Kino i muzyka

Michał Koterski: „Przez lata oskarżałem rodziców, że popsuli mi życie”

Aktor i showman. Przez 23 lata, uzależniony od narkotyków i alkoholu, prowadził życie rockandrollowca. Od ośmiu żyje w trzeźwości. W książce „To już moje ostatnie życie” Michał Koterski opowiada Beacie Nowickiej, także autorce wywiadu – bez znieczulenia – o uzależnieniach, wychowaniu w rodzinie obarczonej od pokoleń nałogami, o sławie i jej mrocznych stronach. Ale również o miłości, łasce, Bogu i życiu bez używek.

Michał Koterski: „Przez lata oskarżałem rodziców, że popsuli mi życie”

Po tym roku szokowej terapii ze mną dowiedziałeś się czegoś o sobie?

Jednej rzeczy: nic nie jest dane raz na zawsze. Cały czas jestem kruchy, muszę na siebie uważać. Ta książka bardzo mnie poturbowała emocjonalnie, a dzięki temu wzmocniła mój charakter. Pokazała mi masę słabości, wrażliwych punktów, wiem, nad czym muszę pracować. Ostatnio gdzieś przeczytałem, że „dobre czasy tworzą ludzi słabych, a ciężkie silnych”. Ja się wychowałem w epoce przełomu, kiedy nic nie było. Dorastałem na podwórku na łódzkim Manhattanie. Nikomu tego nie polecam, ale to mnie zahartowało. Łatwo się nie załamuję. Poza tym zrozumiałem, że najważniejszym fundamentem jest rodzina.

Twoja mama powiedziała: „Wiem, że słowa niczego nie zmienią, ale chciałabym przeprosić Miśka za wszystko, co było w jego życiu nie tak, jak powinno”. Nigdy nie zadałam Ci tego pytania. Przeprosiłeś mamę i tatę za piekło, które Ty im zgotowałeś?

Nie przeprosiłem… (milczenie). Cały czas w relacji z rodzicami występuję w pozycji dziecka. Moje przeprosiny objawiają się tym, że im w czymś pomagam, zapraszam do siebie na Wigilię, na moje premiery, widzą, jak się zachowuję, rozwijam, dbam o moją rodzinę. Może podświadomie uznałem, że to wystarcza… Na przeprosiny face to face nigdy się nie zdobyłem. I nie wiem, czy się zdobędę. Takich deklaracji nie będę składał. To nie jest przypadek, że jeden z ostatnich kroków AA brzmi: „Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, których skrzywdziliśmy, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych”. Ja wciąż jestem na początku drogi trzeźwienia.

Po ośmiu latach trzeźwego życia?!

Tak. I nie jest to kokieteria czy tanie usprawiedliwienie. Pamiętam, jak mój ojciec powiedział – ja wtedy wciąż byłem po drugiej stronie: ćpałem i piłem: „Wiesz, Michał, tak naprawdę zacząłem być szczęśliwy po 10 latach trzeźwienia”. Byłem w szoku: Ja p…dolę! Mam czekać 10 lat, żeby po odstawieniu narkotyków i alkoholu poczuć szczęście?! Nie mieściło mi się to w głowie i w żaden sposób do tej trzeźwości nie motywowało. Wręcz przeciwnie. Jak dziś widzę, że po dwóch czy trzech latach ktoś zaczyna opowiadać o swoim trzeźwieniu i nauczać innych, to wiem, jak to się skończy…

…powrotem do nałogu.

Dokładnie. Jedna z podstawowych zasad AA i AN brzmi: „My nie radzimy. My tylko dzielimy się własnym doświadczeniem”. Dzwonią i piszą do mnie zrozpaczone mamy, siostry, żony: „Jak mu pomóc?! Co mam zrobić?!”. Najchętniej odpisałbym: „Wyrzuć go”. Ale tego nie robię. Kiedy moja mama pierwszy raz poszła do znanego w Łodzi terapeuty z pytaniem, co ma zrobić, bo syn ćpa, odpowiedział: „Proszę go wyrzucić z domu”. Mama była w szoku: „Ale jak to?! Moje dziecko? Mojego Misia? A jak coś mu się stanie?”. On na to: „Poprosiła mnie pani o radę i ja jej pani udzieliłem. Proszę spakować Michałowi walizki i wyrzucić go z domu, a potem zmienić zamki i go nie wpuszczać. Wstrząs jest jedynym rozwiązaniem”. Uzależnionego należy kopnąć w dupę. On musi doznać wstrząsu. Mój terapeuta powtarzał: „Wierzę tobie, ale nie wierzę twojemu uzależnieniu”.

[…]

Michał Koterski: Wierzę w rodzinę i mnóstwo rzeczy robię dla niej. Ale im dłużej jestem trzeźwy, tym więcej dostrzegam w sobie niedoskonałości. Na przykład widzę, że nie poświęcałem jej wystarczająco dużo uwagi. Nie byłem wrażliwy na Marcelę, na jej potrzeby. Umniejszałem jej rolę w naszym związku. Myślałem: Ja gram wielkie role, a ona wychowuje Fryderyka. Wiadomo, co jest ważniejsze… Nieprawda. Film dziś jest, jutro go nie ma. A wychowanie dziecka wpływa na całe jego życie. To jest najtrudniejsza praca. Książka pokazała mi, gdzie rodzice nie wyrobili się w moim dzieciństwie i jakie to było ważne.

A gdzie się nie wyrobili?

Przez lata oskarżałem rodziców, że popsuli mi życie. Nie zdałem w szkole, zatrzymała mnie policja, nie wyszło mi z dziewczyną, ćpałem – to była ich wina. Wykorzystywałem ich słabości, a oni to przyjmowali z pokorą. Byli dla mnie za dobrzy, bo chcieli mi wynagrodzić traumę dzieciństwa. Wbijałem im nóż w serce, traktowałem jak worek treningowy, ale byłem egoistą i nie chciało mi się o tym myśleć. Po latach zrozumiałem, że nie potrafili spełnić mojego jedynego marzenia: z dzieckiem trzeba być, okazywać mu czułość, bawić się z nim. Za to całe życie ich karałem.

Brak czasu to podstawowa bolączka każdego rodzica.

Stąd biorą się potem nasze deficyty w dorosłym życiu: brak pewności siebie, brak poczucia wartości, miłości, bezpieczeństwa. Kiedy zmierzyłem się z tym, czego moi rodzice nie byli w stanie zrobić dla mnie, przełożyłem ten obraz na siebie i pomyślałem: Kurde, czy ja jestem dobrym ojcem? Czy wyrabiam się w moim rodzicielstwie? Jakie popełniam błędy? Nie wiem. Nie mam odpowiedzi na to pytanie. Staram się każdą wolną chwilę spędzać z moim synem.

Źródło: viva.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close