntował się przeciwko „życiu na niby” , miał pragnienie intensywnego, zachłannego przeżywania każdej chwili. Pisał, że „wszystko jest poezją”, dlatego trzeba doskonalić swoją ciekawość świata, a nie spać na jawie.
Edward Stachura pisał: „Życie to nie teatr”
Powtarzano sobie jego powiedzonka w rodzaju: „Wszystko przemija nawet najdłuższa żmija”. Albo: „Wódka ma dwa rodzaje: jest dobra i bardzo dobra”. Kto nie znał jego prozy, znał wiersze i piosenki, jedną z nich „Życie to nie teatr”, warto przytoczyć, brzmi jak wyznanie:
Życie to jest teatr, mówisz ciągle, opowiadasz;
Maski coraz inne, coraz mylne się zakłada;
Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra
Przy otwartych i zamkniętych drzwiach.
To jest gra
Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam;
Życie to nie tylko kolorowa maskarada;
Życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest;
Wszystko przy nim blednie, blednie nawet sama śmierć!
Ty i ja – teatry to są dwa!
Ty i ja!
Ty – ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
Nawet kiedy źle ci jest, to nie jest źle.
Bo ty grasz!
Ja – duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz kaleką nie ja jestem, tylko ty!
Dzisiaj bankiet u artystów, ty się tam wybierasz;
Gości będzie dużo, nieodstępna tyraliera;
Flirt i alkohole, może tańce będą też,
Drzwi otwarte zamkną potem się.
No i cześć!
Wpadnę tam na chwilę, zanim spuchnie atmosfera;
Wódki dwie wypiję, potem cicho się pozbieram;
Wyjdę na ulicę, przy fontannie zmoczę łeb;
Wyjdę na przestworza, przecudowny stworzę wiersz.
Ty i ja – teatry to są dwa.
Ty i ja!
Ty – ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
I niezaraźliwy wcale jest twój śmiech.
Bo ty grasz!
Ja – duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz gdy śmieje się, to w krąg się śmieje świat!
Edward Stachura urodził się na emigracji, we Francji
Edward Stachura urodził się w 1937 roku w Charvieu, w rodzinie polskich emigrantów we Francji. Był drugim dzieckiem Stanisława i Jadwigi Stachurów. Na chrzcie otrzymał imiona Jerzy Edward (zmiany na Edward Jerzy dokonał dopiero w Polsce). Dzieciństwo Steda – tak siebie nazywał, było biedne i ten niedostatek naznaczył go na całe życie. Nie przywiązywał wagi do spraw materialnych, potrafił żyć za marne grosze. W razie czego zarabiał grą w pokera. Rodzina wróciła do Polski w 1948 roku. Mieli pojechać do Gliwic, ale ostatecznie osiedli w rodzinnej miejscowości mamy poety – w Łazieńcu koło Aleksandrowa Kujawskiego.
Stachura miał 14 lat, kiedy wyjechał z domu, wcześniej uciekał, miał konflikt z ojcem, matka próbowała ich godzić, ale to się nie udawało. Sted chodził do liceum w Ciechocinku, maturę robił w Gdyni, studiował w Toruniu, wreszcie, w końcu lat 50. wylądował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, gdzie studiował romanistykę (dokończył ją w Warszawie). Pojechał tam, by uciec przed wojskiem. Jego mama Jadwiga Stachura we wspomnieniowej książce o poecie tłumaczyła: „Edziu chciał za dużo naraz, on się zamęczał i dlatego… Ja się spieszę tylko do kościoła. Kto jest cierpliwy, zwycięży. Mówiłam to Edziowi, ale on, gdzie tam mnie posłuchał. Mówił: Mamusiu, ja za krótko będę żył i mogę nie zdążyć”.
Prześladowała go bieda, dla pieniędzy grał w pokera
Na studiach dał się poznać, jako hazardzista, grał w pokera i tak zarabiał na życie, wygrywał na przykład od kolegów ubrania i zegarki. Spał na dworcu, zdarzało mu się żebrać. Na pomoc materialną z domu nie miał co liczyć. Dorobił się opinii szulera, napisano o nim nawet taki artykuł w jednej z lubelskich gazet. W akademiku mieszkał w wieloosobowej sali z piętrowymi łóżkami, nie było mu łatwo skupić się na pisaniu. „Inaczej wyobrażałem sobie swoje studia. Nie mam akademika ani stypendium. (…) Jestem prawie w beznadziejnej sytuacji. Nie mam złamanego grosza przy duszy i nie mam gdzie spać. Mieszkam, gdzie się da, raz tu, raz tam, trafiając najczęściej na dworzec. Wyciąganie forsy od kobiet napawa mnie wstrętem. Czynię to jednak nadal, gdyż inaczej umarłbym z głodu albo musiałbym zrezygnować ze studiów (…)”, pisał w liście do swojego przyjaciela i mentora Mieczysława Czychowskiego. Nie był alkoholikiem, ale pił dużo. Stan abstynencji nazywał egzotycznym. „Ciekawe to jest i egzotyczne bardzo”.
FOT. BYŁ TAKŻE BARDEM, CZĘSTO PODRÓŻÓWAŁ Z GITARĄ, SAM ŚPIEWAŁ SWOJE WIERSZE. NA ZDJĘCIU W CZASIE PODRÓŻY DO UKOCHANEGO MEKSYKU, 1969/70. FOT: MUZEUM LITERATURY/EAST NEWS
Książkowo zadebiutował w 1962 roku zbiorem opowiadań „Jeden dzień”. I zachwycił samego Jerzego Iwaszkiewicza. „Jeden dzień” wzbudził we mnie uczucia obce tym, co piszą o książkach: entuzjazm i wzruszenie (…) jakie to wszystko młode i pełne zachwytu”, pisał mistrz Iwaszkiewicz. Z kolei powieść Stachury „Siekierezada” z 1971 roku stała się kultowa. Dorobiono do niej bieszczadzką legendę pisarza – bo niby gdzie można poczuć się wolnym i spotkać prawdziwych ludzi, jak nie Bieszczadach? Miała taką siłę oddziaływania, że w Bieszczadach odbywały się latami Stachuriady (zloty fanów pisarza), chociaż książka nie ma z tymi górami nic wspólnego.
W latach 80. kiedy po książki Stachury stały kolejki, „Siekierezadę” sfilmował Witold Leszczyński, a główną rolę zagrał Edward Żentara, który wtedy był aktorskim odkryciem. Życie dopisało jednak ponury epizod do tej historii – Żentara w 2011 roku również zmarł śmiercią samobójcą, podcinając sobie żyły.
Spotkanie z pierwszą żoną: To była miłość niespotykana
Stachura nie był najłatwiejszym partnerem. Podobno kobiety albo idealizował albo poniżał. Pisał o sobie:
„Ja cóż, włóczęga, niespokojny duch
Ze mną można tylko pójść na wrzosowisko
I zapomnieć wszystko”.
Swoją pierwszą żonę Zytę Annę Bartkowska, studentkę filozofii, pisarkę, tłumaczkę poznał w 1960 roku. „To była wielka miłość. Zarówno w tamtych czasach, jak i dzisiaj zupełnie nie spotykana. Wielokrotnie podziwiałam ich wzajemne uczucie, kiedy podczas różnych okazji spotykaliśmy się w Aleksandrówku” – wspomina Eliana, siostra pisarza. Pobrali się w 1962 roku i spędzili ze sobą 10 lat. Mieszkali w niewielkiej kawalerce w Warszawie, z psem i kotem Fiodorem – prezentem od Jonasza Kofty. To był zadbany, można by powiedzieć mieszczański dom. Stachura sypiał w piżamie, bardzo dbał o mieszkanie, prosił gości o zakładanie sukiennych osłon na buty. Brakowało im pieniędzy, czasem tak bardzo, że nie mieli na obiady. Żyli z pożyczek, stypendiów, wyproszonych przez poetę spotkań autorskich (płatnych) i okazjonalnie z pokera.
Zyta Bartkowska (znana też jako Zyta Oryszyn) miała być tą jedna jedyną na całe życie. Ale z czasem zaczęli się od siebie oddalać. Stachura miał już myśli samobójcze, czuł, że przestają się rozumieć, próbował zawalczyć o związek. Niestety w 1972 roku ich małżeństwo się rozpadło. W swoich zapiskach Stachura notował: „Wiem, że kochałem i kocham jak nikt inny nie kochał na tej śmierdzącej zafajdanej planecie i wiem, że mam prawo płakać teraz i za kilka dni (…) a może już za chwilę żyły sobie podciąć, bo nie mam już nic (…) dlatego umrzeć chcę, żeby nigdy nie przestać Ciebie kochać”. Rok po rozwodzie podczas stypendium w USA poznał Barbarę Czochralską, która szybko stała się dla niego intelektualną partnerką do dyskusji.
Nie był już Edwardem Stachurą, ale Człowiekiem-nikt
Edward Stachura pokochał jeszcze jedną kobietę – Danutę Pawłowską. Była córką jego znajomych, dziewczyną młodszą o 21 lat. Wpatrzoną w niego jak w obraz licealistką z Torunia. Kiedy zaczęli być parą, on miał 39 lat, ona 18. Poznali się w 1976 roku i byli razem przez dwa lata. Pisał do niej: „Wtedy, kilka miesięcy temu, kiedy Cię zobaczyłem PRZELOTNIE, to już wtedy bardzo wyraźnie zabiło mi serce. Nie mogłem tego nie poczuć, bo ono – serce już od kilku lat nic, nic, nic; siłą woli żyłem i wiarą w niezłomny cud. Że się zdarzy. Untarnished faith is victorious” (Nieskalana wiara zwycięża).
Zamieszkali razem w jego kawalerce w Warszawie, ale szczęśliwie przeżyli tylko rok. Edward Stachura zaczął się zmieniać, nie chciał być już Stedem, tylko „Człowiekiem-nikt”, na kartach powieści i życiu. Pisał filozoficzne rozważania wydane w tomie „Fabula rasa”. „Zaczął mówić o tym, że trzeba się pozbyć własnego „ja”, które jest źródłem pragnień i lęków. Że liczy się tylko wieczne „teraz”. Działał jak nauczający”, pisała po latach Danuta Pawłowska-Skibińska. I dodawała: „Obcowanie ze Stachurą stawało się męczące. Znajomi dzwonili i zapraszali na wino, a on od razu zaczynał od tego, czym jest samo pragnienie, czym jest wino”.
Ostatni raz rozmawiali w jego rodzinnym Łazieńcu, dwa tygodnie przed śmiercią. Pisarz miał już za sobą próbę samobójczą. Wszedł pod elektrowóz, maszynista wyhamował, ale Stachura stracił cztery palce prawej dłoni. Poszedł wtedy do szpitala, gdzie rozpoznano u niego psychozę depresyjno-urojeniową. Cały czas był na lekach. Mówił, że nie czuje żadnego smaku, żadnego smaku życia. A jednak kiedy Danuta dowiedziała się o jego śmierci, była w szoku. Ostatnią narzeczoną Stachury nazywana jest Marta Kucharska, jego wielbicielka i czytelniczka. Spotykali się czasem zaplanowanie, czasem on zatrzymywał się u niej. U Stachury nie ma o tej znajomości wzmianki, być może nie była dla niego tak ważna, jak dla Marty. „Samo moje oddanie, moja przyjaźń, miłość, wierność to za mało, żeby on mógł w tym odnaleźć sens życia, którego ja w tym wieku jeszcze szukałam”, wspominała. Na pewno była mu oddana i cierpliwie się nim opiekowała.
FOT. MURAL AUTORSTWA ANNY SZEJDEWIK COXIE, NA WARSZAWSKIEJ PRADZE POŁUDNIE, NIEDALEKO MIESZKANIA STACHURY. FOT: WŁODZIMIERZ WASYLUK/FORUM
List do pozostałych
O prozie Stachury mówiono, że jest życiopisaniem, co dodawało jej przejmującego autentyzmu. Tak mówił znany krytyk Henryk Bereza, który nazywał go też pisarzem z urodzenia i absolutnej konieczności. Ile było w jego pisaniu autobiografii, a ile kreacji nie ma sensu się teraz tym zajmować. W świecie małej stabilizacji Stachura był patronem ludzi wolnych duchem, niebieskich ptaków, namadów. Tragiczna śmierć nadała mu piętno poety przeklętego. Porównywano go do zmarłych młodo buntowników, takich jak James Dean czy Jim Morrison, nazywano Św. Franciszkiem z dżinsach. Dlaczego u szczytu popularności postanowił popełnić samobójstwo?
Dziennik który pisał kilka miesięcy przed śmiercią jest wyrazem wielkich psychicznych cierpień, których doświadczał. „Pisanie tyle razy ratowało mnie z ciężkich smutków, a tym razem nic z tego, choć już zapisałem tyle stron. I piszę dalej i bez smaku, ten bezsmak który całkowicie mną zawładnął jest najstraszliwszy”. Pytał siebie „Kim jestem? Czuję się jak syn zatracenia”. Pragnienie bycia Czlowiekiem-nikt, nie przyniosło mu pocieszenia, nie pozbył się swoich lęków, dopadły go jeszcze silniej. Niektórzy uważają, że miał źle dobrane leki, które zamiast osłabiać, potęgowały chorobę. Próbował się zabić trzy razy, truł się, podcinał sobie żyły, w końcu powiesił się w ciasnym korytarzu w swoim mieszkaniu. Nie miał już nawet siły odsunąć spod nóg taboretu. Był w trakcie leczenia, ale wyszedł ze szpitala bez wiedzy lekarzy i już nie znaleziono go żywego. Po jego śmierci do mieszkania weszli pierwsza żona Stachury – Zyta Bartkowska, Marta Kucharska i przyjaciel pisarza Wacław Tkaczuk. Na stole w kuchni, obok przewróconej szklanki i rozlanej herbaty, leżał rękopis pożegnalnego wiersza „List do pozostałych” przypominającego litanię:
Umieram
za winy moje i niewinność moją
za brak, który czuję każdą cząstką ciała
i każdą cząstką duszy,
za brak rozdzierający mnie na strzępy
jak gazetę zapisaną hałaśliwymi nic nie
mówiącymi słowami
za możliwość zjednoczenia się
z Bezimiennymi, z Pozasłowem,
z Nieznanym
za cudowny dzień
za cudne manowce
za widoki nad widoki …
Został pochowany na warszawskim Cmentarzu Północnym na Wólce Węglowej.
Źródło: viva.pl